[b]Co ma z tym wspólnego Wołodyjowski?[/b]
Najprawdopodobniej zaplątał się gdzieś i zginął przypadkowo. Sienkiewicz przerobił historię, z nieudacznika stworzył wzór do naśladowania. Zbudował mit. Iluż konspiratorów, ile oddziałów nosiło w czasie II wojny światowej pseudonimy i nazwy zainspirowane Trylogią? Ilu było Zagłobów, Kmiciców, Wołodyjowskich, Skrzetuskich? Jako chłopak z warszawskiego Liceum Batorego niechętnie myślę o tym, że bohaterowie „Kamieni na szaniec” to samobójcy. Ale dla wielu pójście do powstania na pewno miało wymiar bycia kamikadze. Boskim wiatrem.
[b]
Jak pan myśli, czy we współczesnych rozmowach o patriotyzmie musimy popadać w skrajności: wybierać między Sienkiewiczem a Gombrowiczem, stroić się w kostium ofiar, być kamieniami rzucanymi na szaniec albo wyśmiewać takie postawy w imię nowoczesnej Europy? Jest coś jeszcze pośrodku?[/b]
Norwid. Niestety, kompletnie zbrukany w PRL, bo lubił go towarzysz Kliszko. Dlatego później, w czasach Gierka „Ojczyzna była wielkim zbiorowym obowiązkiem”, co na wiele lat przestało cokolwiek znaczyć. Z wielkiej mądrości zrobiono kpinę. Generalnie nie mamy wielkiej narracji. Jest Sienkiewicz. Dlatego trzeba z nim rozmawiać. Dlatego nie chcę niczego z założenia wyśmiewać. Też wolę się zastanowić, jak powinien wyglądać patriotyzm XXI wieku. Ale nigdy nie zgodzę się z Rymkiewiczem, który upatruje fundamentu współczesnej Polski w rzezi powstania warszawskiego. Miazmaty rzezi mnie nie podniecają. A źródła jego fascynacji zauważam właśnie u Sienkiewicza, który epatuje wręcz pornografią przemocy. Z lubością opisuje, jak kto kogo zarzezał, jak rozpłatał twarz aż do szczęki, którędy wchodził pal w odbyt Azji i że z początku sprawił mu rozkosz. To jest rodzaj okrucieństwa, jaki można spotkać tylko w najbrutalniejszych grach komputerowych i internetowych „Snuff movies” pokazujących autentyczne morderstwa lub sceny egzekucji.
[b]Biczuje się pan w sprawie Trylogii, tymczasem nasi sąsiedzi używają kina jako narzędzia polityki historycznej. Rosjanie nakręcili „1612”, Niemcy podtrzymują przekonanie, że byli ofiarami barbarzyńskich alianckich nalotów, kręcą nawet komedie o Hitlerze.[/b]
Wcale się nie biczuję. Sienkiewicz do mnie też przemówił. Wcale nie noszę indiańskiego lub punkowego irokeza, tylko polską fryzurę kresową. Ale nie wszyscy dostrzegają w Sienkiewiczu pozytywy. Przed aktorami Starego musiałem go bronić. Niektórzy z nich uważają Trylogię” za powieść endecką, szkodliwą, miazmat, który trzeba wykorzeniać z naszej tradycji. Dyskutujmy. Przyjrzyjmy się Sienkiewiczowi jeszcze raz.
[b]Kiedy porównamy powieści Sienkiewicza z Aleksandra Dumasa, możemy podziwiać honorowe i przyjacielskie relacje polskich rycerzy, gdy w postawach D’Artagnana, Portosa, Aramisa i Atosa narasta cynizm. Przeraża nas jeszcze bardziej w działaniach Richelieu i Mazarina. Jednak państwo funkcjonuje. W Trylogii jest fantomem, widmem. Polacy muszą się organizować sami. Dziś też oburzamy się pragmatyzmem obcych rządów, a często możemy zapytać, co robi nasz?[/b]
Nie idealizowałbym przesadnie bohaterów Sienkiewicza. Kmicic jest dzielny, sprytny, ale mało inteligentny. To narwaniec, kierowany instynktem życiowym. Co mówi Zagłoba do pana Michała? Gdybyś tak głową robił jak szablą, to byśmy dawno ze Szwedami skończyli. Polscy królowie na pewno byli fatalnymi władcami. Jan Kazimierz czy Korybut Wiśniowiecki to tragedia. Mówiąc językiem współczesnym, nie wiadomo, gdzie był rząd. Gdzieś zaginął albo nie był sprawny. Dlatego znamienny u Sienkiewicza jest syndrom sieroctwa. Wszyscy są sierotami. Przecież Kmicic poszukuje ojca. Najpierw jest nim Radziwiłł, potem Kordecki. Przyjrzyjmy się innej sprawie. Panował raczej specyficzny etos pracy. Czym się wszyscy zajmują? Rzeziami, paleniem wsi, partyzantką. W końcu wszystkich Matka Boska ratuje. W 1920 r. mieliśmy Cud nad Wisłą. Dziś również jest o nim mowa.
[b]Wielu Polaków się cieszy, że weszliśmy do NATO i Unii Europejskiej, bo nie wiadomo, co by z nami było.[/b]
I się modli, żeby brukselska biurokracja zrobiła u nas porządek, a Niemcy zbudowali autostrady. Może to jedyne wyjście.
[b]Zaczął pan od spektakli o polskim obliczu kapitalizmu. Co nas czeka w czasach, gdy za euro trzeba będzie płacić więcej niż 5 złotych?[/b]
O tym byli „Szewcy u bram”, których większość krytyki odczytała wyłącznie jako spóźnioną satyrę na PiS. Tymczasem Sajetan Tempe ostrzegał, że musimy się przygotować na to, co się zdarzy z naszym turbokapitalizmem. Jaka była reakcja? Pukano się w głowę, mówiono, że to antykapitalistyczna brednia, a nasza gospodarka ma stabilne fundamenty. Cieszono się po wyborach wygranych przez PO, że kończy się wiek ideologii i zaczyna epoka konsumpcji. No i okazało się, że król jest nagi, a my nie wiemy, co mamy robić. Ale kryzysy są potrzebne. W Polsce miał się ziścić amerykański sen na kredyt, a dla mnie to konsumpcjonistyczny koszmar. Nie interesuje mnie społeczeństwo, w którym od piątego roku życia konstruuje się hierarchię społeczną wedle tego, czy tata jest bogaty i czym przywozi dziecko do szkoły. Nie przeraża mnie, że ktoś straci miejsce w zarządzie i służbową limuzynę, tylko czy utrzyma rodzinę. Kiedy opadnie mgła reklam, promocji i wszechobecnego marketingu, zobaczymy, gdzie jesteśmy. Nie stać cię na land rovera? Jeździj rowerem! Powietrze będzie czystsze. Ci, którzy cierpią z powodu utraty zbędnych przywilejów, powinni wziąć sobie do serca obietnicę Niny Terientiew, że oglądając Polsat, w ogóle nie da się odczuć kryzysu. Niech im Lech Janerka zaśpiewa: „Jest jak w niebie, pieniądze tracą sens!”.
[i]Jan Klata, ur. 1973, reżyser teatralny i dramaturg. Pierwszą sztukę („Słoń zielony”) opublikował w wieku 12 lat. Studiował w PWST w Warszawie i Krakowie, gdzie pracował z Krystianem Lupą, Jerzym Grzegorzewskim i Jerzym Jarockim. Najbardziej znane jego spektakle to własny „Uśmiech grejpfruta” (2003), „... córka Fizdejki” wg Witkacego (2004), „Fantasy” według Słowackiego (2005). „Szewcy u bram” według Witkacego (2007). „Sprawa Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej (2008).[/i]