Rząd ujawnił we wtorek szczegóły zapowiadanej od kilku tygodni tzw. daniny solidarnościowej. Zapłacą ją osoby zarabiające ponad 1 mln zł rocznie, a stawka wyniesie 4 proc. od nadwyżki ponad tę kwotę. Wraz z częścią składki na Fundusz Pracy (w wysokości 0,15 proc. jej podstawy) zasili ona Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. W ten sposób rząd chce pozyskać środki na wsparcie niepełnosprawnych i wyjść naprzeciw postulatom osób protestujących w Sejmie już prawie od miesiąca.
Danina solidarnościowa ma zacząć obowiązywać dopiero od 2019 r. Choć rząd nie ujawnił na razie konkretnego projektu ustawy, to z informacji Ministerstwa Finansów wynika, że byłby to rodzaj podatku od dochodów z różnych źródeł. W rozesłanej do prasy informacji resort informuje, że chodzi o dochody z pracy, działalności gospodarczej (także tej objętej liniową 19-proc. stawką) i z dochodów kapitałowych. MF wśród potencjalnie opodatkowanych wymienia nawet emerytów i rencistów. Do wyliczenia podatku mają być stosowane obowiązujące w PIT reguły obniżania podstawy opodatkowania o koszty uzyskania przychodów i składki na ZUS. Wynika to z podanego przez MF przykładu, według którego przy zarobkach brutto 1,5 mln zł rocznie podstawę opodatkowania (500 tys. zł) obniża się o koszty pracownicze 1335 zł i 51 758 zł składek na ubezpieczenia społeczne. W rezultacie taka osoba zapłaci rocznie 17 876 zł nowego podatku.
Nie sami krezusi
– Rząd chce, aby solidarnościowy fundusz wsparcia osób niepełnosprawnych był zasilany z dwóch źródeł: z daniny solidarnościowej, którą zapłacą najbogatsi, i z Funduszu Pracy. Nieprawdą jest więc, że pomoc dla niepełnosprawnych sfinansują jedynie osoby najbogatsze – komentuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. – Fundusz Pracy zasilany jest składkami od wszystkich wypłacanych wynagrodzeń, a zebrane w nim pieniądze mają służyć aktywizacji biernych zawodowo.
Potwierdzają to zresztą wyliczenia resortu finansów, który szacuje, że gdyby nowe przepisy obowiązywały już w tym roku, z nowego podatku płaconego przez 25 tys. osób z dochodami powyżej 1 mln zł rocznie na nowy fundusz wpłynęłoby 1,15 mld zł. Z Funduszu Pracy zostałoby zaś przekazane na ten cel dodatkowe 650 mln zł, jako część składki od wynagrodzeń wszystkich pracujących Polaków.
– Trudno powiedzieć, czy taka kwota może spełnić postulaty środowiska osób niepełnosprawnych, bo cały czas nie wiemy, o jakich kosztach mówimy – zauważa Jakub Sawulski z Instytutu Badań Strukturalnych. – Protestujący twierdzą, że dodatek rehabilitacyjny w wysokości 500 zł obejmie tylko 272 tys. osób, a rząd mówi o 1,5 mln osób. To daje skrajnie różne wyliczenia kosztu wypłaty tych świadczeń – od 1,6 mld zł do 9 mld zł. Z prezentacji minister Czerwińskiej wynika jednak, że rząd chce przeznaczyć dodatkowe środki na inne rzeczy niż postulowany przez osoby niepełnosprawne dodatek rehabilitacyjny. Postulat ten najpewniej nie zostanie więc spełniony.