Gowin ocenił, że dalsze losy Koalicji Europejskiej zależą od wyniku w wyborach do europarlamentu, "chociaż dużo zależy od wyników przedstawicieli poszczególnych partii, wchodzących w skład koalicji". - Wyobrażam sobie taką sytuację, w której KE jako całość wygrywa, ale PSL opuszcza jej szeregi, bo ich kandydaci, będący nawet liderami list, zostaną przeskoczeni przez kandydatów PO. Podobnych niewiadomych jest znacznie więcej - stwierdził w rozmowie z WP.

- Na początku (kampanii) zarzucano nam, że poruszamy tematy niezwiązane z charakterem tych wyborów. Gdy chcemy rozmawiać o euro, sprawie fundamentalnej dla przyszłości Unii, słyszymy, że to straszenie - zauważył wicepremier. - Podpisując Traktat Lizboński, zobowiązaliśmy się do przyjęcia euro. Ale pytanie, kiedy to nastąpi, jest otwarte - dodał.

Tymczasem, zdaniem Gowina, politycy opozycji "jeszcze niedawno nawoływali, by przyjąć euro jak najszybciej". - Gdy my postanowiliśmy powiedzieć: sprawdzam, w szeregach opozycji zapanował zamęt. Jedni wycofują się rakiem, inni nabierają wody w usta - ocenił.

- Polacy mają prawo wiedzieć, na kogo niedługo zagłosują, jeśli oddadzą głos na KE. Na Władysława Kosiniaka-Kamysza, który w sprawie euro zachowuje trzeźwy dystans, na Katarzynę Lubnauer, która jest ślepą zwolenniczką przyjęcia wspólnej waluty, czy na liderów PO, którzy w każdej sprawie mają taki pogląd, jaki akurat wynika im z badań opinii publicznej - mówił Jarosław Gowin.