– Obecność sił pokojowych ONZ – można raczej powiedzieć ludzi, którzy zapewnią bezpieczeństwo misji OBWE – uważa za dość istotne – powiedział nagle rosyjski prezydent Władimir Putin na zakończenie szczytu BRICS w Xiamen w Chinach.
Jednak to Ukraina pierwsza zgłosiła Radzie Bezpieczeństwa propozycję wysłania „błękitnych hełmów" na linię frontu, i to wiosną 2015 roku. Rosja wtedy zapowiedziała, że zawetuje ją, gdyż „wojskowych misji pokojowych nie przewidują porozumienia mińskie". Ukraina próbowała obejść rosyjskie weto, wprowadzając latem 2015 roku do swojej konstytucji zapis, że parlament może zaprosić obce wojska (wraz z uzbrojeniem) do prowadzenia misji pokojowej na terenie kraju. Nic z tego nie wyszło, bo poza Kijowem nie było chętnych do konfliktowania się z Rosją w Donbasie.
Obecnie Putin obwarował swoją propozycję zastrzeżeniami: misja będzie rozmieszczona tylko na linii frontu „i na żadnym innym terytorium", w sprawie wycofania ciężkiej broni i samej misji Kijów musi bezpośrednio porozumiewać się z separatystami. Obaj wodzowie Donbasu (Zacharczenko z Doniecka i Płotnickij z Ługańska) już zapowiedzieli, że najpierw Ukraińcy muszą wycofać swoje wojska, a dopiero potem mogą przyjechać żołnierze ONZ.
– Prezydent Poroszenko na pewno odpowie na tę propozycję 12 września, w czasie wizyty w Nowym Jorku i wystąpienia w Zgromadzeniu Ogólnym. Na razie sama Unia Europejska nie zwróciła na nią uwagi i przedłużyła sankcje wobec Rosji nałożone z powodu wojny w Donbasie – powiedział „Rzeczpospolitej" kijowski analityk Ołeksij Melnyk.
Już wiadomo, że Kijów nie zgodzi się, by „błękitne hełmy" jedynie ochraniały misję OBWE, bo „wystarczy po prostu ją uzbroić i sama się ochroni". Jednocześnie Kijów chciał i chce, by siły ONZ przede wszystkim wzięły pod kontrolę ten odcinek granicy ukraińsko-rosyjskiej, nad którym obecnie panują rosyjscy separatyści. Na to jednak kategorycznie nie zgadza się Kreml.