Słuchając wystąpień polityków i aktywistów (w tej grupie jest niewielu naukowców), można odnieść wrażenie, że jedynym problemem naszego świata jest ocieplający się klimat (zła „pomniejsze”, takie jak chociażby głód, brak dostępu do wody, przestępczość czy choroby, mają być konsekwencją zła głównego). Recepta jest znana. Ograniczenie emisji CO2. Droga słuszna, bo jedyna. Niektórzy (w tej grupie znakomita większość to politycy) twierdzą nawet, że mleko jest już rozlane, a nasze działania nie tyle ją naprawią, ile odroczą egzekucję. Cała sytuacja przypomina ucieczkę wąwozem przed watahą wilków. Nie wiemy, dokąd prowadzi nas droga, wiemy za to, że gonią nas wilki. W wersji mniej optymistycznej i tak nas dopadną, ale warto biec jak najszybciej, bo to nieco przedłuży nasze życie. Tyle że wilków może w ogóle nie być.
[srodtytul]Zdrowy rozsądek i przyzwoitość[/srodtytul]
Choć środowisko naturalne jest zmienne, każdy z nas intuicyjnie wie, co jest dla niego dobre, a co złe. Środowisku szkodzi marnotrawstwo energii i materiałów, nieprzetwarzanie śmieci, wpuszczanie ścieków do rzek. W końcu szkodzą wyziewy do atmosfery związków siarki i związków azotu. Ale o ściekach w rzekach czy szkodliwych związkach w atmosferze zbyt często się nie mówi. Nie mówi się też o hormonach i antybiotykach podawanych zwierzętom hodowlanym. Mówi się o CO2. Mówi się o klimacie, a zapomina o środowisku naturalnym. Jego ochrona to kwestia zdrowego rozsądku i zwykłej przyzwoitości. Ale ślepa redukcja CO2 i ochrona środowiska to nie to samo.
W ramach redukcji CO2 kilka lat temu zaczęto mocno dotować biopaliwa. Miało to obniżyć ilość spalanej ropy, a więc i ilość emitowanego CO2. Uprawy energetyczne miały dawać pracę indywidualnym farmerom. Ale duże zyski zwęszyli najbogatsi (a może to od początku było dla nich pomyślane?). Dzisiaj biopaliwami często zajmują się te same koncerny, które poszukują ropy. Farmerzy nie zarabiają, tylko tracą, bo muszą coraz więcej wydawać na żywność. A ta z powodu zajmowania przez uprawy energetyczne coraz większych areałów drożeje tak szybko jak nigdy dotąd. Traci też środowisko, bo pod tzw. plantacje energetyczne wycina się ogromne obszary lasów tropikalnych. Nawet gdyby tego nie robiono, tankowanie biopaliw jest (pod względem bilansu CO2) i tak niekorzystne. W trakcie konferencji klimatycznej w Kopenhadze kilka tygodni temu prezydent Brazylii Lula da Silva zadeklarował, że jego kraj ograniczy ilość emitowanego do atmosfery CO2 przez wstrzymanie wycinki lasów. Co za ironia. Przecież w Brazylii wycina się lasy pod uprawy energetyczne, które miały ograniczyć ilość emitowanego CO2.
Przykładów takich jak ten z biopaliwami jest wiele. Ślepe inwestowanie w zielone źródła energii, takie jak chociażby wiatraki, może przynieść środowisku więcej strat niż korzyści. Dokładne analizy przeprowadzone w Instytucie Racjonalnego Użytkowania Energii na Uniwersytecie w Stuttgarcie w Niemczech i na Politechnice w Szczecinie jasno pokazują, że emisja CO2 przy uwzględnieniu całego cyklu budowy i likwidacji elektrowni jest dwukrotnie większa dla energii wiatrowej niż dla atomowej. Spójrzmy na ochronę całego środowiska. Każdy chyba się zgodzi, że oszczędność energii i materiału (każdego: stali, cementu, miedzi czy aluminium) to także oszczędność środowiska. Z cytowanych wyżej opracowań wynika, że „ogromna i ciężka” elektrownia jądrowa potrzebuje na jednostkę wytworzonej energii elektrycznej mniej niż połowę masy materiałów zużywanych na „lekkie” i „przyjazne środowisku” elektrownie wiatrowe. Wiatraki (w przeliczeniu na jednostkę energii) potrzebują siedem razy więcej miedzi i aż 73 razy więcej aluminium niż reaktory jądrowe. Dotowane elektrownie wiatrowe nie są w warunkach polskich rozwiązaniem przyjaznym środowisku. Mogą być dobrym interesem. I niczym więcej.