Powiedziałem pani premier, że mamy najniższe w naszej historii bezrobocie. Zapraszamy wszystkich Polaków z powrotem do kraju, ale oczywiście szanujemy indywidualne decyzje ludzi dotyczące ich drogi życiowej – mówił pod koniec 2018 r., po rozmowach z Theresą May, premier Mateusz Morawiecki. Kilka tygodni później w rozmowie z BBC zaapelował wręcz do Brytyjczyków: „Oddajcie nam naszych ludzi z powrotem".
Myślenie życzeniowe? Niekoniecznie. Po tym, jak liczba naszych rodaków w Wielkiej Brytanii osiągnęła w 2017 r. szczytowy poziom – 1,021 mln, w tym 922 tys. urodzonych poza granicami Zjednoczonego Królestwa – zanotowano jej pierwszy spadek (licząc od momentu wejścia Polski do UE). I był to spadek znaczący – o 116 tys. osób. To o ponad 40 tys. więcej, niż wynosiła populacja Polaków na Wyspach przed 2004 r., w którym wchodziliśmy do Unii, a Londyn otwierał dla nas brytyjski rynek pracy.
Warto przy tym odnotować, że temat masowego powrotu z emigracji pojawiał się w naszej debacie publicznej już od 2007 r. W spocie wyborczym Platformy Obywatelskiej z tego roku wyliczano, że „w ciągu ostatnich dwóch lat (2005–2007, czas pierwszego rządu PiS – red.) z kraju wyjechało za chlebem prawie 2 mln Polaków". – Już wkrótce Polacy zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać – przekonywał w tym samym spocie Donald Tusk.
Obietnicy tej nie udało się Platformie i jej koalicjantom z PSL zrealizować. Przeciwnie – tylko w 2013 r. kraj opuściło pół miliona Polaków. Liczba emigrantów rekordowy poziom osiągnęła – jak wynika z danych GUS – w 2017 r. (a więc dwa lata po ponownym dojściu PiS do władzy). Było to 2,54 mln osób. Dopiero w kolejnym roku zanotowano pierwszy od kilkunastu lat spadek – do 2,455 mln. To jednak nadal liczba o prawie 1,5 mln większa niż w 2004 r., gdy przed Polakami zaczęły otwierać się rynki pracy w UE. Pod tym względem można śmiało powiedzieć, że na razie ani Donald Tusk, ani Mateusz Morawiecki nie zdołali skłonić Polaków do masowych powrotów. Nie jest jednak wykluczone, że to, co nie udało się im, uda się Borisowi Johnsonowi.
Mała Polska na Wyspach: wykształcona i zamożna
Wielka Brytania przez ostatnich 16 lat była głównym kierunkiem emigracji Polaków, prześcigając nawet znacznie bliższe nam geograficznie Niemcy. Wpływ na to miały przede wszystkim dwa czynniki. Po pierwsze, siła funta, która sprawiała, że po przeliczeniu zarobków na złotówki okazywało się, iż nawet niskopłatna praca na Wyspach (słynny zmywak, na który mieli jeździć Polacy) pozwala całkiem nieźle urządzić się finansowo (przy założeniu, że z owego zmywaka ostatecznie wróci się do kraju). Po drugie, urzędowy język Wielkiej Brytanii jest jednocześnie lingua franca współczesnego świata – spośród wszystkich obcych języków jest więc przez Polaków najlepiej opanowany, a ponadto rynek pracy wymusza dobrą znajomość angielskiego. Przez to wielu emigrujących rodaków mogło łączyć przyjemne z pożytecznym – zarabiać lepiej niż w Polsce i podszkolić się w znajomości języka, którym mówi cały świat.