Dalszy ciąg rewolucji

Na naszych oczach dokonuje się w polskim kinie rewolucja. I nie chodzi o zwykłą wymianę pokoleniową, lecz o zmianę sposobu myślenia, o głębsze, nieschematyczne spojrzenie na naszą najnowszą historię i na Polskę współczesną – zagonioną, ogarniętą konsumpcjonizmem, pełną ludzi coraz bardziej samotnych.

Publikacja: 31.12.2009 14:00

Dalszy ciąg rewolucji

Foto: Rzeczpospolita

Tę, która przeskoczyła w nowy ustrój, ciągnąc za sobą dawne sprawy i starą mentalność, a dziś zbyt często zapomina o tych, którzy wiatru w żagle nie zdołali złapać. „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej i „Rysa” Michała Rosy w 2008 roku czy tegoroczne produkcje – „Rewers” Borysa Lankosza, „Dom zły” Wojciecha Smarzowskiego, „Zero” Pawła Borowskiego, „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego to nowa jakość w polskim kinie. Także dlatego, że wszyscy ci twórcy mówią do widza nowoczesnym, filmowym językiem.

20 lat po transformacji w naszej sztuce filmowej rodzi się nowy trend. Filmowcy otrząsnęli się z szoku wolności, a do głosu zaczęło dochodzić pokolenie, które pamięta jeszcze z młodości czas socjalizmu, ale nauczyło się myśleć i marzyć po nowemu, bez barier i ograniczeń. Co więcej – trafiło na dobry czas. Nowa ustawa o kinematografii sprawiła, że polskie kino nie żyje za

20 mln zł wyszarpywane z mającego do zaspokojenia „poważniejsze” społeczne potrzeby budżetu państwa. Polski Instytut Sztuki Filmowej ma rokrocznie do wydania całkiem pokaźne 140 – 150 mln zł pochodzących z odpisów z biletów (a Polacy chodzą do kina coraz chętniej), ze stacji telewizyjnych, z sieci kablowych.

Paradoksalnie, pomógł też naszemu kinu kryzys. Gdyby nie on, pewnie mielibyśmy dziś na ekranach wielkie filmy o powstaniu warszawskim, Monte Cassino, może ktoś wygrzebałby z literackiego lamusa kolejną szkolną lekturę. A na co nie starczyłoby znów pieniędzy instytutowych i sponsorskich? Na „Rewers”, „Dom zły”, „Mniejsze zło” czy „Zero”. Na poszukiwania nowych artystów w programie „30 minut”.

„To kino mogło wybuchnąć dużo wcześniej” – mówił mi niedawno Jerzy Kapuściński. Niestety, prawda. W ostatnim dziesięcioleciu straciliśmy szansę na kilka świetnych filmów i zgubiliśmy niejeden talent, bo pieniądze z ministerstwa, telewizji czy Telekomunikacji Polskiej wypompowywały kolubryny, z których część okazała się na dodatek okropnym fiaskiem artystycznym.

Dlatego, choć sama zostałam wychowana w kulcie powstania warszawskiego, nie czekam na batalistyczny film o Sierpniu ’44. Myślę, że na takie dzieło, które – żeby podbić świat – musiałoby kosztować minimum 80 mln, jeszcze nas nie stać. Może zanim je nakręcimy, ktoś zrobi o tamtym czasie film skromniejszy. W końcu „Kartka z podróży” Waldemara Dzikiego była jednym z najciekawszych naszych obrazów o Holokauście i wojnie. Więc można. Mam wrażenie, że tym samym tropem idzie teraz Jan Jakub Kolski, przygotowując „Wenecję” według prozy Włodzimierza Odojewskiego. I na ten film czekam niecierpliwie.

A na co jeszcze? Ostatni rok ogromnie obiecujących debiutów sprawił, że chciałabym obejrzeć następne. Ciekawi mnie, co pokażą twórcy, którzy już wcześniej zwrócili moją uwagę krótkimi obrazami czy dokumentami. Bartek Konopka, autor świetnego „Królika po berlińsku”, przygotowuje swój pierwszy film fabularny, historię syna i ojca schizofrenika „Lęk wysokości”. Leszek Dawid, twórca interesującego dokumentu „Bar na Victorii” i krótkiego „Mojego miejsca”, zadebiutuje pełnym metrażem fabularnym „Ki” – ciekawe, mężczyzna opowie o macierzyństwie. Nowoczesnym językiem kina ma podobno widzów zaskoczyć jeden ze współreżyserów „Ody do młodości” Jan Komasa. W „Sali samobójców” opowiada on historię młodego chłopaka, który w wirtualnym Second Lifie, w sali samobójców odszukuje ludzi podobnie jak on pozbawionych chęci życia. Dawno oczekiwanym filmem jest „Erratum” Marka Lechkiego, autora „Mojego miasta” zrealizowanego w cyklu „Pokolenie 2000”. Może zmobilizuje do wysiłku innych twórców tamtej serii – Iwonę Siekierzyńską czy Artura Urbańskiego.

Ten wysyp debiutów jest ważny. Już od dawna czuło się, że polskie kino potrzebuje świeżej krwi. Ważne tylko, by ci ludzie, którzy także dzięki polityce PISF konsekwentnie popierającego pierwsze filmy, zdołali zaistnieć jako reżyserzy, mogli dalej pracować. Dlatego chcę zobaczyć kolejne filmy Borysa Lankosza (przygotowuje „Dwanaście” według Marcina Świetlickiego i „Fabrykę muchołapek” według Andrzeja Barta), Sławomira Fabickiego, Piotra Trzaskalskiego, Kasi Adamik, Anny Jadowskiej. Wszyscy mają gotowe scenariusze.

To niecierpliwe oczekiwanie na filmy młodych nie oznacza braku uwagi dla propozycji dojrzałych artystów. Z przyszłorocznych zapowiedzi szczególnie interesujące wydają mi się – poza wspomnianą już „Wenecją” Kolskiego – kolejne próby rozliczania historii, a więc filmy Michała Rosy o Ogniu, Ryszarda Bugajskiego o pogromie kieleckim, Macieja Pieprzycy o Leopoldzie Tyrmandzie czy wreszcie Waldemara Krzystka o „Solidarności” . Bardzo dobre recenzje ma już od pierwszych widzów „Różyczka” Jana Kidawy-Błońskiego osnuta na motywach życia Pawła Jasienicy.

Ciągle mam nadzieję, że któryś ze swoich projektów uda się doprowadzić do realizacji Krzysztofowi i Joannie Krauze. Mają w planach opowieść o Rwandzie według opowiadania Wojciecha Albińskiego i film o cygańskiej poetce Papuszy.

A mój film marzenie? Przyznaję, że chciałabym dowiedzieć się, co o dzisiejszej Polsce myślą dwaj artyści: Wojciech Marczewski, który staje za kamerą bardzo rzadko i tylko wtedy, kiedy ma do powiedzenia coś ważnego, i Tadeusz Konwicki. Wiem, ten ostatni mówi, że przestał rozumieć dzisiejszy czas. Ale ja w to nie wierzę.

Tę, która przeskoczyła w nowy ustrój, ciągnąc za sobą dawne sprawy i starą mentalność, a dziś zbyt często zapomina o tych, którzy wiatru w żagle nie zdołali złapać. „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej i „Rysa” Michała Rosy w 2008 roku czy tegoroczne produkcje – „Rewers” Borysa Lankosza, „Dom zły” Wojciecha Smarzowskiego, „Zero” Pawła Borowskiego, „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego to nowa jakość w polskim kinie. Także dlatego, że wszyscy ci twórcy mówią do widza nowoczesnym, filmowym językiem.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy