(Przypominamy korespondencję z Plusa Minusa ze stycznia 2014 roku)
Tajemniczy świat muridów zaczynam poznawać w skarpetkach. Na życzenie przewodnika, z którym przyjechałem z Dakaru, zostawiam buty w samochodzie na parkingu przed Wielkim Meczetem w Toubie, ich najważniejszą świątynią. Po brudnym asfalcie zbliżam się do kremowych i białych marmurów, którymi wyłożono tysiące metrów kwadratowych otaczającego świątynię placu.
Panuje tu niezwykła jak na Afrykę cisza, spokój, czystość. W mauzoleach przywódców wspólnoty czarnoskóre kobiety przykryte cienką, najczęściej białą tkaniną modlą się oddzielone od mężczyzn. W przestronnych dziedzińcach między pomalowanymi niedawno w złote pasy kolumnami młodzi Afrykanie w kolorowych podkoszulkach czytają Koran.
Zanim tu dotarliśmy i z szacunku dla muzułmańskiej świątyni zdjęliśmy obuwie, przejechaliśmy przez rozległe miasto pełne niskich domów, zazwyczaj ukrytych za murami. Cały czas widać było minarety Wielkiego Meczetu, który nie ma sobie równych w kraju.
Miasto jeszcze na początku lat 60., gdy Senegal uzyskał niepodległość, miało ledwie kilka tysięcy mieszkańców. Teraz jest ich tu 100 razy, a może i 200 razy więcej, leżąca w głębi kraju Touba stała się drugim co do wielkości miastem po stołecznym Dakarze, do którego jest stąd około 180 kilometrów.
Mistyką i pracą
Mieszkańcy są muridami, członkami wspólnoty muzułmańskiej powołanej do życia pod koniec XIX wieku przez szejka Ahmadou Bambę Mbacke. Bamba założył miasto w 1888 roku z dala od zgiełku, by on i jego uczniowie mogli tu w spokoju oddawać cześć Bogu. Święte miasto, jak mówił, miało być miejscem odkupienia i dążenia do szczęścia. Jego nazwa oznacza zresztą „szczęście".
Jedyna zachowana fotografia Bamby – w długiej białej szacie i białym zawoju na głowie, pochodząca prawdopodobnie z 1912 roku – zdobi wiele senegalskich ścian, nie tylko w Toubie, na jej podstawie wykonano też nalepki zdobiące wnętrza samochodów.
„W muridach jest i kontemplacja, uduchowienie, charakterystyczne dla sufich, i zmysł praktyczny. Łączą to zgrabnie. Zaczynali w czasach kolonialnych jako rolnicy specjalizujący się w uprawie orzeszków ziemnych, Francuzi zwali ich arachidowym bractwem. Potem opanowali wytłaczanie oleju z orzeszków, a w końcu zajęli się też biznesem na większą skalę, panują w senegalskim przemyśle rolno-spożywczym, transporcie, usługach" – opowiadał mi, zanim dotarłem do Touby, dr Djiby Diakhate, socjolog z uczelni w Dakarze badający wspólnotę, sam zresztą murid, co łatwo poznać, bo ze znajomym wita się, przykładając jego dłoń do czoła (potem ręce pozostające w uścisku się obracają i znajomy dotyka jego dłonią swojego czoła).