Barcelona nie chce referendum niepodległościowego

Burmistrz metropolii nie udostępni lokali wyborczych w dniu plebiscytu niepodległościowego.

Aktualizacja: 11.09.2017 14:39 Publikacja: 10.09.2017 19:15

Separatyści w Katalonii świętują ogłoszenie referendum, ale Madryt nie ustępuje.

Separatyści w Katalonii świętują ogłoszenie referendum, ale Madryt nie ustępuje.

Foto: AFP

Sondaż opublikowany w weekend przez „El Pais" okazał się zimnym prysznicem dla przewodniczącego katalońskich władz autonomicznych Carlesa Puigdemonta. Wynika z niego, że dla 56 proc. Katalończyków planowane głosowanie o niepodległości prowincji „nie może być ani wiążące, ani legalne".

Tylko 38 proc. jest przeciwnego zdania. Co gorsza, plany katalońskich nacjonalistów odrzuca 2/3 mieszkańców prowincji mających poniżej 34 lat.

To reakcja na przyjęcie przez partie niepodległościowe w parlamencie regionalnym w nocy z czwartku na piątek ustawy o referendum z pominięciem normalnych procedur legislacyjnych. Dzień później Trybunał Konstytucyjny w Madrycie uznał ponadto plebiscyt za sprzeczny z ustawą zasadniczą królestwa, a więc nielegalny.

650 z 948

Puigdemont dał mimo to 948 gminom Katalonii 48 godzin na określenie, czy 1 października udostępnią lokale wyborcze. Co prawda 650 odpowiedziało pozytywnie, ale nie ma wśród nich największych miast jak Lleida czy Tarragona. A przede wszystkim najważniejszego – Barcelony.

Wywodząca się z populistycznego, lewicowego ugrupowania Podemos burmistrz metropolii Ada Colau zapowiedziała, że „zamraża" przygotowania do referendum dopóki władze Katalonii „nie dadzą gwarancji, że udział w głosowaniu nie zaszkodzi kierowanej przez nią instytucji i jej pracownikom". To zaś jest wykluczone, bo musiałoby oznaczać zmianę stanowiska Madrytu.

– Nie ulegajcie naciskom. Siła hiszpańskiego państwa jest z wami – apelował w sobotę w Zaragozie do burmistrzów miast przeciwnych referendum premier Mariano Rajoy.

„To nie jest już zwykły konflikt"

Na razie sześć tysięcy urn wyborczych jest przetrzymywanych przez secesjonistów w nieznanym miejscu w obawie, że przed dniem głosowania zostaną skonfiskowane przez władze centralne. To tym bardziej prawdopodobne, że sekretarz generalny katalońskiej policji Toni Castejon zapowiedział, że jego formacja nie może zabezpieczać głosowania, które byłoby nielegalne.

Na tym rozgrywka jednak się nie kończy. W poniedziałek, w dniu święta narodowego Katalonii na ulice Barcelony i innych miast prowincji niemal na pewno wyjdą setki tysięcy manifestantów. To ma być pokaz siły nacjonalistów i jeśli się powiedzie, może nadać nową dynamikę procesowi niepodległościowemu.

Barceloński dziennik „La Vanguardia" podał, że do władz regionalnych zgłosiła się grupa sześciu „obserwatorów międzynarodowych", którzy mieliby nadzorować przebieg głosowania. Jest wśród nich Polak, a także Amerykanin, Brytyjczyk, Francuz i Holender. W samej Polsce, gdzie mieszka około 250 Katalończyków, głosowanie miałoby się odbyć korespondencyjnie. Jednak Puigdemont nie zdołał uzyskać poparcia władz jakiegokolwiek kraju dla swojej inicjatywy, choć być może najbliższa takiego kroku jest Estonia.

Rajoy zachował zimną krew, nie sięgnął po radykalne metody powstrzymania ruchu niepodległościowego, jak przejęcie bezpośrednich rządów przez Madryt czy tym bardziej wyprowadzenie wojska na ulice Barcelony. Poprzestał na wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie referendum za nielegalne. – W zestawieniu z działaniami Puigdemonta taka strategia może być uznana za umiarkowaną. W każdym razie póki co okazała się skuteczna – mówi „Rz" Oriol Bartomeu, politolog z Uniwersytetu w Barcelonie.

Były sekretarz generalny NATO, a wcześniej szef hiszpańskiej dyplomacji Javier Solana ostrzega jednak: „Sytuacja wymyka się spod kontroli. To nie jest już normalny konflikt, w którym politycy się spierają, ale przynajmniej przestrzegają uznanych przez wszystkich reguł". Zaś cytowany przez „New York Timesa" barceloński prawnik i współtwórca centrowej partii Ciudadanos Francesca de Carreras ostrzega wręcz przed „katalońskim Majdanem.

Hiszpańska federacja

W Madrycie są świadomi powagi sytuacji – tego, że status quo nie może trwać wiecznie. Rajoy po raz pierwszy przyznał, że jeśli 1 października nie dojdzie do referendum, jest gotowy „negocjować" w sprawie „rozwiązania politycznego" sporu. Szef rządu nie wyklucza już nawet zmiany konstytucji z 1978 r., tak aby przekształcić monarchię konstytucyjną z 17 regionami autonomicznymi w państwo o charakterze federalnym.

W cytowanym sondażu „El Pais" 56 proc. ankietowanych uważa, że także władze Katalonii powinny szukać „politycznego rozwiązania" sporu, tak jak to wcześniej zrobił Kraj Basków.

Już wcześniej za reformą konstytucji opowiedział się lider głównej partii opozycyjnej, socjalistycznej PSOE Pedro Sánchez. Jego zdaniem rozwiązaniem mogłaby być przebudowa Hiszpanii w kraj „wielonarodowy".

Dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu oraz spadkowi bezrobocia dwa tradycyjne ugrupowania polityczne kraju mają coraz większe poparcie. Weekendowy sondaż dla „El Mundo" daje rządzącej Partii Ludowej 30,8 proc. głosów, zaś PSOE 26,4 proc., podczas gdy populistyczna Podemos może liczyć na 19,5 proc. wyborców, zaś centrowa Ciudadanos – 12,7 proc.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

Sondaż opublikowany w weekend przez „El Pais" okazał się zimnym prysznicem dla przewodniczącego katalońskich władz autonomicznych Carlesa Puigdemonta. Wynika z niego, że dla 56 proc. Katalończyków planowane głosowanie o niepodległości prowincji „nie może być ani wiążące, ani legalne".

Tylko 38 proc. jest przeciwnego zdania. Co gorsza, plany katalońskich nacjonalistów odrzuca 2/3 mieszkańców prowincji mających poniżej 34 lat.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"