Marek Migalski nie jest już członkiem delegacji PiS w Parlamencie Europejskim – zdecydował kilka dni temu Komitet Polityczny partii. Miała to być kara za to, że opublikował list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym m.in. obarczał go winą za niskie notowania PiS.
Tymczasem okazuje się, że żadnego wyrzucenia nie było. Formalnie rzecz biorąc bowiem, coś takiego jak delegacja PiS nie istnieje. – Regulamin Parlamentu Europejskiego przewiduje jedynie funkcjonowanie grup politycznych (czyli tzw. frakcji) – tłumaczy Piotr Wolski z Biura Informacyjnego PE.
Karą dla Migalskiego mogłoby być jedynie usunięcie z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), do której należą politycy PiS. Migalski nadal jednak w niej jest. – Nie ma powodu, żeby go wyrzucać – mówi „Rz” osoba z tej grupy.
– Wykluczyć kogoś z frakcji jest niezwykle trudno – tłumaczy „Rz” Marek Siwiec, europoseł lewicy. – W takim wniosku o usunięcie musi być podany powód, który wiąże się bezpośrednio z działalnością frakcji.
– We wtorek wieczorem odbyło się posiedzenie grupy i nikt nie poruszył problemu Migalskiego. Żeby został wykluczony z EKR, musi być zgłoszony wniosek, który następnie zostanie przegłosowany przez większość grupy. A takiego wniosku nie ma – informuje James Holtum, rzecznik EKR. Z informacji „Rz” wynika, że właśnie kłopoty z uzasadnieniem były przyczyną tego, że wniosek o wydalenie Migalskiego z frakcji nie powstał. Przygotowywać miał go europoseł Ryszard Legutko (PiS). Jednak zaprzecza, by zajmował się tą sprawą. – Nikt nie będzie się wygłupiał, bo nie ma formalnych powodów do usunięcia dr. Migalskiego z frakcji – mówi „Rz”.