O latach tłustych i chudych

Ekonomiści nie przewidują chudych lat. Niestety, nie chodzi im o koniec globalnego kryzysu finansowego, lecz o sprzeczne z intuicją oznaki, że recesja sprzyja wzrostowi otyłości.

Publikacja: 12.12.2009 14:00

O latach tłustych i chudych

Foto: Rzeczpospolita

Red

Cztery czynniki ekonomiczne składają się na taki efekt. Po pierwsze, niższe zarobki prowadzą do osłabienia aktywności fizycznej w czasie wolnym. Po drugie, wyższe bezrobocie zmniejsza zarówno zatrudnienie, jak i aktywność fizyczną. Po trzecie, obecny kryzys skutkuje deflacją, a więc obniżką cen produktów żywnościowych tradycyjnie wiązanych z wyższym spożyciem kalorii. Po czwarte, napięte budżety domowe mogą skłonić ludzi do zastąpienia zdrowszej, ale droższej żywności jedzeniem o niższym współczynniku kosztów na kalorię, czyli tzw. junk-food.

Walka z otyłością stała się jednym z priorytetów politycznych w Europie. Jak szacowała Komisja Europejska, w 2005 r. jeden na sześciu Europejczyków cierpiał na otyłość. Sytuacja ulega szybkiemu pogorszeniu właśnie tam, gdzie narodziła się zdrowa dieta śródziemnomorska – istnieje ryzyko, że jedna trzecia dzieci w tych krajach wyrośnie na otyłych dorosłych. Fakty te budzą niepokój o stan zdrowia publicznego – otyłość wiązano z licznymi chronicznymi schorzeniami, takimi jak cukrzyca, oraz z chorobami serca – chociaż dzięki postępom w medycynie nadmierna waga przestaje być stopniowo stanem zagrażającym życiu.

Pomimo spadkowego trendu zgonów związanych z otyłością, interwencje państwa mające na celu zmniejszenie tego zjawiska uzasadnia się często argumentem ekonomicznym – czyli troską o rosnące koszty opieki zdrowotnej. W Europie wydatki na zdrowie pochodzą przeważnie z budżetu, więc ciężar finansowy dźwigają wszyscy podatnicy, zarówno chudzi, jak i grubi. Według teorii ekonomicznej nie jest to dobra rzecz: gdyby jednostki musiały ponosić w całości skutki finansowe swojej nadwagi, miałyby motywację do kontroli swojej diety, do aktywności fizycznej i zachowania szczupłej sylwetki. Oczywiście to zakłada, że otyłość nie jest genetycznie uwarunkowana i można przynajmniej częściowo jej uniknąć drogą samokontroli.

Wyniki badań ekonomistów nad żywieniem i otyłością są często sprzeczne z intuicją i wskazują na środki zaradcze, które eksperci ds. zdrowia publicznego niekoniecznie by poparli. Gdyby na przykład wszyscy Brytyjczycy zastosowali się do zasady „jedz warzywa i owoce pięć razy dziennie”, spowodowałoby to wzrost cen i zrodziłoby nierówności w dziedzinie zdrowotnej. Jeśli zła dieta stanowi przedmiot swobodnego wyboru konsumentów, którzy w razie kłopotów ze zdrowiem polegają na publicznej opiece medycznej, to kampanie informacyjne raczej nie odniosą skutku. Remedia cenione przez niektórych ekonomistów za skuteczność nie byłyby zbyt popularne wśród ludności, polityków i w branży spożywczej. Nakładanie podatków na „złe” jedzenie albo wprost na otyłych obywateli (np. poprzez wyższy koszt dostępu do lekarzy) budzi wiele obaw. Dlatego strategia informacyjna jest na ogół najłatwiejsza.

Ale panuje za to pewien konsensus co do głównego ekonomicznego winowajcy rosnących wskaźników otyłości: jest nim postęp technologiczny. Szeroko akceptowana praca badawcza ekonomistów z Uniwersytetu Harvarda (David Cutler, Edward Glaeser, Jesse Shapiro) kładzie „epidemię” otyłości na karb innowacji w przetwórstwie i pakowaniu żywności. Postęp sprawił, że niezdrowe jedzenie jest tańsze i łatwiejsze w przygotowaniu od zdrowszych alternatyw. Co prawda i 60 lat temu można było jeść wysokokaloryczne przekąski, ale ich cena była o wiele wyższa niż dzisiejszy wydatek paru drobniaków potrzebnych do kupienia batonika w automacie w szkole czy na dworcu. Postęp technologiczny to także główne uzasadnienie pozornego paradoksu: w krajach rozwiniętych biedniejsi ludzie są bardziej zagrożeni otyłością niż bogatsi współobywatele. W krajach rozwijających się sytuacja wygląda odwrotnie i wskaźnik otyłości wzrasta w warstwach lepiej zarabiających.

Interesujące wyjaśnienie tego zjawiska opublikowali w 2005 r. na łamach „American Economic Review” Darius Lakdawalla i Thomas Phlipson. Skupili się na tej stronie równania, która wyraża wydatkowanie energii (czyli wysiłek fizyczny), a nie na spożyciu. Kalorie można zużyć albo pracując, albo w zabawie. Aktywność fizyczna związana z pracą spada w miarę postępu technologicznego (coraz więcej zadań wykonuje się na siedząco), a jednocześnie im wyższa płaca, tym rzadziej wiąże się ona z pracą wykonywaną własnymi rękoma. Dlatego rozwój gospodarczy i postępy technologii promują otyłość. Ten trend równoważy inne zjawisko: czym wyższe dochody, tym ludzie są bardziej skłonni do płacenia za zdrowy styl życia i zgrabniejsze ciało. Centra sportowe i kluby fitness są względnie drogie. Z badań empirycznych wynika, że wzrost dochodów idzie w parze z większą aktywnością fizyczną w czasie wolnym.

To zaś tłumaczy nam obraz sytuacji. W kraju takim jak USA postęp technologiczny oddziaływał w miarę tak samo na wszystkie warstwy, podnosząc odsetek ludzi otyłych. Bogatsza część społeczeństwa przeciwdziała temu, zastępując pracę fizyczną aktywnością sportową i ćwiczeniami. Dysproporcje między krajami odzwierciedlają różnice w poziomie zaawansowania technologii. W krajach rozwijających się także odbywa się przejście od pracy czysto fizycznej do umysłowej, ale dochody nie są wystarczająco wysokie, by modny stał się „szczuplejszy” styl życia. W przeciwieństwie do bogatszej części świata otyłość jest w biednych krajach symbolem wysokiego statusu.

Jeśli to rozumowanie jest poprawne (a wydaje się to potwierdzać empiria), to kryzys gospodarczy będzie sprzyjać otyłości w rozwiniętych gospodarkach. Względnie niższe dochody ograniczą aktywność w czasie wolnym, a z powodu bezrobocia mniej ludzi będzie pracować fizycznie. Nawet jeśli postęp technologiczny wytraci tempo, spadek aktywności makroekonomicznej i niższa stopa inflacji wskazują na dalszy spadek cen – szczególnie towarów pożądanych przez klasy mniej zarabiające. Gospodarka się ostatnio kurczy, a obwód w pasie rośnie. Możemy tylko mieć nadzieję na szybkie odwrócenie trendu. Być może malejące rozmiary sukienek będą stanowić dla ekonomistów zwiastun kolejnego boomu.

Mario Mazzocchi, Uniwersytet w Bolonii

 

 

Cztery czynniki ekonomiczne składają się na taki efekt. Po pierwsze, niższe zarobki prowadzą do osłabienia aktywności fizycznej w czasie wolnym. Po drugie, wyższe bezrobocie zmniejsza zarówno zatrudnienie, jak i aktywność fizyczną. Po trzecie, obecny kryzys skutkuje deflacją, a więc obniżką cen produktów żywnościowych tradycyjnie wiązanych z wyższym spożyciem kalorii. Po czwarte, napięte budżety domowe mogą skłonić ludzi do zastąpienia zdrowszej, ale droższej żywności jedzeniem o niższym współczynniku kosztów na kalorię, czyli tzw. junk-food.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą