Reelekcja Bronisława Komorowskiego przez długi czas uchodziła za pewną. Otwartą kwestią zdawało się być tylko, czy dokona się to już w pierwszej, czy dopiero w drugiej turze. Stało się jednak inaczej. Po zaskakującym zwycięstwie Andrzeja Dudy w pierwszej turze, urzędujący prezydent musi drżeć przed decydującym, finałowym starciem.
Wynik pierwszej tury jest niespodzianką nie tylko ze względu na to, że najpopularniejszy polityk w kraju przegrał z do niedawna jeszcze zupełnie nieznanym kontrkandydatem. Przegrana stosunkiem 34,5 do 33,1 procent głosów może wprawdzie wydawać się nieznaczna. Jednak ten rezultat to policzek dla całej elity władzy w Warszawie. Bo przecież właściwym zwycięzcą pierwszej rundy został Paweł Kukiz, któremu zaufał co piąty wyborca - przede wszystkim młodzi ludzie, którzy głosowali na "antysystemowego" kandydata. Teraz to oni zadecydują, który z pozostałych kandydatów wygra w drugiej turze.
Niezadowoleni są przede wszystkim młodzi Polacy
Sukces Kukiza oznacza, że wielu - przede wszystkim młodych wyborców - jest zawiedzionych dotychczasową polityką obozu rządzącego. Bo gospodarczy sukces Polski, z którego tak dumni są rządzący, nie przełożył się na ich warunki życia. W efekcie setki tysięcy Polek i Polaków szuka szczęścia na emigracji w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Ogólna stopa bezrobocia wynosi w Polsce około 8 procent, ale wśród młodych aż 20 procent.
A przecież to właśnie głosy młody wyborców umożliwiły w 2007 roku zwycięstwo PO i Donalda Tuska. W swojej raczej nudnej kampanii, szermującej wizerunkiem męża stanu, Bronisław Komorowski nie dotarł najwidoczniej do młodych i tych, którym się nie poszczęściło. Komorowski jest przez nich postrzegany jako twarz zadowolonego z siebie establishmentu. PO, pomimo nazwy, przestała być partią bliską obywatelom, a stała się typową partią władzy. I za to też dostało się prezydentowi.
Budapeszt w Warszawie?
Zaskakująco dobry wynik Andrzeja Dudy pokazuje, że strategia Jarosława Kaczyńskiego była słuszna. Do wyścigu o najwyższy urząd w państwie wystawił dotąd nieznanego, ale sympatycznego, młodego polityka bez konotacji z dotychczasową władzą, a do tego z poparciem i błogosławieństwem kościelnej hierarchii. Nowa twarz i nadzieja na zmiany dokonały wyborczego cudu.