PiS jest silny miernością opozycji, a opozycja słabością PiS. Nic dziwnego, że obie strony zwarły się w klinczu.
Po „taśmach Kaczyńskiego" ten klincz jeszcze się umocnił, bo jedna ze stron poczuła, że druga się skaleczyła. Na zapleczu tej walki trwa już gorączkowa krzątanina przedwyborcza.
Jest niezbędna, bo starcie szykuje się wyczerpujące. – To wojna pozycyjna, w okopach. Nikt nie ma broni atomowej, żeby przyspieszyć rozwiązanie – komentuje jeden z senatorów PO. – Można tylko zdobywać kolejne przyczółki.
A czym się skończy to zwarcie? – To jak obrona Stalingradu: masa ofiar i rannych, ale zwycięży ten, kto się wykaże długotrwałą dzielnością – ironizuje polityk Platformy.
Ale w PiS nastrój oczekiwania na ciężką batalię jest podobny. – Poza niedużą grupą tych mało zrównoważonych, jak poseł Tarczyński, większość wie doskonale, że czeka nas walka na wyniszczenie, którą jednak można wygrać – twierdzi jeden z polityków tej partii. – W naszym interesie jest spokój i wyciszenie emocji, dlatego Mateusz Morawiecki złagodził ton. Nie możemy pozwolić, by odeszli od nas umiarkowani wyborcy. To Grzegorz Schetyna cały czas trzęsie łódką – dodaje.