[b]Rz: Na pańskie zaproszenie do Wrocławia przyjeżdżają tybetańscy mnisi, koreańska szamanka, sieroty z Ugandy. Brave Festival jest imprezą teatralną, ale towarzyszy jej hasło: „Przeciwko wypędzeniom z kultury”. Co to ma wspólnego ze sztuką?[/b]
Organizując festiwal, starałem się działać trochę jak antropolog czy badacz kultur tradycyjnych, więc wydarzenie ma charakter teatralny i etniczny. Jego bohaterami są ginące kultury. Tegoroczni goście będą prezentowali swoją duchowość: obrzędy i rytuały, które wchodzą w obszar sztuki, bo mają teatralną formę. Na przykład prezentowany przez Czeczenki Zikr. Te kobiety żyją na wygnaniu w Gruzji, w małej dolinie Pankisi.
Tylko tam mogą kultywować sufickie obrzędy, choć nawet w łonie islamu spychane są na margines, bo podkreślają, że jest religią pokoju. Zikr to modlitwa: zaczyna się od rytmicznego śpiewu, ruchy rąk i nóg powoli zmieniają się w taniec, dalej w ekstazę, wreszcie następuje wyciszenie i konkluzja. Czyli oglądamy spektakl, choć pozbawiony opowieści. Do tego przecież dąży współczesny teatr – zamiast w historię, chce nas wprowadzić w aurę.
[b]Dlaczego w tym roku skupiacie się na duchowości?[/b]
Myślę, że zamknęliśmy się w wąskim obszarze akceptowanej w Polsce religijności. Wszystkie inne formy wierzeń postrzegamy jak coś nieważnego albo nieprawdziwego. Na Brave Festival spotka się kilkanaście rytuałów i obrzędów – każdy pochodzi spoza naszej rzeczywistości duchowej. O ile taką mamy.