I wtedy oczom zebranych objawił się mocno wyżelowany brunet, lekko otyły, ale w srebrzystej marynarce, z przylepionym na stałe uśmiechem i wydał z siebie głos. Głos ten brzmiał nieco jak spłaszczony alt. Wypowiedział zaledwie dwa zdania, ale to wystarczyło, by dostał od organizatorów wielki bukiet kwiatów, godny co najmniej literackiego noblisty. Okazało się wtedy, że to właśnie on, Zenek Martyniuk, będzie bohaterem pierwszej produkcji Telewizji Polskiej, zwanej przez niektórych telewizją publiczną.
Nie jestem człowiekiem naiwnym, no, może jestem, choć nie do tego stopnia, by oczekiwać, że TVP dofinansowana hojnie ze środków publicznych (wina Tuska) w poczuciu misji przygotuje wielki fresk biograficzny o Krzysztofie Pendereckim w międzynarodowej obsadzie. Poważnie traktując jednak często głoszone fascynacje muzyczne Jacka Kurskiego, mógłbym oczekiwać, że jako prezes TVP postanowi wyprodukować np. dzieło o Jacku Kaczmarskim. Postać tego artysty z pewnością nie wzbudziłaby takiego zdziwienia jak osoba pana Zenka i raczej łączyłaby, a nie dzieliła Polaków.
O tym, że TVP w dość osobliwy sposób traktuje pojęcie misji, świadczy casus Olgi Tokarczuk. Pisarka, która dzięki Nagrodzie Nobla mogła stać się najlepszą reklamą i promocją Polski na świecie, właśnie dzięki „misjonarzom TVP" i niektórym portalom prawicowym stała się niemal publicznym wrogiem numer 1. I mamy takie ładne zestawienie. W czasie kiedy świat mówi: Tokarczuk, TVP odpowiada: Martyniuk. Czy to jest to, co niektórzy nazywają „wymianą elit"?
Przemówienie noblowskie Olgi Tokarczuk, które rozgrzało serca wielu słuchaczy, zyskało znakomite recenzje na świecie i pokazało autorkę jako osobę wrażliwą, refleksyjną, bardziej zadającą pytania niż mającą gotowe odpowiedzi, wciąż ciekawą świata, która w prosty sposób potrafi powiedzieć człowiekowi coś istotnego, w publicznej telewizji stało się tematem niewybrednych kpin.
Uznano, że w noblowskim przemówieniu autorka „Ksiąg Jakubowych" nie powiedziała niczego nowego. A powołując się na dziedzictwo europejskiej kultury, powtórzyła to, o czym wiadomo. Rodzimi „misjonarze kultury" zaczęli postrzegać Tokarczuk jako pisarkę nudną (rozumiem, że nie wszyscy znają jej twórczość, ale czy rzeczywiście jest to powód do dumy?). Pisano też, że Tokarczuk jest pisarką antypolską, nagrodzoną w wyniku układów przez „wiadome siły". A poza tym dodawano, że nie może być Polakiem ktoś, kto ma nazwisko zakończone na uk.