Niespodziewana zmiana miejsc

Rekonstrukcją rządu premier odbiera inicjatywę PiS, który właśnie rozpoczął promowanie wniosku o konstruktywne wotum nieufności.

Publikacja: 17.02.2013 07:48

Kandydat na technicznego premiera Piotr Gliński ma pecha, stale coś odciąga uwagę od jego misji: jak nie abdykacja Benedykta XVI, to rekonstrukcja rządu.

Donald Tusk niespodziewanie zapowiedział ją na najbliższą środę, choć nie dalej jak w grudniu mówił, że dobrym momentem na ocenę ministrów będzie połowa kadencji, a więc jesień tego roku. Tymczasem okazało się, że jeszcze lepszym terminem jest przyszły tydzień.

Zmiany małe czy duże

Pretekstem do rekonstrukcji rządu jest konieczność zapełnienia wakatu po ministrze Tomaszu Arabskim, szefie Kancelarii Premiera, który ma zostać ambasadorem w Madrycie. Nastąpi to jednak najwcześniej za kilka miesięcy. Na dodatek szef rządu najwyraźniej nie zamierza na tym poprzestać, bo zapowiedział zmiany również wśród konstytucyjnych ministrów, czyli szefów resortów.

Kogo mogą dotyczyć? Wicepremier Janusz Piechociński z Polskiego Stronnictwa Ludowego zapowiadał w piątek w mediach niespodzianki. Ale według Stanisława Żelichowskiego z PSL zmiany będą niewielkie i obejmą najwyżej jednego, dwóch ministrów konstytucyjnych.

– Bo gdyby miały być szerokie, to potrzebne by były szerokie konsultacje z koalicjantem, a ich nie było – zaznacza Żelichowski. Podobnie uważa Rafał Grupiński, szef Klubu PO, który w rozmowie z „Rz" zaznacza, że duża rekonstrukcja byłaby konsultowana z prezydium klubu.

Tymczasem lista kandydatów jest długa. Lewica obstawia dymisję ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, którego opozycja już dwukrotnie próbowała odwołać za brak pomysłu, co dalej zrobić z sytuacją w służbie zdrowia. Jednak zaledwie kilka tygodni temu premier osobiście bronił Arłukowicza, więc byłby niekonsekwentny, gdyby go teraz zdymisjonował.

Do wymiany jest typowany minister skarbu Mikołaj Budzanowski. Nad jego głową zbierają się czarne chmury, m.in. za sprawą nadzorowanych przez niego Polskich Linii Lotniczych LOT, które mają bardzo poważne kłopoty i wystąpiły do rządu o ogromną pomoc.

Na giełdzie nazwisk są nieustająco: Joanna Mucha, minister sportu, i Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej, a ostatnio pojawił się na niej minister ochrony środowiska Marcin Korolec.

Gowin na cenzurowanym

Wielu polityków z lewicy, PSL i liberalnego skrzydła PO oraz komentatorów sceny politycznej z zadowoleniem powitałoby też odwołanie ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Głównie z powodu jego konserwatywnych poglądów, a nie błędów w pracy. – Gdyby dymisja objęła Gowina, to byśmy się tym nie zmartwili – mówi jeden z polityków PSL.

Stronnictwo walczy bowiem z pomysłami ministra sprawiedliwości m.in. dotyczącymi likwidacji małych sądów.

Z kolei krytycy poczynań Gowina są zdania, że jako minister sprawiedliwości nadmiernie umocnił konserwatywne skrzydło w PO, które, choć nieliczne, narzuca ton całej partii i dlatego premier powinien utrzeć mu nosa. Grupiński uważa jednak, że Gowin „raczej zostanie" w rządzie. Według nieoficjalnych informacji Arabskiego miałby zastąpić Maciej Berek, od 2007 roku szef Rządowego Centrum Legislacji, ale podobno się waha. Sprawa nie jest więc przesądzona. Pojawiła się za to spekulacja, że szefem Kancelarii mógłby zostać minister transportu Sławomir Nowak, w poprzedniej kadencji szef gabinetu politycznego Tuska i jeden z jego najbliższych współpracowników. Po odejściu Arabskiego, który był najbardziej zaufanym człowiekiem premiera, Tusk będzie potrzebował kogoś podobnego w swoim otoczeniu. Nie wiadomo jednak, kto mógłby zastąpić Nowaka. Idealnym kandydatem byłby prezes PSL Janusz Piechociński, specjalista w tej dziedzinie, jednak niedawno objął on Ministerstwo Gospodarki.

Rekonstrukcja bez presji

W tej kadencji okazja do rekonstrukcji rządu pojawiła się jesienią ubiegłego roku, kiedy Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, nie obronił funkcji lidera PSL i w rezultacie odszedł z rządu. Wówczas pojawiły się głosy, że premier mógłby wykorzystać tę okazję i wymienić najbardziej niepopularne osoby ze swojego gabinetu. To właśnie wtedy premier odparł, że odpowiednim momentem na takie roszady będzie półmetek kadencji. Co zadecydowało, że jest inaczej?

– Bardzo możliwe, że skoro akurat nikt nie domaga się niczyjej dymisji, to Tusk postanowił to wykorzystać do rekonstrukcji, bo nie lubi wymieniać ministrów pod presją mediów czy opozycji – mówi Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

– Zapewne też postanowił odebrać inicjatywę PiS, który nareszcie złożył wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla gabinetu i organizuje przed głosowaniem w tej sprawie debaty programowe, które zawsze warto przykryć.

Politolog dodaje też, że premier musi również pamiętać o spadających sondażach, a rekonstrukcja rządu to nowe otwarcie, które przynosi poprawę nastrojów.

Tyle że jeżeli zmiany będą kosmetyczne, a o takich informują media, to nie przyniosą spodziewanych efektów. Ale że Donald Tusk lubi działania na przekór dziennikarzom, to niewykluczone, że mimo wszystko dojdzie do wysadzenia w powietrze połowy gabinetu.

Taka sytuacja miała miejsce w poprzedniej kadencji po wybuchu afery hazardowej. Wszyscy się spodziewali, że z rządu odejdzie minister sportu Mirosław Drzewiecki i ewentualnie szef MSWiA Grzegorz Schetyna, bo te dwa nazwiska przewijały się w nagranych przez CBA rozmowach przedsiębiorców z branży hazardowej, którzy u Zbigniewa Chlebowskiego, ówczesnego szefa Klubu PO, lobbowali w sprawie korzystnych dla siebie przepisów.

Tymczasem posady stracili dodatkowo: Sławomir Nowak, ówczesny szef gabinetu politycznego premiera, wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, minister w kancelarii Rafał Grupiński i niejako przy okazji Andrzej Czuma, minister sprawiedliwości.

Stanowisko stracił też wówczas szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński, który od dawna był na celowniku premiera. Afera hazardowa była pretekstem do jego usunięcia.

Szeroka rekonstrukcja rządu odniosła zakładany skutek, bo zapobiegła poważnemu kryzysowi w PO i spadkowi poparcia dla tej partii. Premier mógł powiedzieć, że zrobił, co mógł, a nawet więcej, aby nie dopuścić w przyszłości do podobnych sytuacji.

Nie tak łatwo o następcę

Później mimo rozmaitych apeli nie było ani rekonstrukcji, ani nawet wymiany pojedynczych ministrów. Osoby z otoczenie premiera tłumaczyły to faktem, że gdy Donald Tusk zdymisjonował Zbigniewa Ćwiąkalskiego w związku z samobójstwem w więzieniu Roberta Pazika, skazanego za udział w porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika, po czym powołał na jego miejsce Andrzeja Czumę, to potem gorzko tego żałował.

Po pierwsze miał ogromny kłopot, żeby znaleźć nowego ministra sprawiedliwości, a poza tym wymienił lepszego szefa resortu na gorszego. To raz na zawsze miało go wyleczyć ze skłonności do odwoływania swoich ministrów.

Solidarna Polska: Donald Tusk powinien odwołać...

Kandydat na technicznego premiera Piotr Gliński ma pecha, stale coś odciąga uwagę od jego misji: jak nie abdykacja Benedykta XVI, to rekonstrukcja rządu.

Donald Tusk niespodziewanie zapowiedział ją na najbliższą środę, choć nie dalej jak w grudniu mówił, że dobrym momentem na ocenę ministrów będzie połowa kadencji, a więc jesień tego roku. Tymczasem okazało się, że jeszcze lepszym terminem jest przyszły tydzień.

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich