W ten sposób katalońscy secesjoniści chcą stworzyć wrażenie, że odpowiadają na „prowokację” premiera Mariano Rajoya, na jego politykę „odrzucenia dialogu”. Prawda jest jednak inna. W obozie katalońskich nacjonalistów zwyciężyła frakcja najbardziej radykalna, która liczy na konfrontację z hiszpańskim państwem. Ma nadzieję, że w ten sposób uda jej się zyskać sympatię świata i międzynarodowe uznanie nowego państwa.
Jeszcze w czwartek była szansa na kompromis. Przewodniczący rządu regionalnego Carles Puigdemont chciał rozpisać nowe wybory regionalne i uratować katalońską autonomię. Ale toczona przez niego samego populistyczna gra wymknęła się spod kontroli. Oczekiwania radykalnych secesjonistów był tak rozbudzone, że o wstrzymaniu deklaracji niepodległości nie było mowy. Puigdemont uległ mieszance marksistów i anarchistów z Esquerra Republicana i CUP, które do tej pory wspierały jego rząd. Ale zamiast samemu ogłosić niepodległość i ryzykować więzienie do końca życia za zdradę stanu wolał postawić na tajne głosowanie w parlamencie.