Przedłużająca się pandemia i wynikające z niej ograniczenia w niektórych branżach coraz mocniej uderzają w domowe budżety. Wiele osób zarabia mniej lub w ogóle straciło pracę. W jeszcze gorszej sytuacji są ci, którzy stosunkowo niedawno kupili na kredyt mieszkanie czy dom, bo przez wirusa szybko mogą wpaść w spiralę zadłużenia. Dla wielu jedynym ratunkiem będzie sprzedaż lokum. Taką operację, która ma uwolnić od bankowego długu, warto jednak przemyśleć, także pod kątem podatkowym. Przez pośpiech i pochopne decyzje można bowiem wpaść z deszczu pod rynnę. Przestrogą niech będzie sprawa, którą niedawno rozsądził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku.
Ucieczka od zobowiązania...
Sprawa dotyczyła podatnika, który na początku 2011 r. zaciągnął kredyt w banku na dokończenie budowy domu. Za 200 tys. zł bank wpisał się do hipoteki. Cały kredyt został wydatkowany w kilkanaście miesięcy zgodnie z harmonogramem. Schody zaczęły się w 2012 r., gdy nasiliły się problemy zdrowotne kredytobiorcy, eliminując go z życia zawodowego. We wniosku o interpretację wyjaśnił, że został pozbawiony źródła dochodów, co doprowadziło do problemów ze spłatą kredytu. Ostatecznie bank zerwał umowę i zażądał natychmiastowej spłaty całego kredytu. Sprawa trafiła do komornika, który skontaktował się z podatnikiem, by ściągnąć zadłużenie lub wszcząć proces licytacji domu.
Czytaj także: Zeznanie o nabyciu spadku po czasie nie pomoże fiskusowi
Mężczyzna tłumaczył, że udało mu się przekonać bank, że sam szuka kupca na dom. Otrzymał zapewnienie umorzenia postępowania i czteromiesięczny termin na sprzedaż domu z jednorazową spłatą zadłużenia. Po znalezieniu nabywcy w maju 2014 r. udało mu się podpisać umowę przedwstępną z płatnością zaliczki 20 tys. zł. W krótkim czasie kupujący zgłosił jednak problem z zapłatą pierwszej transzy w wysokości 300 tys. zł, która miała pójść na spłatę kredytu i zaspokojenie roszczeń banku. Kupujący miał zapomnieć, że pieniądze ma na lokacie terminowej do 30 czerwca 2014 r. i dopiero po tej dacie może dojść do spisania umowy końcowej i zapłaty.
Podatnik zgodził się na nową umowę przedwstępną bez zmiany ceny i z zabezpieczeniem dla kupującego, że dom na niego czeka. Nad treścią umowy czuwał notariusz, umowa miała być sfinalizowana w końcu lipca 2014 r. Podkreślił, że chciał dom sprzedać sam, bez licytacji. Został postawiony pod ścianą i chcąc jak najszybciej zamknąć temat kredytu z uwagi na rosnące odsetki oraz uzyskać pismo zwalniające hipotekę, zdecydował się na naruszenie własnych środków przeznaczonych na inny cel i spłatę 160 tys. zł kredytu. To otworzyło mu drogę do dalszych negocjacji i umorzenia znacznej części zadłużenia.