Politycy, którzy wygrali z taśmami

Dwie afery polityczne kończą się, choć nagrania pogrążały ich bohaterów. Jacek Karnowski i Krzysztof Piesiewicz tryumfują po latach.

Publikacja: 19.12.2013 00:30

Jacek Karnowski

Jacek Karnowski

Foto: UM Sopot

„Afera sopocka" trwała ponad 5 lat. Prezydent Jacek Karnowski był podejrzany o żądanie łapówki od biznesmena Sławomira Julkego, dawnego kolegi. Karnowski miał żądać dwóch mieszkań w zamian za korzystną dla Julkego decyzję – wydanie zgody na przebudowę kamienicy w Sopocie.

Julke na dowód przedstawił nagranie, które stawiało Karnowskiego w negatywnym świetle. Jednak w czasie dochodzenia okazało się, że Julke nie ma oryginału nagrania. I to przesądziło o sprawie. – Zawiadamiający o przestępstwie dostarczył prokuratorowi kopię nagrania, które według opinii biegłych nie ma waloru autentyczności – tłumaczy prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz z Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie, gdzie prowadzono śledztwo. Karnowski od początku zarzuca Julkemu montowanie nagrania. Jednak prokuratura przekonuje, że nie stwierdziła celowej ingerencji w zapis rozmowy. Kluczowe było to, że Julke nie dostarczył oryginału.

To jedno z ostatnich rozstrzygnięć dotyczących „afery sopockiej". W sumie od 2008 r. pięć korupcyjnych zarzutów wobec Karnowskiego zostało prawomocnie umorzonych przez różne prokuratury lub sądy. Choć niektóre zarzuty są wciąż badane przez wymiar sprawiedliwości, to Karnowski triumfuje – może wrócić na polityczne salony. – Bardzo cieszę, bo przyjaźnimy się od lat i wiem, jak bardzo ciężko przeżywał skutki tej chyba jednak prowokacji ze strony swojego byłego przyjaciela – oznajmił Donald Tusk. – Nikt nie jest bez grzechu i oczywiście mieliśmy trochę zastrzeżeń co do sposobu jego zachowania, ale cieszę się, że wychodzi czysty z tej sprawy. Będzie mógł liczyć na pewno na moje wsparcie.

Powraca były senator Krzysztof Piesiewicz. Legendarny obrońca opozycjonistów w PRL, współautor scenariuszy do filmów Krzysztofa Kieślowskiego, wpadł w kłopoty pięć lat temu.

Został nagrany przez szantażystów przebrany w sukienkę, wciągający nosem biały proszek. Początkowo Piesiewicz zapłacił szantażystom ponad 300 tys. zł. Ale w listopadzie 2009 r. szantażyści wrócili. Sprawa trafiła do prokuratury. Szantażyści zostali skazani, ale równocześnie prokuratura zajęła się Piesiewiczem – zarzucono mu posiadanie narkotyków i nakłanianie innych osób do ich zażywania. Dowodem był film sporządzony przez szantażystów i ujawniony przez tabloidy.

Piesiewicz nie przyznał się do posiadania narkotyków. Twierdził, że wciągał nie kokainę, ale sproszkowane lekarstwa. Wczoraj sąd go uniewinnił – prokuratura nie była w stanie wykazać, że brał narkotyki. – Dziwiłem się, że ten akt oskarżenia wpłynął. Trzykrotnie badali mnie biegli, którzy wykluczyli jakiekolwiek uzależnienie. Jedna z ekspertyz mówiła, że można przyjąć, że nigdy nie brałem – mówił po wyroku Piesiewicz w TVN 24. Prokuratura nie wyklucza, że odwoła się od tego wyroku.

Czemu tego typu sprawy trwają latami? Bo to – wbrew pozorom – skomplikowane śledztwa i procesy. Najpierw prokuratura musi zebrać potrzebne dowody, a jeśli dojdzie do procesu – weryfikuje je sąd. Najwięcej czasu zajmuje oczekiwanie na opinię biegłych – a to jest kluczowe w sprawach, gdzie należy zbadać autentyczność nagrania. Przygotowanie opinii trwa, bo ekspertów niektórych specjalności wcale nie jest wielu. W dodatku gdy biegły wyda opinię nieprzesądzającą, potrzebna jest kolejna opinia i na nią trzeba zarezerwować dodatkowy czas.

W polskim procesie karnym obowiązuje zasada bezpośredniości dowodów. A to oznacza, że dowód powinien zostać ujawniony w toku procesu. Chodzi rzecz jasna o dowód oryginalny. Jeśli biegły z zakresu fonoskopii nie wykluczy manipulacji przy nagraniu taki dowód staje się dowodem pośrednim i to od oceny sądu zależy czy da mu wiarę. Nie można zapominać także, że w procesie karnym obowiązuje podstawowa zasada – wszystkie wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego.

„Afera sopocka" trwała ponad 5 lat. Prezydent Jacek Karnowski był podejrzany o żądanie łapówki od biznesmena Sławomira Julkego, dawnego kolegi. Karnowski miał żądać dwóch mieszkań w zamian za korzystną dla Julkego decyzję – wydanie zgody na przebudowę kamienicy w Sopocie.

Julke na dowód przedstawił nagranie, które stawiało Karnowskiego w negatywnym świetle. Jednak w czasie dochodzenia okazało się, że Julke nie ma oryginału nagrania. I to przesądziło o sprawie. – Zawiadamiający o przestępstwie dostarczył prokuratorowi kopię nagrania, które według opinii biegłych nie ma waloru autentyczności – tłumaczy prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz z Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie, gdzie prowadzono śledztwo. Karnowski od początku zarzuca Julkemu montowanie nagrania. Jednak prokuratura przekonuje, że nie stwierdziła celowej ingerencji w zapis rozmowy. Kluczowe było to, że Julke nie dostarczył oryginału.

Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"