Górniczy znój czy Opolno-Zdrój

Polska Grupa Energetyczna planuje wyburzyć pouzdrowiskową wieś na Dolnym Śląsku, bo potrzebuje dla swojej kopalni miejsca na nową odkrywkę. – Po co bezpowrotnie niszczyć miejscowość z zabytkową architekturą, skoro dni wydobycia węgla są policzone? – pytają obrońcy Opolna.

Publikacja: 05.02.2021 10:00

W elektrowni Turów ma ruszyć w tym roku nowy blok węglowy zbudowany za 4,3 mld zł netto. Teoretyczni

W elektrowni Turów ma ruszyć w tym roku nowy blok węglowy zbudowany za 4,3 mld zł netto. Teoretycznie ma działać do 2044 r.. Szacuje się, że z okolicznych złóż można wydobyć jeszcze 260 mln ton surowca

Foto: kwb turów

Skraj Polski, wciśnięty między Czechy i Niemcy, widziany z lotu ptaka wygląda jak krajobraz księżycowy. Stoję na brzegu krateru, wielkiego na 2500 hektarów, na którym poza zasięgiem mojego wzroku gigantyczne kombajny wyrywają węgiel ziemi. W oddali majaczą dymiące kominy Elektrowni Turów. Ten krater pochłania kolejne hektary, a wkrótce połknie także część znajdującego się tuż obok dawnego uzdrowiska Opolno-Zdrój, niszcząc jego historyczną zabudowę i dzieląc wieś na pół. Garstka zapaleńców z różnych stron naszego kraju uparła się, by zmienić losy tej miejscowości i zachować ją dla potomnych. Wbrew właścicielowi kopalni, ale i mieszkańcom.




Żywe muzeum

Spacer uliczkami Opolna-Zdroju to jak wycieczka po skansenie. Wieś jakby zastygła w czasie. Trudno uwierzyć, że przez lata nienaruszony został jej charakter, choć po odkrytych tu w XIX w. wodach leczniczych pozostały już tylko wspomnienia i stare pocztówki. Napotkane domostwa zaskakują albo fikuśnym kształtem, albo wieżyczką czy detalem, takim jak choćby malowany kwiatek na płocie. Dziś w dawnych pensjonatach mieszkają głównie górnicy i ich rodziny. Wystarczy jednak odrobina wyobraźni, by cofnąć się o 100 lat i zobaczyć przechadzających się ulicą Kasztanową kuracjuszy: panie w długich eleganckich sukniach i wytwornych kapeluszach, dystyngowanych panów w garniturach i wreszcie dzieci zbierające irysy dla swoich mam.

– W przeszłości było to uzdrowisko znane nie tylko w regionie, określane mianem „Saskich Cieplic". Na przełomie XIX i XX w. powstawały tu kolejne zakłady kąpielowe, hotele i pensjonaty, park zdrojowy, były nawet kort tenisowy i odkryty basen. Wszystko to dla tłumnie przyjeżdżających tu kuracjuszy – opowiada Bartosz Idryjan, konserwator architektury zaangażowany w ochronę zabytkowego Opolna-Zdroju. Choć tu nie mieszka, zna każdy dom, każdy zakątek.

W okresie powojennym zaprzestano działalności leczniczo-uzdrowiskowej, a zanik źródeł mineralnych w wyniku eksploatacji złóż węgla zaprzepaścił wszelkie nadzieje na przywrócenie świetności uzdrowiska. – Jednakże układ przestrzenny zachowany jest bez znaczących przekształceń, z charakterystyczną zabudową domów tkaczy, wkomponowanych w zabudowania o charakterze architektury uzdrowiskowej. Większość wytyczonych dróg wraz z zielenią w postaci alei i parków, niewielkim potokiem wijącym się przez miejscowość została zachowana, tworząc niepowtarzalny klimat tej miejscowości. Zabytkowe obiekty, dawne pensjonaty, zakłady kąpielowe stanowią doskonałe przykłady uzdrowiskowej architektury. Autentyzm i unikatowy charakter Opolna-Zdroju decyduje o jego szczególnej wartości – podkreśla Idryjan. Zaznacza jednocześnie, że obecny stan prawny nie pozwala na ochronę miejscowości i jej obiektów. – Dlatego szczególnie istotne jest objęcie ochroną poprzez wpis do rejestru zabytków, który pozwoli na ich zachowanie dla przyszłych pokoleń – apeluje ekspert.

Miejscowi inaczej podchodzą do sprawy. Mam szczęście, bo w dniu mojego przyjazdu rozgrywany jest mecz na lokalnym stadionie, na grillu skwierczą kiełbaski, mieszkańcy wsi są w dobrych nastrojach. Pan Jerzy ma już wszystko policzone. – Czy naprawdę pani myśli, że fotowoltaika wyprodukuje tyle energii i da tyle miejsc pracy co elektrownia węglowa? – odpowiada pytaniem na pytanie o stosunek do powiększającej się odkrywki węgla. Znacznie od niego młodszy, 19-letni Paweł nie ma żadnych wątpliwości. – Miejscowość jest ładna, ale nie ma przyszłości. Kopalnia to stała praca, dobre pieniądze. Poza tym nie ma tu perspektyw – kwituje.

Węglowy biznes

Należący do kontrolowanej przez państwo Polskiej Grupy Energetycznej kompleks energetyczno-wydobywczy Turów zatrudnia 8 tys. pracowników. Jeśli do tego doliczymy współpracujące firmy, to można przyjąć, że kopalnia i elektrownia dają zatrudnienie 15 tys. osób. Nagłe zamknięcie tak dużego zakładu pracy oznaczałoby dla regionu katastrofę. Tylko w 2019 r. (to ostatnie dostępne dane) PGE przekazała w postaci podatków i opłat na rzecz gmin Bogatynia i Sulików, a także powiatu zgorzeleckiego w sumie 125,5 mln zł. To potężny zastrzyk gotówki dla samorządów, który pozwala im finansować inwestycje i poprawiać standard życia mieszkańców. Dodatkowo PGE od lat wspiera mieszkańców Opolna, finansując różnego rodzaju inicjatywy, np. kulturalne.

– To dla nas bardzo ważne. Z samej turystyki nie da się uzupełnić budżetu gminy. Pamiętajmy też, że wykorzystane przez nas tereny podlegają później rekultywacji, stają się zatem atrakcyjniejsze. Przykładem jest wieś Wigancice – kiedyś całkowicie wysiedlona, a teraz porośnięta lasem. Dziś ludzie znów chcą tam mieszkać – zauważa Rafał Skorupiński, naczelny inżynier górniczy w Kopalni Turów.

Pytanie tylko, jak długo PGE zdoła utrzymać działalność górniczą w tym miejscu. Surowca wystarczy jeszcze na niespełna ćwierć wieku. Trafia on w całości do tutejszej elektrowni i pobliskiej ciepłowni. Przez lata węgiel brunatny był zresztą najtańszym źródłem energii w Polsce. Problem w tym, że jest też najbardziej emisyjnym paliwem – szacuje się, że emituje niekiedy nawet półtora raza więcej CO2 niż węgiel kamienny i trzy razy tyle co gaz. Przy coraz bardziej restrykcyjnej unijnej polityce klimatycznej, nakazującej krajom członkowskim redukowanie emisji gazów cieplarnianych, i przy rosnących gwałtownie kosztach emisji CO2 produkcja prądu w tego typu elektrowniach staje się coraz mniej opłacalna i traci na znaczeniu. Jeszcze w 2014 r. z węgla brunatnego pochodziło 35 proc. wytwarzanej w Polsce energii elektrycznej. W 2018 r. było to 30 proc., a w 2020 r. już tylko 25 proc.

– To nie ekolodzy zamkną odkrywkę, zrobi to ekonomia. I wtedy okaże się, że na darmo zburzyli Opolno. Dlatego walczymy o każdy zabytkowy budynek, bo każdy z nich jest wart ocalenia – kwituje Leszek Pazderski, ekspert ds. polityki ekologicznej w organizacji Greenpeace Polska. Część mieszkańców Opolna tylko czeka na wykup domu, by ułożyć sobie życie na nowo – np. w znacznie większej Bogatyni. Właściwie to trudno jest mi znaleźć kogokolwiek, kto chciałby zamknąć kopalnię i ze wsi zrobić muzeum. W końcu jednak mi się udaje. Jedna z mieszkanek, która nie chce podawać swojego imienia, przyznaje, że szkoda jej Opolna: – Żal jest tych miejsc, które giną w oczach. Wielu terenów, całych wsi, które pamiętam z dzieciństwa, już nie ma. Pochłonęła je kopalnia. A może jednak uda się coś ocalić...

Kupić i zburzyć

PGE sukcesywnie wykupuje okoliczne działki pod przyszłą odkrywkę. W ten sposób do 2020 r. całkowicie wysiedlono miejscowość Białopole. We wrześniu, po 12 latach negocjacji, wyprowadzili się stąd mieszkańcy ostatniego domu. Wcześniej w podobny sposób z mapy zniknęły też inne wsie, m.in. Rybarzowice, Biedrzychowice Górne i Strzegomice. Wykup nieruchomości w Opolnie też się rozpoczął. Inwestor zazwyczaj od razu burzy wykupione budynki. Leszek Pazderski wskazuje, że teren, który chce przejąć PGE, to niespełna 2 proc. całego obszaru, który grupa chce eksploatować, i znajduje się dokładnie na skraju. – Czy koncern nie może po prostu ominąć tej miejscowości? – zastanawia się Pazderski.

– Opolno-Zdrój to ostatnia wieś, w którą chcemy ingerować. Wykupujemy tylko te grunty i nieruchomości, które znajdują się w granicach obszaru górniczego i są nam niezbędne do efektywnej eksploatacji złoża. Jeśli ktoś zdaje sobie sprawę, jak wygląda eksploatacja złóż, to wie, że ominięcie tego miejsca wiązałoby się z istotnym uszczupleniem całej planowanej działalności wydobywczej – wyjaśnia Skorupiński z Kopalni Turów. Wylicza, że w sumie w Opolnie do wykupienia jest 70 budynków, z czego tylko jeden jest wpisany do rejestru zabytków, a kilkanaście do gminnej ewidencji zabytków.

Tymczasem ekolodzy mają już przygotowany plan rozwijania w tym miejscu ekomuzeum. Ma je tworzyć zespół 17 historycznych obiektów, w tym m.in. budynki stanowiące przykład architektury uzdrowiskowej z przełomu XIX i XX w., domy przysłupowe i dom szachulcowo-murowany jako wzorce zanikającej oryginalnej architektury regionalnej Dolnego Śląska, stuletnia szkoła i kościół wzniesiony przez ewangelików. Część z tych obiektów znajduje się na terenie przyszłej odkrywki węgla. Ekolodzy wierzą, że dla wsi Opolno, w której mieszczą się dziś jeden sklep, kościół i świetlica, a dotarcie tam komunikacją publiczną jest karkołomne, turystyka może być szansą na drugie życie.

Międzynarodowa awantura

Na razie jednak drugie życie dostanie Elektrownia Turów, która w tym kwartale uruchomi nowoczesny blok węglowy za 4,3 mld zł netto. Nowa jednostka ma działać do 2044 r., czyli do wyczerpania się tutejszych złóż węgla brunatnego, eksploatowanych na skalę przemysłową od 1904 r. Jak dotąd z kopalni Turów wydobyto już około 930 mln ton węgla, a pozostało jeszcze 260 mln ton. W skali roku produkcja sięga tu 6–9 mln ton, w zależności od zapotrzebowania elektrowni. Węgiel zalega na tyle płytko, że można go eksploatować metodą odkrywkową, a więc usuwając wierzchnie warstwy ziemi. To zdecydowanie tańszy sposób niż budowa kopalń głębinowych, jakie działają np. na Górnym Śląsku.

W marcu 2020 r. minister klimatu przedłużył PGE koncesję na wydobywanie węgla brunatnego ze złoża Turów o kolejne sześć lat. Na właściwą koncesję, która pozwoli kopalni działać do 2044 r., spółka wciąż czeka. Wśród przeciwników powiększania odkrywki są nie tylko organizacje ekologiczne, ale i sąsiedzi Polski. Swój sprzeciw wyrazili już oficjalnie zarówno Czesi, jak i Niemcy, którzy notabene sami wydobywają i spalają węgiel brunatny, przy czym są w tej dziedzinie europejską potęgą.

Czesi martwią się o stan wód podziemnych na terenach przygranicznych po powiększeniu odkrywki. PGE przekonuje, że na ujęcie wody pitnej po czeskiej stronie większy wpływ niż kopalnia mają warunki atmosferyczne i związana z nimi susza hydrologiczna, na dowód czego wysuwa niezależną opinię Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Niemniej Kopalnia Turów buduje tzw. ekran filtracyjny, długi na kilometr i głęboki miejscami na ponad 100 metrów, by chronić wody podziemne. – To nie jest tak, że kopalnia odwodniła całkowicie pobliskie tereny, a Opolno-Zdrój jest pustynią. Wykupywane przez nas pola, których jeszcze na tym etapie nie potrzebujemy, oddajemy w dzierżawę rolnikom i oni mają z nich plony – argumentuje Skorupiński.

To nie przekonuje Czechów, którzy poskarżyli się na Polskę w sprawie odkrywki Turów do Komisji Europejskiej. Skargę do Brukseli złożyły też władze niemieckiego miasta Zittau (Żytawa), również alarmując o obniżeniu się na ich terenie poziomu wód gruntowych. Czechy zarzuciły ponadto Polsce, że naruszyła prawo Unii Europejskiej w procesie przedłużenia zgody na funkcjonowanie Kopalni Turów do 2026 r. Pod koniec grudnia 2020 r. KE uznała, że faktycznie doszło do pewnych naruszeń, ale nie we wszystkich kwestiach wskazanych przez czeski rząd. Po takiej opinii Czechy mogą skierować sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE albo próbować rozwiązać spór polubownie.

Wykluczeni z funduszy

Problemem są nie tylko międzysąsiedzkie spory, ale też wizja wykluczenia regionu zgorzeleckiego, w tym gminy Bogatynia, z możliwości pozyskania pieniędzy z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla regionów górniczych. Z tych środków będzie mógł skorzystać np. Śląsk, a także Wielkopolska Wschodnia, gdzie do 2030 r. zamknięte zostaną wszystkie kopalnie i elektrownie opalane węglem brunatnym. Komisja Europejska nie zgadza się natomiast na przekazanie choćby jednego euro z tej puli dla Bogatyni. Nie ma planów odejścia od węgla w ciągu najbliższej dekady, to nie ma i pieniędzy na transformację. W opinii polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska to błędne założenie. – Proces odchodzenia od węgla w takich regionach jak powiat zgorzelecki i gmina Bogatynia, których gospodarka jest uzależniona od lokalnej kopalni, powinien być procesem stopniowym i rozłożonym w czasie. Długo przed zamknięciem tego typu zakładów powinny się pojawić inwestycje, które w sposób naturalny pozwolą na zmianę profilu zawodowego funkcjonującego w danym regionie – tłumaczą służby prasowe resortu. Ostateczna decyzja należy jednak do Komisji Europejskiej.

Transformacja i tak prędzej czy później czeka Bogatynię i tę część Opolna, której nie pochłonie kopalnia. Potrzebne będą nowe miejsca pracy. Bez unijnych funduszy może być ciężko. – Transformacja energetyczna jest nieunikniona, ale należy ją przeprowadzić ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Region musi być do niej dobrze przygotowany, by uniknąć negatywnych skutków społecznych i gospodarczych – podkreśla Wojciech Dobrołowicz, pełniący funkcję burmistrza Bogatyni. Już teraz gmina szykuje się do zielonej przemiany i tworzy nową strategię rozwoju. – Na pewno Opolno-Zdrój, miejscowość z niezwykłą historią i dużym potencjałem, będzie w niej uwzględnione – zapewnia Dobrołowicz. Zdaniem prof. Konrada Świrskiego z Politechniki Warszawskiej, czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy na początku szalonej rewolucji energetycznej, w której nie ma miejsca na wysokoemisyjne paliwa. Jak widzi świat za niespełna dziesięć lat? – Żadnego węgla, jakieś resztki gazu, żadnych spalinowych samochodów i tylko nowe technologie, a może i jeszcze nowsze: fotowoltaika w pokryciu budynków, w nowych oknach, a może i w drogach czy chodnikach – wymienia Świrski. – Wszystkie polskie inwestycje energetyczne też powinny odrzucić jakiekolwiek iluzje, bo nie da się, niestety, połączyć nowych technologii z węglem – dodaje.

Polski rząd na razie do tej rewolucji podchodzi ostrożnie. Największa krajowa kopalnia węgla brunatnego w Bełchatowie ma zakończyć działalność w latach 30. tego wieku, Turów w latach 40., a ostatnie głębinowe kopalnie węgla kamiennego dla energetyki mają działać do 2049 r.

– Kreślenie planów wydobycia węgla brunatnego aż do 2044 r. w obecnych realiach, przy zaostrzającej się z roku na rok polityce klimatycznej UE, to skazywanie gminy Bogatynia i powiatu zgorzeleckiego na twardą transformację bez poduszki finansowej w postaci unijnych funduszy. Bo ta transformacja i tak się dokona, gdy w końcu okaże się, że dłużej węgla nie opłaca się już kopać i spalać – zapewne jeszcze przed 2030 r. I z czym wtedy zostaną mieszkańcy, jeśli odkrywka zniszczy najcenniejszy zasób gminy, jaki stanowi zabytkowy kompleks Opolna-Zdroju? – zastanawia się Pazderski. Patrzymy na kopalnię, stojąc na nieformalnym punkcie widokowym, tuż przy skrzyżowaniu dróg wiodących z Opolna na wprost do Sieniawki, w lewo do wyludnionego już Białopola, a w prawo na skraj turoszowskiej odkrywki. Wiatr zmian niewątpliwie zawieje także w tym miejscu. Nie wiemy tylko, z jaką siłą. 

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy