Z rosnącym zdziwieniem słucham zarzutów, jakie politycy i publicyści pisowskiej prawicy formułują wobec PO i jej rządu. Jarosław Kaczyński straszy „zbrodniarzami wypuszczanymi z więzień”, inni natomiast głoszą tezę o „populizmie PO”. Ostatnio w sążnistym artykule w „Rzeczypospolitej” do wątku tego nawiązał Bronisław Wildstein, przypisując Platformie „inteligencki populizm”! W ten sposób twórczo rozwinął myśl Rafała Matyi, z upodobaniem przypisującego populizm rządowi PO. „Populizm inteligencki” to, doprawdy, godna zachwytu pojęciowa wolta.
Jeśli banalnie rozumieć pod pojęciem „inteligencji” bardziej wykształconą część społeczeństwa, niejako wyklucza to poparcie przez nią populizmu – jako zbioru uproszczonych idei i nierealistycznych żądań – charakterystyczne dla nisko wykształconych. Wskazuje na to samo pochodzenie pojęcia „populizm”. Jeśli więc „populizm inteligencki” – to znaczy, że inteligenci dzielą się na „populistów” (proliberalnych!) oraz racjonalnie myślących zwolenników PiS. Zwolennicy PiS są zatem „prawdziwą inteligencją”, wykształconym społecznym rozumem, podczas gdy reszta to, zapewne, pseudointeligenci albo ćwierćinteligenci. „Prawdziwa inteligencja” – to określenie nawet pasowałoby do zwolenników PiS wprost wyrażających ideały „prawdziwych Polaków”. I gdzież to się znalazł mój niedawny przyjaciel Wildstein!
Generalny atak na PO bardziej odsłania zideologizowany do głębi obraz świata autora niż cechy realnego obiektu, jakim jest rządząca partia i jej rząd. Widać to szczególnie, gdy autor przenikliwie tropi dzieła „inteligenckiego populizmu”, wskazując (z rozpaczą i gniewem) „odbudowywanie” wpływów „establishmentu III RP”. Oto następne słowo klucz w analizie Bronisława Wildsteina. „Establishment” jest szalenie tajemniczy, bo właściwie nie wiadomo, kto go tworzy. Tajemnicze „siły portfela” – to pewne, ale też budowniczowie ustroju III RP.
Gdy to czytałem, nasunęła mi się dość prosta refleksja, że przynajmniej do drugiej połowy lat 90. sam Wildstein nieźle się przysłużył „budowaniu III RP”, pełniąc różne odpowiedzialne funkcje. Dotyczy to zresztą w jeszcze większym stopniu przywódców PiS, czyli braci Kaczyńskich. Trudno sobie wyobrazić na przykład późniejszy i – to prawda – fatalny kształt Kancelarii Prezydenta bez tworzących ją dla Wałęsy braci Kaczyńskich. Różne inne instytucjonalne rozwiązania, które stały się przedmiotem ataku rewolucjonistów IV RP, tworzone były albo wedle zamysłu Kaczyńskich, albo z ich udziałem, albo – i to też ważne – niejako przeciw ich pomysłom i planom.
Piszę to wszystko, aby raz na zawsze zaprzeczyć uproszczonym wizjom „układu”, jakie wytworzyło PiS, od początku definiując ład państwowy III RP jako „chory”, poddany kontroli jakiejś jednej i jednolitej grupy interesów, oczywiście wywodzącej się wprost z obozu postkomunistów. Jak to uczenie ujął Wildstein, był to „układ wewnątrzsterowny”. Jednakże państwo, które samo się określiło w pewnym momencie jako III RP, ewoluowało, nigdy nie było jednolitym konstruktem, wyrastało w ostrych czasem starciach i, czego nie mogę nie powtarzać jako socjolog badacz, od początku w bardzo wydatny sposób było i tworzone, i potem psute także przez dawniej szlachetnych bojowników o wolność z „Solidarności”.