Niedziela była siódmym dniem Donalda Tuska w podróży. Premier zawitał wczoraj do województwa warmińsko-mazurskiego. W Ełku wizytował budowę obwodnicy i boisko Orlik. W Giżycku zagłosował na Mazury w konkursie na siedem nowych cudów świata i spotkał się z niepełnosprawnymi. W sobotę był na Podlasiu. W Kuźnicy zapewnił celników, że nabyte przywileje emerytalne nie będą odbierane, a w Korycinie spotkał się z producentami serów.

– To zawsze robi dobre wrażenie, gdy premier brata się ze zwykłymi ludźmi – ocenia Bartłomiej Biskup, politolog z UW. Jego zdaniem wyjazdy Tuska nie przysporzą jednak PO zbyt wielu głosów. – To jest raczej pomysł obliczony na efekt medialny, bo dzięki podróżom premiera PO zwiększa swoją i tak dużą obecność w mediach – komentuje.

Jacek Kloczkowski, politolog z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej, uważa chwyt z jeżdżeniem po Polsce za ryzykowny. – Wyjazdy Tuska trącą gospodarskimi wizytami z czasów PRL, a więc czasami ocierają się o śmieszność – wylicza. – Media chętnie podchwytują zdarzenia negatywne, np. żale emerytów czy wrogie okrzyki kibiców.

W sobotę Tusk spotkał się z kibicami Jagiellonii Białystok w Korycinie. Krzyczeli: "Tusk, ty matole, twój rząd obalą kibole".

Z kibicami Jagiellonii starł się też w niedzielę w Białymstoku Radosław Sikorski. Mieli ze sobą transparent "Sikorski, ty jesteś narodową katastrofą". Szef MSZ komentował na Twitterze: "Wśród łysych pał, poseł Mariusz Kamiński. Kibole – bijąca ręka PiSu". Kamiński w rozmowie z serwisem internetowym "Kampania na żywo" zaprzeczał, twierdził, że mecz oglądał w pubie i nie było go wśród demonstrujących.