– W chińskich przedsiębiorstwach cały czas działają fabryczne komitety partii komunistycznej – powiedział „Rz" rosyjski sinolog Władimir Portiakow, wicedyrektor Instytutu Dalekiego Wschodu RAN.
Mimo że Komunistyczna Partia Chin przestała nawoływać do prowadzenia walki klasowej i teraz „walczy o dobrobyt", bez zgody jej „sekretarza fabrycznego" nie może awansować żaden menedżer. „Niezrozumiała polityka, nierzetelne dane [gospodarcze] i nie wiadomo jaki system podejmowania decyzji" – zaczęli się skarżyć zachodni przedsiębiorcy, gdy zachwiał się chiński rynek.
Według niektórych specjalistów Państwo Środka jest już pierwszą gospodarką na świecie wyprzedzającą USA – a przynajmniej było, do czasu krachu na giełdzie. Ale nikt nie był w stanie powiedzieć naprawdę jak wielką, bo wszystkie tamtejsze statystyki są nierzetelne.
„Ręcznie robione" – osiem lat temu mówił o nich z ironią obecny premier Chin Li Keqiang. Radził wtedy amerykańskiemu ambasadorowi w Pekinie, by – jeśli chce się dowiedzieć, jak naprawdę wygląda sytuacja w chińskiej gospodarce, sprawdzał wielkość spożycia energii elektrycznej, przewozów kolejowych i udzielonych kredytów. „Wall Street Journal" z kolei cytuje zachodnich deweloperów i analityków rynku nieruchomości działających w Chinach, którzy wykradali dane o dostawach gazu ziemnego do poszczególnych budynków mieszkalnych, by zorientować się, ile mieszkań jest tam jeszcze niezamieszkanych.
Dzięki tym „partyzantom wolnego rynku" wiadomo dziś, że chiński boom nie był tak wielki, jak wszystkim się wydawało: co piąte nowe mieszkanie w chińskich miastach jest puste.