- Kiedy nasz premier spotyka się z biznesmenami, a to będzie można, mam nadzieję, zobaczyć w różnych miejscach, w telewizji przede wszystkim, i prowadzi z nimi racjonalne rozmowy, to dochodzą do wniosku, że to się da zrobić - dodał prezes Prawa i Sprawiedliwości na konwencji wyborczej swojej partii w Radomiu.
- Dlaczego to jest konieczne? Najważniejsze są względy społeczne. Chodzi o to, żeby w Polsce nie budować grupy ludzi, która jest po prostu bardzo biedna, bardzo źle zarabia. I to jest ten pierwszy, główny cel - tłumaczył Jarosław Kaczyński.
- My kończymy z tą koncepcją, którą nam tu zaproponowano, suflowano, i którą niestety te elity III RP przyjęły, z taką koncepcją - nie chcę powiedzieć kolonialną, więc półkolonialną - mówił. Zapowiedział, że „Polska nie może być i nie będzie zasobem taniej siły roboczej”.
W kampanii przed październikowymi wyborami partie dość zgodnie partie obiecują podwyższenie przede wszystkim najniższych wynagrodzeń. Obietnica PiS o szybkim wzroście płacy minimalnej dotyczy stawki 2600 zł miesięcznie brutto w 2020 r. (co rząd już zrealizował) i 4000 zł w 2023 r. (lub 2024 r.).
Płacowe minimum w wysokości 4 tys. zł w porównaniu z obecnym 2250 zł oznaczałoby wzrost o ok. 78 proc. I sięgnęłoby 60–65 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Zdaniem ekonomistów to zbyt szybki wzrost, stanowiący zbyt duży wzrost kosztów pracy, który może sprawić poważny problem pracodawcom, a w konsekwencji całej gospodarce.