Właśnie z taką mamy do czynienia w przypadku koronawirusa Covid-19. Na facebookowych „tablicach" pełno jest informacji o tym, że trzeba kupić suche jedzenie, zaopatrzyć się w leki, odwołać spotkania rodzinne, wyjazdy, imprezy masowe, a najlepiej jak Kościół w Lombardii nawet publiczne msze święte (dzięki Bogu księżom samotnie pozwolili sprawować) i czekać na kolejną z cyklu medialnych apokalips. Gdybym chciał tego rodzaju przekazy traktować poważnie, to nie pozostałoby mi nic innego niż – jak to mawiał jeden z moich wykładowców – „nakryć się gazetą i czołgać na cmentarz", i to pewnie w maseczce przeciwwirusowej, żeby od kogoś się czymś nie zarazić, bo jeszcze przez przypadek umarłbym na jakąś chorobę, a nie zdrowy jak rydz (bo niestety, że umrę, to – jakkolwiek byśmy to ukrywali – rzecz pewna).