Informacje, które docierają do opinii publicznej w sprawie możliwej rekonstrukcji rządu, można traktować w dużej mierze jako balony próbne, które mają przetestować reakcje na rozmaite posunięcia. Nie będzie dużą przesadą stwierdzenie, że osobą, która dziś ma największą wiedzę na temat tego, jak głęboka będzie zmiana w rządzie, jest Jarosław Kaczyński. Ale nasi rozmówcy wskazują, że wciąż rozważane są rozmaite warianty zmian, które mają nastąpić na początku wakacji.
Pewne jest bowiem to, że wtedy odbędzie się kongres i jeśli jakieś zmiany mają nastąpić, to na nim zostaną ogłoszone. Dlaczego? – Ludzie będą na wakacjach, mniej ich będzie interesowała polityka. A nowi ministrowie będą mieli dwa miesiące na to, żeby wejść w swoje resorty i być gotowym, by po wakacjach stanąć przed opinią publiczną z konkretnymi propozycjami – mówi jeden z polityków PiS.
Kongres ma też pozwolić na w miarę miękkie zmiany. Zamiast krytykować ministrów, którzy odchodzą – oznaczałoby to bowiem, że wybierając ich do rządu, Jarosław Kaczyński i Beata Szydło popełnili błąd – będzie można sprzedać wyborcom opowieść o zamknięciu pierwszego etapu rządów, zrealizowaniu pierwszej części obietnic, a do kolejnego etapu, do kolejnych wyzwań, potrzebne są inne osoby.
Najważniejsze pytanie dotyczy oczywiście tego, jak głęboka ma być rekonstrukcja, a dokładnie, czy obejmie również stanowisko premiera.
Część naszych rozmówców z PiS zwraca uwagę, że i tak przed wyborami w 2019 roku musi dojść do zmiany na stanowisku szefa rządu. – Jeśli Szydło będzie premierem w dniu wyborów, stanie się naturalnym kandydatem na premiera w kolejnej kadencji, a tego prezes nie chce – twierdzi nasz rozmówca.