Wiatraki Wildsteina

Nie ma jednolitego establishmentu III RP. Każda rządząca w Polsce formacja zarówno rozwijała demokratyczny ład wolnorynkowy, jak i psuła działanie państwowych instytucji

Aktualizacja: 02.02.2008 02:29 Publikacja: 02.02.2008 02:23

Wiatraki Wildsteina

Foto: Rzeczpospolita

Red

Z rosnącym zdziwieniem słucham zarzutów, jakie politycy i publicyści pisowskiej prawicy formułują wobec PO i jej rządu. Jarosław Kaczyński straszy „zbrodniarzami wypuszczanymi z więzień”, inni natomiast głoszą tezę o „populizmie PO”. Ostatnio w sążnistym artykule w „Rzeczypospolitej” do wątku tego nawiązał Bronisław Wildstein, przypisując Platformie „inteligencki populizm”! W ten sposób twórczo rozwinął myśl Rafała Matyi, z upodobaniem przypisującego populizm rządowi PO. „Populizm inteligencki” to, doprawdy, godna zachwytu pojęciowa wolta.

Jeśli banalnie rozumieć pod pojęciem „inteligencji” bardziej wykształconą część społeczeństwa, niejako wyklucza to poparcie przez nią populizmu – jako zbioru uproszczonych idei i nierealistycznych żądań – charakterystyczne dla nisko wykształconych. Wskazuje na to samo pochodzenie pojęcia „populizm”. Jeśli więc „populizm inteligencki” – to znaczy, że inteligenci dzielą się na „populistów” (proliberalnych!) oraz racjonalnie myślących zwolenników PiS. Zwolennicy PiS są zatem „prawdziwą inteligencją”, wykształconym społecznym rozumem, podczas gdy reszta to, zapewne, pseudointeligenci albo ćwierćinteligenci. „Prawdziwa inteligencja” – to określenie nawet pasowałoby do zwolenników PiS wprost wyrażających ideały „prawdziwych Polaków”. I gdzież to się znalazł mój niedawny przyjaciel Wildstein!

Generalny atak na PO bardziej odsłania zideologizowany do głębi obraz świata autora niż cechy realnego obiektu, jakim jest rządząca partia i jej rząd. Widać to szczególnie, gdy autor przenikliwie tropi dzieła „inteligenckiego populizmu”, wskazując (z rozpaczą i gniewem) „odbudowywanie” wpływów „establishmentu III RP”. Oto następne słowo klucz w analizie Bronisława Wildsteina. „Establishment” jest szalenie tajemniczy, bo właściwie nie wiadomo, kto go tworzy. Tajemnicze „siły portfela” – to pewne, ale też budowniczowie ustroju III RP.

Gdy to czytałem, nasunęła mi się dość prosta refleksja, że przynajmniej do drugiej połowy lat 90. sam Wildstein nieźle się przysłużył „budowaniu III RP”, pełniąc różne odpowiedzialne funkcje. Dotyczy to zresztą w jeszcze większym stopniu przywódców PiS, czyli braci Kaczyńskich. Trudno sobie wyobrazić na przykład późniejszy i – to prawda – fatalny kształt Kancelarii Prezydenta bez tworzących ją dla Wałęsy braci Kaczyńskich. Różne inne instytucjonalne rozwiązania, które stały się przedmiotem ataku rewolucjonistów IV RP, tworzone były albo wedle zamysłu Kaczyńskich, albo z ich udziałem, albo – i to też ważne – niejako przeciw ich pomysłom i planom.

Piszę to wszystko, aby raz na zawsze zaprzeczyć uproszczonym wizjom „układu”, jakie wytworzyło PiS, od początku definiując ład państwowy III RP jako „chory”, poddany kontroli jakiejś jednej i jednolitej grupy interesów, oczywiście wywodzącej się wprost z obozu postkomunistów. Jak to uczenie ujął Wildstein, był to „układ wewnątrzsterowny”. Jednakże państwo, które samo się określiło w pewnym momencie jako III RP, ewoluowało, nigdy nie było jednolitym konstruktem, wyrastało w ostrych czasem starciach i, czego nie mogę nie powtarzać jako socjolog badacz, od początku w bardzo wydatny sposób było i tworzone, i potem psute także przez dawniej szlachetnych bojowników o wolność z „Solidarności”.

Poważne badania (np. E. Wnuka-Lipińskiego, W. Wesołowskiego i I. Pańków, J. Wasilewskiego) z pierwszej połowy lat 90. wskazują na bardzo poważną wymianę wszelkiego typu instytucjonalnych elit, co oznacza jedno: zdecydowane wyparcie osób z nomenklatury z ich stanowisk. Rzecz jasna dotkliwe klęski wyborcze partii postsolidarnościowych różnym ludziom z dawnej nomenklatury dawały możliwość odgrywania na powrót znaczących ról, zarazem wzmacniając rolę starych zasad w nowym systemie. Ale potem na powrót, choćby za czasów AWS, wracały reformy, na tyle gruntowne, jak choćby reforma administracyjna, że trudno w ogóle mówić o działaniu wciąż tych samych grup i „układów”.

Kompromitacja całej formacji AWS polegała na tym przede wszystkim, że od dołu do góry działacze i osoby mianowane na stanowiska postanowili korzystać z państwa pełną garścią, bijąc na głowę poprzedników z pierwszej, postkomunistycznej koalicji rządowej. Jeśli więc mowa o chorobie państwa, to trzeba lojalnie mówić, że jej podtrzymywanie bądź zgoła kultywowanie uprawiały również rządy prawicowe. O dokonaniach PiS w tej sferze będzie mowa później.

Kontynuując wątek, warto przypomnieć konstytucję powstającą wyjątkowo długo i to wcale nie dlatego, że jawne i tajne siły postkomunistyczne blokowały jej powstanie. Raczej awantura w obozie postsolidarnościowej prawicy uniemożliwiała przygotowanie konstytucji na początku lat 90. i rozwijanie demokratycznego państwa na silnych zasadach konstytucyjnych. Dziś widać też fatalne błędy w treści konstytucji dotyczące uprawnień władz. Chociaż tworzono je przy działaniu „podziału postkomunistycznego”, ze względu na czysto personalne, prawicowe rachuby wyborcze ułożono przepisy dotkliwie odbijające się na ładzie prawnym państwa.

Tak czy inaczej nie ulega wątpliwości, że każda rządząca formacja w istotny sposób zarówno rozwijała demokratyczny ład wolnorynkowy, jak i psuła działanie państwowych instytucji. Wynika z tego, że nie ma jednolitego establishmentu III RP, a jeśli już, to są różne środowiska mniej lub bardziej ze sobą współpracujące.

Najlepiej można by to było prześledzić po gościach salonu autora artykułu, gdyż jestem przekonany, że drastycznie się różnią obecni goście Bronisława Wildsteina od tych, którzy tam jeszcze bywali choćby pięć lat temu. Establishment się, jak widać, zmienia...

Najnowszy establishment PiS powstawał dzięki wciągnięciu nowych ludzi oraz był możliwy dlatego, że zmobilizowano populistyczne masy. Pisowska elita polityczna odwołała się do dawnej ideologii narodowokatolickiej, nic więc dziwnego, że Radio Maryja stało się głównym społeczno-politycznym sojusznikiem. Resentymentowe wyjaśnienie sytuacji różnych grup, których pozycja społeczna odbiegała od ich ambicji, służyło do stworzenia nowej formacji. Mówienie więc obecnie o populizmie Platformy wydaje się naprawdę niezbyt poważne.

Na zakończenie warto zauważyć, że rewolucja IV RP wykorzystała na swój użytek diagnozę państwa sformułowaną przez Jadwigę Staniszkis. Jeśli jednak czytać wywody Staniszkis dokładnie, to okaże się, że od dawna uznała ona, iż „układ III RP” był możliwy tylko dzięki temu, że wszyscy (co należy podkreślić) liczący się aktorzy polityczno-społeczni twórczo go utwierdzali. Ostatnim z nich był PiS, wbrew hasłom „rewolucji IV RP”.„Sieci znajomków” i prawo państwowe

Tutaj pojawia się następny interesujący w artykule Wildsteina motyw, i to socjologiczny. Autor tekstu stara się, niemal jak rasowy socjolog, opisać, jak łańcuch znajomości osobistych, więzi, koleżeństwa i przyjaźni buduje „sieć” współpracy (przypominam „szare sieci” Zybertowicza) oplatającą instytucje państwowe i rzecz jasna szkodliwą. Obserwacja godna uwagi, bo fakt, że ludzie podejmujący działanie odwołują się raczej do znajomych niż do nieznajomych, że szukając współpracowników (nawet na państwowych posadach), wybierają raczej kolegów i przyjaciół niż pierwszego lepszego z ulicy – to myśl jako żywo godna uwagi.

Jeśli uzna się ją właśnie za socjologiczną oczywistość, której podlegamy wszyscy, oskarżycielski jej sens traci na znaczeniu. Demokratyczne, oparte na zasadzie równości szans, prawo państwowe powołuje się po to między innymi, aby modyfikować tę socjologiczną oczywistość i znacząco ją osłabiać, choć nie da się jej całkiem zlikwidować. Wcale nie byłoby to zresztą tak społecznie pożądane.

Ograniczenie działania „sieci znajomości”, a raczej poddanie jej merytorycznej i formalnej kontroli jest bardzo ważne. Powinno polegać na tym, że osoby wysuwane do ważnych ról i posad muszą spełniać niezależnie sformułowane merytoryczne kryteria, aby były kompetentne i przygotowane do tego, co robić mają. Zarówno jednak w biznesie, jak i w działaniu administracji państwowej, ba, powiem nawet, że i w nauce, znajomości, więzi, koleżeńskie stosunki z innymi stanowią jeden z najsilniejszych atutów jednostek, które kandydują na wszelkie stanowiska bądź chcą rozwinąć wielkie przedsięwzięcia. Znajomi, których można zaprosić do współpracy i liczyć na ich współdziałanie, to jeden z najważniejszych kapitałów, jakimi dysponuje człowiek w demokratycznym społeczeństwie.Wildstein, czyniąc socjologiczną uwagę, przypisuje jednak owym dotychczasowym „sieciom znajomości”, a także uruchamianym teraz przez PO, jakąś z założenia negatywną intencję, jakby w zupełnie inny sposób działali do niedawna działacze PiS. Zarzuty wobec obecnego rządu i koalicji jako tej, która „odtwarza” dawne stosunki, aby „nagiąć demokrację i wolny rynek do swych potrzeb”, brzmią doprawdy komicznie i tak nierealistycznie, że aż strach. Bo takie użycie „sieci znajomych” do obsadzenia wszelkich stanowisk państwowych i gospodarczych, z jakim mieliśmy, a poniekąd dalej mamy, do czynienia w Kancelarii Prezydenta, wcześniej chyba nie miało miejsca. Rzuciło się to wszystkim w oczy przede wszystkim dlatego, że jakość tych znajomych i pana prezydenta, i pana premiera (nie mówiąc już o dawnych wicepremierach!) była zastraszająco kiepska.

Nie dziwi, że radykalny program IV RP raz na zawsze zlikwidował niezrealizowany od początku lat 90. projekt stworzenia służby publicznej, czyli zastępu wykształconych, lojalnych wobec interesów i zasad państwa urzędników państwowych, zasobu kadrowego dla kolejnych, zmieniających się ekip rządowych. Sieć znajomości premiera Kaczyńskiego i innych liderów PiS była jedyną zasadą doboru osób na państwowe stanowiska niekrępowaną „nieżyciowymi” przepisami. „Nasi” mogli wreszcie zdobyć państwowe instytucje...

Zmiana tego stanu rzeczy to jeden z najważniejszych postulatów opozycji przed wyborami w 2005 roku. Odpolitycznienie, a właściwie odpartyjnienie państwa miało być kluczem do reformy Rzeczypospolitej, jedną z centralnych kwestii naprawy państwa. Walka z korupcją częściowo się z tym wiązała, ale gdy zastąpiła hasło odpartyjnienia państwa, a zwłaszcza wszelkich jego służb, zaczęła żyć własnym, całkowicie politycznym życiem. „Walka z korupcją” stała się środkiem do walki z politycznymi przeciwnikami PiS, podporządkowana była zresztą najważniejszemu celowi rządów Jarosława Kaczyńskiego, czyli stworzeniu silnej, autorytarnej i monolitycznej partii prawicy dominującej bezwzględnie na scenie politycznej Polski. I naprawdę kontrolującej wszystko, co się w Polsce dzieje, włącznie z moralnością obywateli.

Wildstein rozwija swą teorię „układu”, uzupełniając jej główny człon, czyli „oligarchię” jeszcze „korporacjami”: „Istotnym elementem oligarchii są wpływowe korporacje, w Polsce zwłaszcza korporacja prawnicza i niektóre dominujące media”. Zdanie to powtarza jedno z wiodących haseł pisowskiego rządu i cel działań ministra Ziobry. Jak można powtarzać je dzisiaj, po tym, jak sam były minister zamienił podległą sobie prokuraturę i służby aparatu sprawiedliwości w centralnie sterowany, podporządkowany politycznej rozgrywce układ?! Był to na pewno „układ zewnątrzsterowny”.

Warto też przypomnieć, jak było choćby ze zmianą złych skutków korporacjonizmu adwokackiego. Przywódcy PiS słusznie zarzucili adwokatom negatywny społecznie korporacjonizm niedopuszczający młodych adeptów do zawodu. Gdy usiłowano sprawę naprawić, przygotowano tak fatalne przepisy, że nie przeszły przez ustawodawcze sito. Były zaś na tyle nośne społecznie, że nie mogły być zlekceważone przez opozycyjne partie. Pewnie zmiany by poparto, gdyby je nieco mniej radykalnie sformułowano. Autor o tym zdaje się w ogóle nie pamiętać, bo ideologia przesłania zdrowy rozsądek.

A jednak...

Nie oznacza to wcale, aby różne elementy diagnozy sytuacji, jaką kreśli Wildstein, nie były trafne. Przede wszystkim Platformie można wytknąć to, że jakoś nie kwapi się nie tylko przywracać ideę, ale podjąć kroki w kierunku zbudowania przejrzystej instytucji służby cywilnej, stworzenia trwałych zasad działania urzędników państwowych. Czyli niejako rzucić swym przeciwnikom z PiS w twarz rękawicę – prawo, które raz na zawsze odpartyjni państwo. Na razie zbyt mało słychać o działaniach i postulatach na ten temat i na tę sprawę Wildstein słusznie wskazuje.

Wielu członków PO, nawet jej działaczy, a też sympatyków, do których się zaliczam, miało przekonanie, że rząd Donalda Tuska powinien w większym stopniu skorzystać z fachowców, z ekspertów i specjalistów z różnych dziedzin. Tak się nie stało, a przecież na najcichszy głos zaproszenia do pracy na rzecz rządu przybiegłaby zapewne większość uczonych i ekspertów, aby wspomóc PO.

Lider Platformy i premier najwyraźniej jednak nie docenia, jak wiele mógłby zyskać on sam i jego rząd, korzystając z takiej pomocy. Polsce potrzeba teraz, takie mam wrażenie, jak zeschłej ziemi deszczu, wykorzystania potencjału polskiej nauki i całego kapitału umysłowego, który jest niemały i drastycznie niewykorzystany w działaniu państwa na wszystkich polach, od inżynierii i budowy dróg poczynając, na teorii i praktyce zarządzania i socjologicznej myśli na temat kapitału społecznego kończąc.

Niezdecydowanie, przewlekanie decyzji, polityka jako gra między samymi politykami i urzędnikami – nie jest to zbyt optymistyczny obraz. Zwłaszcza że to Donald Tusk niósł obietnicę, że jego rząd będzie naprawdę szanował obywateli i dążył do wykorzystania głosu opinii publicznej i zbiorowego myślenia do podejmowania najlepszych decyzji i do efektywnego działania. Krytyka PO na pewno się należy, ale nie może być ona całkiem zanurzona w rachunkach ze skompromitowaną przeszłością „rewolucji IV RP”.

Autor jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego

Z rosnącym zdziwieniem słucham zarzutów, jakie politycy i publicyści pisowskiej prawicy formułują wobec PO i jej rządu. Jarosław Kaczyński straszy „zbrodniarzami wypuszczanymi z więzień”, inni natomiast głoszą tezę o „populizmie PO”. Ostatnio w sążnistym artykule w „Rzeczypospolitej” do wątku tego nawiązał Bronisław Wildstein, przypisując Platformie „inteligencki populizm”! W ten sposób twórczo rozwinął myśl Rafała Matyi, z upodobaniem przypisującego populizm rządowi PO. „Populizm inteligencki” to, doprawdy, godna zachwytu pojęciowa wolta.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą