Opozycja czuje się w Sejmie zmarginalizowana. Niemal automatyczne odrzucanie przez PO-PSL zgłaszanych przez inne partie poprawek do ustaw to tylko jeden z objawów tej niezdrowej sytuacji. Dlatego ugrupowania opozycyjne próbują tworzyć własną, alternatywną rzeczywistość polityczną.
Do „drugiego obiegu” politycznego należy organizowanie masowych protestów ulicznych - takich jak odbywający się w sobotę w stolicy marsz „Obudź się Polsko”. To właśnie na ulicach, a nie w parlamencie opozycja upomina się o kwestie podniesienia wieku emerytalnego czy nieprzyznania koncesji na nadawanie na multipleksie cyfrowym dla Telewizji Trwam.
- Próbowaliśmy o te sprawy najpierw walczyć w Sejmie, ale odbijaliśmy się od ściany. Platforma puszczała nasze argumenty mimo uszu. W tej sytuacji musimy protestować - mówi „Rz” poseł PiS Andrzej Jaworski, pomysłodawca marszu.
Choć politycy SLD na marsz się nie wybierają, odczucia mają podobne. - Takiej marginalizacji opozycji jak w obecnej kadencji Sejmu jeszcze nie było - mówi „Rz” wiceszef Klubu Parlamentarnego SLD Leszek Aleksandrzak. - Naszego głosu w dyskusji nad rządowymi projektami nikt nie słucha, a poprawki, które do nich wnosimy, są błyskawicznie odrzucane. Ostatnio ku naszemu zaskoczeniu jedna, dotycząca becikowego została przyjęta, ale chyba przez przypadek - dodaje.
Polityk lewicy zwraca uwagę, że zdania opozycji nie tylko nie bierze się pod uwagę, ale też o niczym jej się nie informuje. - W poprzednich kadencjach był zwyczaj, że np. w sprawach polityki europejskiej wypracowuje się konsensus. Teraz okazuje się, że posłowie nie dostają nawet informacji o decyzjach, które są podejmowane przed kluczowymi unijnymi negocjacjami - mówi poseł SLD. - Ta blokada informacyjna dotyczy też innych spraw. Ostatnio próbowaliśmy się np. dowiedzieć, ile kosztuje funkcjonowanie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Szczegółowej odpowiedzi nie dostaliśmy - dodaje.