Jak zaszkodzić środowisku

Prezydent Brazylii chce ograniczyć ilość emitowanego CO2 przez wstrzymanie wycinki lasów. Co za ironia! Przecież lasy wycina się pod uprawy energetyczne, które miały ograniczyć emisję dwutlenku węgla

Publikacja: 30.01.2010 14:00

Jak zaszkodzić środowisku

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Słuchając wystąpień polityków i aktywistów (w tej grupie jest niewielu naukowców), można odnieść wrażenie, że jedynym problemem naszego świata jest ocieplający się klimat (zła „pomniejsze”, takie jak chociażby głód, brak dostępu do wody, przestępczość czy choroby, mają być konsekwencją zła głównego). Recepta jest znana. Ograniczenie emisji CO2. Droga słuszna, bo jedyna. Niektórzy (w tej grupie znakomita większość to politycy) twierdzą nawet, że mleko jest już rozlane, a nasze działania nie tyle ją naprawią, ile odroczą egzekucję. Cała sytuacja przypomina ucieczkę wąwozem przed watahą wilków. Nie wiemy, dokąd prowadzi nas droga, wiemy za to, że gonią nas wilki. W wersji mniej optymistycznej i tak nas dopadną, ale warto biec jak najszybciej, bo to nieco przedłuży nasze życie. Tyle że wilków może w ogóle nie być.

[srodtytul]Zdrowy rozsądek i przyzwoitość[/srodtytul]

Choć środowisko naturalne jest zmienne, każdy z nas intuicyjnie wie, co jest dla niego dobre, a co złe. Środowisku szkodzi marnotrawstwo energii i materiałów, nieprzetwarzanie śmieci, wpuszczanie ścieków do rzek. W końcu szkodzą wyziewy do atmosfery związków siarki i związków azotu. Ale o ściekach w rzekach czy szkodliwych związkach w atmosferze zbyt często się nie mówi. Nie mówi się też o hormonach i antybiotykach podawanych zwierzętom hodowlanym. Mówi się o CO2. Mówi się o klimacie, a zapomina o środowisku naturalnym. Jego ochrona to kwestia zdrowego rozsądku i zwykłej przyzwoitości. Ale ślepa redukcja CO2 i ochrona środowiska to nie to samo.

W ramach redukcji CO2 kilka lat temu zaczęto mocno dotować biopaliwa. Miało to obniżyć ilość spalanej ropy, a więc i ilość emitowanego CO2. Uprawy energetyczne miały dawać pracę indywidualnym farmerom. Ale duże zyski zwęszyli najbogatsi (a może to od początku było dla nich pomyślane?). Dzisiaj biopaliwami często zajmują się te same koncerny, które poszukują ropy. Farmerzy nie zarabiają, tylko tracą, bo muszą coraz więcej wydawać na żywność. A ta z powodu zajmowania przez uprawy energetyczne coraz większych areałów drożeje tak szybko jak nigdy dotąd. Traci też środowisko, bo pod tzw. plantacje energetyczne wycina się ogromne obszary lasów tropikalnych. Nawet gdyby tego nie robiono, tankowanie biopaliw jest (pod względem bilansu CO2) i tak niekorzystne. W trakcie konferencji klimatycznej w Kopenhadze kilka tygodni temu prezydent Brazylii Lula da Silva zadeklarował, że jego kraj ograniczy ilość emitowanego do atmosfery CO2 przez wstrzymanie wycinki lasów. Co za ironia. Przecież w Brazylii wycina się lasy pod uprawy energetyczne, które miały ograniczyć ilość emitowanego CO2.

Przykładów takich jak ten z biopaliwami jest wiele. Ślepe inwestowanie w zielone źródła energii, takie jak chociażby wiatraki, może przynieść środowisku więcej strat niż korzyści. Dokładne analizy przeprowadzone w Instytucie Racjonalnego Użytkowania Energii na Uniwersytecie w Stuttgarcie w Niemczech i na Politechnice w Szczecinie jasno pokazują, że emisja CO2 przy uwzględnieniu całego cyklu budowy i likwidacji elektrowni jest dwukrotnie większa dla energii wiatrowej niż dla atomowej. Spójrzmy na ochronę całego środowiska. Każdy chyba się zgodzi, że oszczędność energii i materiału (każdego: stali, cementu, miedzi czy aluminium) to także oszczędność środowiska. Z cytowanych wyżej opracowań wynika, że „ogromna i ciężka” elektrownia jądrowa potrzebuje na jednostkę wytworzonej energii elektrycznej mniej niż połowę masy materiałów zużywanych na „lekkie” i „przyjazne środowisku” elektrownie wiatrowe. Wiatraki (w przeliczeniu na jednostkę energii) potrzebują siedem razy więcej miedzi i aż 73 razy więcej aluminium niż reaktory jądrowe. Dotowane elektrownie wiatrowe nie są w warunkach polskich rozwiązaniem przyjaznym środowisku. Mogą być dobrym interesem. I niczym więcej.

Przykłady biopaliw, energetyki wiatrowej (a można by jeszcze dodać samochody elektryczne) pokazują, jak łatwo ze szczytnej idei ochrony środowiska zrobić karykaturę środowisku często szkodzącą. Największymi beneficjantami wprowadzenia biopaliw czy energetyki wiatrowej są duże firmy, najczęściej z krajów rozwiniętych. Tracą najbiedniejsi. Bo drożeje żywność, bo drożeje prąd, bo w niektórych przypadkach są pod presją kupowania drogich technologii. Traci także środowisko. Kraje Unii Europejskiej zobowiązane są do podnoszenia udziału źródeł odnawialnych w całkowitym bilansie energetycznym. To, jaki procent zielonego prądu każdy kraj ma osiągnąć, jest wynikiem negocjacji polityków. Naukowcy czy nauka z tymi kalkulacjami nie mają nic wspólnego. Powszechnie się sądzi, że im więcej elektrowni wiatrowych, słonecznych czy na biomasę, tym lepiej. Nieprawda. W ten sposób możemy środowisku bardziej zaszkodzić, niż pomóc. I właśnie to pokazuje przykład biopaliw i elektrowni wiatrowych.

[srodtytul]A wszystkiemu winne dzieci[/srodtytul]

W Ale to nie bezrozumne inwestowanie w zielone jest najbardziej niepokojące, tylko często powtarzane hasło, że człowiek jest szkodnikiem, najgorszą rzeczą, jaka mogła się Ziemi przytrafić. A więc czym mniej ludzi, tym lepiej dla klimatu.

Niecały rok temu szef komisji ds. ekologii brytyjskiego rządu Jonathon Porrit zaproponował wprowadzanie prawnych limitów na liczbę rodzonych dzieci. W Wielkiej Brytanii ten pomysł ma bardzo wielu zwolenników. Dalej Porrit przekonywał, że wzrost populacji powinien być zahamowany przez pełną refundację aborcji na życzenie. W jednym ze swoich tekstów pisał, że jeżeli miałoby zabraknąć pieniędzy, lepiej zaprzestać drogiego leczenia ludzi starszych, niż rezygnować z dopłat do antykoncepcji i aborcji. Przypominam: Jonathon Porrit nie jest zielonym oszołomem. On pracuje dla brytyjskiego rządu. Walka z ociepleniem przez walkę z człowiekiem to nie tylko pomysł Brytyjczyków.

Ulla Tornaes, duńska minister ds. pomocy krajom rozwijającym się, przed kopenhaską konferencją powiedziała, że w negocjowanym porozumieniu powinien znaleźć się zapis mówiący o prawie każdego człowieka do środków antykoncepcyjnych i planowania rodziny. Eksperci UNFPA, oenzetowskiego funduszu ludnościowego, przeliczyli, że redukcja jednej tony CO2 przez inwestycję w energetykę to koszt 24 dolarów. Przez inwestycję w antykoncepcję – 7 dolarów. W Kopenhadze przedstawicielka chińskiego rządu chwaliła się, że Państwo Środka obniżyło emisję CO2, bo umożliwiło przeprowadzenie kilkuset tysięcy aborcji. Gdy to mówiła, sali nie opuściła ani jedna delegacja.

Czy na klimatycznym szaleństwie można zarobić będąc równocześnie sceptycznym wobec jego najgorętszych zwolenników? Żeby było jasne, nie jestem sceptyczny wobec potrzeby ochrony środowiska, tylko wobec bezwzględnego ograniczania CO2. Jeżeli przedstawiciele rządów chcą walczyć z globalnym ociepleniem, decydując, ile mam mieć dzieci (może tak jak w Chinach – tylko jedno?), albo umożliwiając każdej kobiecie, w każdej sytuacji zabicie swojego dziecka, nie chcę z nimi mieć nic wspólnego. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać stratę czy zaprzepaszczenie szans na zarobek ze sprzedaży limitów CO2 czy nowych technologii.

[srodtytul]Najważniejszy jest węgiel[/srodtytul]

Zgadzam się z Igorem Janke, który kilka tygodni temu na tych łamach pisał, że „wszyscy chcemy mieć czyste powietrze, wodę i zdrowy świat, że chcemy wydawać mniej pieniędzy na energię”. Tyle tylko, że droga do osiągnięcia tego celu dla każdego kraju jest inna. „Ocieplenie zostawmy naukowcom, a o tym, gdzie zainwestować pieniądze, niech decydują politycy” – wzywała jakiś czas temu „Gazeta Wyborcza”. A ja pytam: którzy politycy? Polscy czy europejscy? A może politycy z tych krajów, które mają interes w tym, by sprzedawać nam drogie technologie, albo w tym, by osłabić naszą gospodarkę?

W Polsce nie ma warunków, by stawiać na wiatr, na hydroelektrownie czy geotermię. Te źródła mogą nam zapewnić niewielką ilość energii. Powinniśmy jak najszybciej budować reaktory jądrowe. Nie, nie dlatego, że nie emitują CO2. Dużo ważniejsze dla mnie jest, że nie emitują związków siarki i azotu. Będzie więc czysto. Ale także tanio. a więc z pożytkiem dla środowiska. Polska powinna też inwestować w czyste technologie węglowe czy w technologie, które węgiel zamienią w benzynę, gaz, a nawet wodór. Nie czekałbym, aż na próbne instalacje da pieniądze Unia. Potraktowałbym to priorytetowo, bo mając węgiel i odpowiednie technologie, w dużym stopniu możemy się uniezależnić od dostaw surowców energetycznych z zagranicy. Nasza sytuacja jest jak na Europę wyjątkowo komfortowa. Węgiel może być przekleństwem, ale może także być skarbem. Wszystko zależy od tego, jak zostanie wykorzystany.

Po kopenhaskiej konferencji w prasie pojawiły się informacje, że zmniejszenie emisji CO2 o jedną trzecią do 2030 roku będzie Polskę kosztowało 92 miliardy euro. Gdy kilka tygodni temu zapytałem ministra finansów Jacka Rostowskiego, skąd weźmie pieniądze na pakiet energetyczno-klimatyczny, powiedział, że obciążenia, jakie z niego wynikają, są przeceniane, bo część pieniędzy wróci do polskiego budżetu jako zyski z poczynionych inwestycji. Pełna zgoda. A ile pieniędzy wróciłoby do polskiego budżetu, gdyby zamiast łożyć na obniżanie emisji CO2, wybudować autostrady albo porządną infrastrukturę kolejową? Zyskałoby na tym także środowisko, bo samochody na autostradzie mniej kopcą, bo transport kolejowy jest bardziej „zielony”.

A może warto zainwestować w naukę? Na naukę będziemy przeznaczali mniej niż na obniżenie emisji CO2. O naszej pozycji w świecie nie decyduje ilość emitowanego CO2 (statystyczny Niemiec emituje go prawie cztery razy więcej niż statystyczny Francuz), tylko czyste środowisko, rozwój infrastrukturalny kraju i osiągnięcia intelektualne jego obywateli. A to można osiągnąć bez ślepego cięcia emisji CO2

W zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej” artykule „Czy nauka może kłamać” (30.12.2009) Piotr Cieśliński pisze: „W sprawie globalnego ocieplenia diagnozę zostawmy naukowcom. Spierajmy się o terapię”. Wyobrażam sobie konsylium lekarskie, które stojąc nad łóżkiem chorego pacjenta, „spiera się o terapię”, nie znając diagnozy. Myślę, że jest spora szansa, że leczony tego eksperymentu nie przeżyje.

[i]Doktor fizyki, kieruje działem „nauka i gospodarka” w tygodniku „Gość Niedzielny”. Jest założycielem Stowarzyszenia Śląska Kawiarnia Naukowa[/i]

Słuchając wystąpień polityków i aktywistów (w tej grupie jest niewielu naukowców), można odnieść wrażenie, że jedynym problemem naszego świata jest ocieplający się klimat (zła „pomniejsze”, takie jak chociażby głód, brak dostępu do wody, przestępczość czy choroby, mają być konsekwencją zła głównego). Recepta jest znana. Ograniczenie emisji CO2. Droga słuszna, bo jedyna. Niektórzy (w tej grupie znakomita większość to politycy) twierdzą nawet, że mleko jest już rozlane, a nasze działania nie tyle ją naprawią, ile odroczą egzekucję. Cała sytuacja przypomina ucieczkę wąwozem przed watahą wilków. Nie wiemy, dokąd prowadzi nas droga, wiemy za to, że gonią nas wilki. W wersji mniej optymistycznej i tak nas dopadną, ale warto biec jak najszybciej, bo to nieco przedłuży nasze życie. Tyle że wilków może w ogóle nie być.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska