W do dziś niewyjaśnionych okolicznościach w 1963 r. zabito prezydenta USA Johna Kennedy’ego. Kilka lat później Jordańczyk Sirhan Sirhan zabił jego brata Roberta, który kandydował na prezydenta i bez żadnych wątpliwości objąłby tę posadę. Zabito wieszcza czarnoskórych Amerykanów Martina Luthera Kinga. Nigdy nie da się zapomnieć jego „I have a dream...“. To marzenie przerwała kula mordercy. Zamachy na Mahatmę Gandhiego, Indirę Gandhi, jej syna Sandżaja zmieniły bieg historii w Indiach. Po rozstrzelaniu bez żadnego sądu małżeństwa Ceausescu Rumunia poszła w innym kierunku rozwoju – skończył się ustrój totalitarny, ale jednak przez zabójstwo. W okresie międzywojennym zamach na życie pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Gabriela Narutowicza 16 grudnia 1922 r. w Warszawie też wiele zmienił w wewnętrznej polityce. Benazir Bhutto zamordowano w ostatnich godzinach roku 2007. Wcześniej zabito jej ojca, premiera Pakistanu, i dwóch braci.

Mordowanie przywódców jako przejaw agresywnych „izmów“ było stałym zjawiskiem w historii ludzkości. Wyliczając polityczne morderstwa przywódców, można napisać całą historię światową. Wyjątkowo inaczej postrzegam zamach na Hitlera. Można sobie tylko w sposób retrospektywny przedstawić, w jakim kierunku by poszła II wojna światowa, gdyby zamachowcom udał się plan. Może by się udało uratować 2 miliony Żydów zgładzonych między 1943 a 1945 r.

Historia zna zbyt wiele przykładów, kiedy zbrodnicza ręka zamachowca godzi w nadzieje na pokój wewnętrzny i pokój z sąsiadami, kiedy kilka sekund, w których padają strzały, wpływa na losy milionów. Jeszcze raz spójrzmy w przeszłość: gdyby w 1951 r. nie zabito króla Jordanii Abdullaha I, pradziadka teraźniejszego króla Abdullaha II, to może Bliski Wschód już od dawny byłby innym, lepszym miejscem. Iigal Amir, który trzema strzałami przerwał życie premiera Icchaka Rabina, prawie uśmiercił pokojowy proces między Izraelem a Palestyńczykami. Możliwe, że zabójstwo Benazir Bhutto wstrzyma dołączenie Pakistanu do narodów demokratycznych.

Oczywista jest rzecz jedyna: te strzały z rewolwerów lub karabinów miały, tak mi się wydaje, większy wpływ na historię niż polityka dyplomatów. Nie zawsze terror jest wstępem do wojny, ale zawsze przeradza się w anarchię. Co do anarchii: wiemy, jak ona się zaczyna, ale nie mamy żadnej wiedzy, jak się kończy. Kilkuset szahidów, aktywnych i potencjalnych, tworzy światowy chaos. To jest część III wojny światowej.