Wezmę to śledztwo!

Władze rosyjskie nie zgodziły się, by Aleksander Trietiecki otrzymał polski order honorujący zasługi w ujawnianiu prawdy o zbrodni katyńskiej. Ma on tylko dyplom od przewodniczącego rady wiejskiej w Miednoje

Publikacja: 27.03.2010 00:24

Aleksander Trietiecki

Aleksander Trietiecki

Foto: Fotorzepa, Justyna Prus jup Justyna Prus

Aleksander Trietiecki był pierwszym prokuratorem z Głównej Prokuratury Wojskowej ZSRR, który w 1990 r. prowadził śledztwo w sprawie katyńskiej. Ekshumację grobów w Miednoje nadzorował osobiście, nie opuszczając ani na chwilę miejsca w obawie, by ktoś nie przeszkodził w pracach. Interweniował, gdy w dziwnych okolicznościach psuły się rozkopujące ziemię maszyny i gdy KGB próbowało pod pretekstem „niestabilnej sytuacji” w czasie puczu Janajewa skłonić ekipy badawcze do zaprzestania pracy.

– Proszę spojrzeć – rozkłada kserokopie rosyjskich gazet z sierpnia 1991 roku, kiedy trwała ekshumacja zbiorowych mogił polskich oficerów w Miednoje. – Tu jest wszystko napisane, nikt nie miał żadnych wątpliwości co do sprawców zbrodni. I nagle wracamy do starych pytań. To tak, jakby znowu pytać, czy ziemia aby na pewno jest okrągła – mówi. – My wykonaliśmy swoją pracę, udowodniliśmy, że była to zbrodnia NKWD, nie chcę słuchać tych bzdur, że zrobili to faszyści.

Uważa, że rosyjskie władze powinny się zdobyć na nazwanie rzeczy po imieniu. Powinna być dana prawna ocena - to była zbrodnia wojenna – żeby zamknąć usta wszystkim, którzy próbują podważyć fakty.

– Prawda nie rodzi się w dyskusji. Prawda jest wieczna – mówi twardym głosem Trietiecki.Według starego paszportu Ukrainiec, urodzony nad Amurem, ale w jego żyłach płynie krew trzech narodów - ukraińskiego, rosyjskiego i polskiego. 62-letni Trietiecki jest od kilku lat na emeryturze, ale wciąż wykłada prawo w jednej z moskiewskich szkół wyższych. Ma nadal oficerską postawę, jest wyprostowany, szczupły. Skromny i jednocześnie elegancki.

Gdy we wrześniu 1990 roku wezwał go do siebie przełożony, właśnie kończył ważne śledztwo dotyczące rozstrzelania przez wojsko zrewoltowanych robotników w Nowoczerkasku w 1962 roku. – „Mamy tu sprawę polskich jeńców wojennych” – powiedział. Spytał, komu ją dać, a ja powiedziałem, że się zastanowię. Wyszedłem od niego, ale nie dotarłem do swojego gabinetu

– w połowie korytarza odwróciłem się na pięcie. Poczułem, że to jest moja sprawa. Już wtedy wiedziałem, że to NKWD stało za rozstrzelaniem Polaków. „Wezmę to śledztwo” – powiedziałem – wspomina.

[srodtytul]Oficerska godność[/srodtytul]

W 2002 roku w liście do polskiego prezydenta Jurij Szumiejko – w czasie ekshumacji oddelegowany do Charkowa i Miednoje ze Sztabu Generalnego ZSRR i razem z Trietieckim stojący na czele grupy śledczej – pisał: „W lecie 1991 roku (razem z Trietieckim – J.P.) postanowiliśmy zrobić wszystko możliwe, a nawet niemożliwe (a trudności były poważne), żeby ustalić prawdę (...) Kierowaliśmy się oficerską solidarnością, szacunkiem dla zamordowanych polskich oficerów i ich rodzin, pojęciem ludzkiej etyki i godności oficerskiej, nie oczekując bynajmniej żadnych oznak wdzięczności, tym bardziej ze strony państwa”.

Generał Bronisław Młodziejowski, który uczestniczył w ekshumacjach, tak wspomina Trietieckiego: – W tamtych niełatwych czasach Trietiecki zaprezentował najwyższy poziom godności i etyki nie tylko zawodowej, ale uniwersalnej. Takiej, która jest zawsze, a nie tylko na przywołanie tego czy innego przełożonego. Proszę pamiętać, że on był sowieckim oficerem, a wówczas – to był nadal ZSRR – stosunek do sprawy zbrodni katyńskiej nie był jednoznaczny. Napotykaliśmy wiele przeszkód i Trietiecki zawsze nam wtedy pomagał.

W 1996 roku „Polityka” pisała o rosyjskim oficerze: „To, co zrobił jako szef grupy prowadzącej śledztwo katyńskie, daleko wykracza poza służbowy obowiązek i sumienność”. Tygodnik określił go „radzieckim pułkownikiem, który obronił godność munduru”.

[srodtytul]Intrygi KGB[/srodtytul]

19 sierpnia 1991 r. w Moskwie rozpoczął się pucz Janajewa, na ulice Moskwy wyjechały czołgi. Wieczorem tego dnia Trietieckiemu, będącemu w Miednoje, przekazano wezwanie od szefa kalinińskiego KGB Łakoncewa. – Powiedziałem, że pojadę, ale tylko z całą rosyjską częścią grupy – wspomina generał. Ruszyli do Kalinina w eskorcie dwóch uazów z towarzyszami z KGB. Na miejscu Łakoncew zakomunikował, że uważa ich misję za zakończoną. Trietiecki przypomniał mu, że nie jest jego podwładnym.

– Jeszcze tego samego dnia udało mi się spotkać w Twerze ze znajomym z GPW. Od niego zadzwoniłem do zastępcy prokuratora Wiaczesława Frołowa. Usłyszałem od niego jedno potrzebne słowo: „Kontynuować prace” – mówi dzisiaj.

Z podobną „propozycją” KGB zwróciło się do kierującego pracami polskiej grupy prokuratora Stefana Śnieżki.

– Siedzieliśmy już w busiku, którym codziennie dojeżdżaliśmy z Kalinina do Miednoje, oczywiście w towarzystwie nieodłącznych dowódcy samochodu i kapitana Kałasznikowa z KGB – opowiada Młodziejowski. – Zakomunikował nam, że jest niebezpiecznie, panują antycudzoziemskie nastroje i nie są w stanie nam zapewnić bezpieczeństwa. Zaoferował, że zaopatrzy nas w krótką broń i żebyśmy wracali do kraju na własną rękę. Śnieżko zagrał twardo. Powiedział, że ma przy sobie rozkaz zastępcy szefa sztabu generalnego generała Michajłowa i żeby zmienić plany potrzebuje rozkazu od osoby co najmniej równej rangą. A skoro takiej nie ma, to proszę zamykać drzwi i zawieźć nas do pracy. I pojechaliśmy.

Gdy dojechali do Miednoje, Trietiecki pokazał pazur. Wojskowi dosłownie przegonili KGB-istów, padło wiele mocnych żołnierskich słów. Ludzie z KGB uciekli nad rzekę i przez kolejne dni siedzieli w krzakach, pijąc wódkę.

Zaangażowanie Trietieckiego miało też wymiar czysto praktyczny. W zasadzie nie opuszczał Miednoje ani na chwilę w obawie, by nic nie zakłóciło prac.

– Ktoś musiał być stale na miejscu. Mieliśmy ograniczony czas i każda jego strata była nieodwracalna. Nie było szans na przedłużenie ekshumacji – wspomina Młodziejowski.

Gdy z niezrozumiałych przyczyn zepsuł się traktor z koparką, Trietiecki zadzwonił do miejscowych wojskowych, którzy dostarczyli nowy sprzęt. Komuś zależało na tym, by ekipę prowadząca prace ekshumacyjne dosłownie wykurzyć. Namiot, w którym nocował z dowódcą przydzielonego do pomocy w ekshumacjach batalionu z Dywizji Kantemirowskiej, również „z niewiadomych przyczyn” zajął się ogniem. – Szybko ugasiliśmy pożar – mówi Trietiecki.

[srodtytul]Połączeni ciężką prawdą[/srodtytul]

Śledztwo katyńskie dla Trietieckiego i jego kolegów z prokuratury było szokiem. Wielu z nich poznawało przecież prawdę dopiero nad otwartymi grobami Polaków – wspomina Michał Żórawski, ówczesny polski konsul w Moskwie.

Trietiecki pieczołowicie przechowuje pamiątki z tamtych czasów – wycinki z gazet, zdjęcia. Z niezwykłą sympatią i zadziwiającą pamięcią do szczegółów wspomina zarówno polskich, jak i rosyjskich uczestników śledztwa. – Połączyła nas bardzo ciężka prawda – mówi, wymieniając nazwiska prokuratorów i ekspertów zaangażowanych w śledztwo: Stefana Śnieżki, Bronisława Młodziejowskiego, Jędrzeja Tucholskiego, konsula Michała Żórawskiego, z którym się zaprzyjaźnił.

Ze szczególnym wzruszeniem wspomina prałata Zdzisława Peszkowskiego, kapelana rodzin katyńskich, który był obecny praktycznie przez cały okres trwania prac. – Na każdej czaszce wykonywał znak krzyża, modlił się – opowiada.

Ale Peszkowski był ważny dla niego osobiście. – Dużo rozmawialiśmy, był dla mnie duchowym przewodnikiem – wyznaje.

Stalinowscy kłamcy katyńscy nie mogli przemilczeć takiego „dowodu zdrady”. Jurij Muchin w swojej książce o Katyniu „Antyrosyjska podłość” – powodzi pomyj wylanych zarówno na uczestniczących w śledztwie Polaków i Rosjan – wyrzuca Trietieckiemu, że „odprawiał razem z katolickim księdzem modły, a w tym czasie Polacy mieli możliwość kraść z mogił lub podkładać do nich, co im się tylko podobało”. W swojej publikacji umieszcza zdjęcie z mszy świętej odprawionej w podziemiach twerskiego NKWD – tuż obok pomieszczenia, w którym rozstrzeliwano Polaków – na którym pułkownik Trietiecki czyta Pismo Święte. To, co dla Muchina stanowi pretekst do obraźliwych wyzwisk, dla tych, którzy byli wtedy w Miednoje, jest dowodem niezwykłej więzi, która połączyła Polaków i Rosjan.

– To był magnetyzm Peszkowskiego. Codziennie rano odprawiał mszę. Na początku uczestniczyła w niej tylko polska część grupy, potem stopniowo dołączali Rosjanie – wspomina Młodziejowski.

[srodtytul]Dalej od śledztwa[/srodtytul]

Kto, jeśli nie my – to dewiza wojsk desantowych, ale dotyczy wszystkich porządnych ludzi – uśmiecha się Trietiecki. Mówiono o nim, że zaprzedał się, wysługiwał Polakom. Jeden z KGB-istów, którzy „przyglądali się” pracom grupy, powiedział mu kiedyś, że „nie jest sowieckim oficerem”. – Wpadłem we wściekłość. Powiedziałem, żeby zaproponował swoim przełożonym, żeby postawili go na moim miejscu – opowiada generał.

– Przyjaźniliśmy się z Saszą. Mam o nim i zawsze miałem jak najlepsze zdanie – wspomina Michał Żórawski. – Był między młotem a kowadłem, ale nigdy w czasie śledztwa nie postąpił nielojalnie wobec swoich przełożonych.

Młodziejowski nie ma wątpliwości, że Trietiecki zapłacił za Katyń karierą. „Trietiecki broni w dalekich górach Pamiru tadżycko-afgańskiej granicy i nigdy nie będzie generałem” – pisała „Polityka” w 1996 roku. – To było wygnanie – uważa polski oficer. Trietiecki był prokuratorem wojskowym Grupy Wojsk Pogranicza Federacji Rosyjskiej w Tadżykistanie, które chroniły granicę na podstawie umowy dwustronnej. Generałem jednak został właśnie za Tadżykistan, gdzie pomagał organizować od zera struktury prokuratury wojskowej.

O swoich losach po odejściu w 1992 roku ze śledztwa katyńskiego nie mówi jako o wygnaniu. – Oddelegowano mnie do administracji prezydenta, gdzie, pracując u wiceprezydenta Ruckoja, starałem się wspierać śledztwo – wspomina. To m.in. dzięki jego zaangażowaniu powstał chyba najlepszy dokument o zbrodni katyńskiej, rosyjski film „Pamięć i ból” (dotychczas niepokazany w polskiej telewizji).

Potem był 1993 rok, polityczne zawirowania w Rosji i Trietiecki znowu wylądował w GPW. – Zgodziłem się na wyjazd do Tadżykistanu, bo w tamtym czasie tak się złożyło, że nie miałem żadnego stanowiska. Mogłem tylko z wolnej stopy pomagać śledztwu – wspomina. I pomagał, kserując dokumenty. Po trzech latach w Tadżykistanie ruszył do Dagestanu i Osetii Północnej, później w Moskwie wykładał prawo w Akademii Federalnej Służby Pogranicza. W styczniu 2000 roku dostał nawet od Władimira Putina, który wówczas – po ustąpieniu Jelcyna – pełnił obowiązki prezydenta, odznaczenie „Zasłużony adwokat Federacji Rosyjskiej”. Ostatecznie znalazł się znów w prokuraturze, ale już nie wojskowej, lecz generalnej.

Dzisiaj jest, jak sam mówi, w bliskiej przyjaźni z polską ambasadą, często pojawia się na organizowanych przez nią uroczystościach i konferencjach. Włączono go do polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych. – Polacy o nim nie zapomnieli – mówi Bronisław Młodziejowski. – Ale zapomniała o nim Polska.

[srodtytul]Order w zawieszeniiu[/srodtytul]

Trietiecki nigdy nie dostał medalu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W 2005 roku, gdy Aleksander Kwaśniewski wręczał odznaczenia Rosjanom zasłużonym dla śledztwa w sprawie katyńskiej, nie został uhonorowany. Był wprawdzie przedstawiony do odznaczenia Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP, ale na jego przyjęcie nie zgodziła się strona rosyjska.

– W Rosji jest przepis, który mówi, że osoba będąca na służbie państwowej – a Trietiecki pracował wtedy w Prokuraturze Generalnej – nie może przyjąć zagranicznego odznaczenia bez zgody macierzystej instytucji. I z tego, co wiem, generał dostał odmowę – wspomina adwokat Anatolij Jabłokow, który jako prokurator wojskowy od początku brał udział w śledztwie, a po odejściu Trietieckiego stanął na jego czele. Chociaż niedługo potem sam został od sprawy odsunięty za zbyt „propolskie konkluzje”. – Jeśli ktoś zasłużył na polskie odznaczenie, to właśnie Trietiecki. Nie ma przeszkód, by mógł je przyjąć. Przecież od trzech lat jest na emeryturze – mówi Jabłokow.

Trietiecki nie chce komentować sprawy odznaczenia. – Nie robiłem tego dla nagród – ucina, chociaż, gdy to mówi, można wyczuć żal. – A poza tym moja praca została doceniona. Przewodniczący rady wiejskiej w Miednoje wręczył mi dyplom za udział w śledztwie i ekshumacji.

Coś jednak się zmienia. Jak dowiedziała się „Rz”, Trietiecki wkrótce ma zostać uhonorowany odznaczeniem ministra spraw zagranicznych Bene Merito. Dokładna data jego wręczenia nie jest znana, ale prawdopodobnie stanie się to w trakcie jednej z najbliższych uroczystości związanych z 70. rocznicą zbrodni katyńskiej.

Aleksander Trietiecki był pierwszym prokuratorem z Głównej Prokuratury Wojskowej ZSRR, który w 1990 r. prowadził śledztwo w sprawie katyńskiej. Ekshumację grobów w Miednoje nadzorował osobiście, nie opuszczając ani na chwilę miejsca w obawie, by ktoś nie przeszkodził w pracach. Interweniował, gdy w dziwnych okolicznościach psuły się rozkopujące ziemię maszyny i gdy KGB próbowało pod pretekstem „niestabilnej sytuacji” w czasie puczu Janajewa skłonić ekipy badawcze do zaprzestania pracy.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska