Na pierwsze od inauguracji Joe Bidena 20 stycznia spotkanie z szefem rosyjskiej dyplomacji Sergiejem Ławrowem sekretarz stanu Antony Blinken wybrał Reykjavik. Dla Ameryki stolica Islandii kojarzy się dobrze: szczyt w 1986 r. Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa otworzył epokę współpracy między USA i ZSRR, najpierw w ograniczeniu zbrojeń atomowych, a potem w innych obszarach. To był wstęp do końca zimnej wojny, jednego z największych tryumfów w historii Ameryki.
Szczyt w czerwcu
Ale ekipa Władimira Putina widzi spotkanie sprzed 35 lat raczej jako początek katastrofy, która doprowadziła do rozpadu najpierw imperium zewnętrznego Moskwy, a potem i samego ZSRR, pozbawiając Kreml statusu jednego z dwóch supermocarstw świata.
W środę to odmienne spojrzenie najwyraźniej tkwiło w tyle głowy obu ministrów. Blinken pozostał pozytywny: „uważam za ważne, aby spotkać się w cztery oczy i zobaczyć, czy da się zbudować bardziej stabilne i przewidywalne stosunki" – oświadczył Amerykanin. Ale Ławrow jeszcze przed spotkaniem odparł: „jeśli stabilność miałaby polegać na systematycznym wprowadzeniu sankcji, nie interesuje nas to".
Obaj ministrowie postanowili uzgodnić szczegóły szczytu Biden–Putin, który miałby się odbyć w czerwcu w jednym z krajów europejskich. Najprawdopodobniej zbiegłby się on z przyjazdem amerykańskiego prezydenta na szczyt NATO
14 czerwca w Brukseli. Według „Komersanta" spotkanie odbędzie się w Szwajcarii.