Nie było wielkiego zaskoczenia. Po porannym posiedzeniu zarządu Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna ogłosił, że formatem, w którym PO wystartuje w wyborach parlamentarnych, będzie Koalicja Obywatelska z Nowoczesną, Inicjatywą Polska i samorządowcami. – Nie będzie koalicji partyjnej. W partyjnych transakcjach już nie będziemy uczestniczyć – zadeklarował.
PO ma w przyszły piątek pokazać listy swoich kandydatów. Lider PO zapowiedział, że 20 procent miejsc będzie otwartych, przeznaczonych dla ludzi z opozycji obywatelskiej. Każde piąte, dziesiąte i piętnaste miejsce ma przypaść samorządowcom. O obywatelsko-samorządowym układzie list KO pisała w ubiegłym tygodniu „Rzeczpospolita".
Komentarz Michała Szułdrzyńskiego: Po decyzji PO opozycja zaczyna od początku
Decyzja Platformy nie jest zaskoczeniem. Już kilka tygodni temu – pod koniec czerwca – pisaliśmy, że w PO powstaje scenariusz startu jedynie w Koalicji Obywatelskiej, bez nowych szyldów partyjnych, a z własnymi skrzydłami. To znacznie ułatwi PO tworzenie list. Ich układ, zaangażowanie mają dać KO szansę na najlepszy możliwy wynik. O tym w kuluarach mówią politycy PO. Gdy w trakcie Forum Obywatelskiego w ubiegły weekend Grzegorz Schetyna zadeklarował, że nie zgadza się na politykę transakcyjną, było jasne, że wszystko zmierza do planu budowy KO bez innych partii.
Te słowa zostały też fatalnie odebrane w PSL, tak jak deklaracja lidera PO o związkach partnerskich. Dodatkowo, „doły" Platformy bardzo niechętnie po wyborach europejskich patrzyły na współpracę z SLD. To wszystko doprowadziło ostatecznie do czwartkowej deklaracji PO, chociaż politycy Platformy podkreślają, że ludowcy słuchają „złych doradców" pchających ich w ramiona PiS.