U podstaw powstania „Le Monde” leżało marzenie o wolnej niezależnej prasie, zrodzone z doświadczenia okupacji. Generał Charles de Gaulle, wówczas szef tymczasowego rządu Republiki Francuskiej, uważał, że kraj „tylko wtedy jest wolny, kiedy posiada wolną prasę”.
Większość francuskich gazet w czasie wojny jednak upadła lub została – jak prestiżowy dziennik „Le Temps” – zamknięta pod zarzutem kolaboracji z nazistami. We wrześniu 1944 roku generał spotkał się w swoim paryskim biurze z Pierre’em-Henrim Teitgenem, rządowym komisarzem ds. informacji. Rzucając okiem na stertę pożółkłych gazet na podłodze, oświadczył: – Teitgen, niech mi pan odnowi „Le Temps”! Niech pan wybierze dyrektora, którego przeszłość w ruchu oporu oraz kompetencje dziennikarskie są niekwestionowane. Niech pan do tego dorzuci liberalnego protestanta i gaullistę!
[srodtytul]Coraz dalej od de Gaulle’a[/srodtytul]
Teitgen uczynił, jak mu kazano. Na dyrektora „Le Monde” powołał 42-letniego Huberta Beuve’a-Mery’ego, prawnika, byłego członka ruchu oporu i przedwojennego korespondenta „Le Temps”. Do komitetu redakcyjnego zaś ściągnął – w roli protestanckiego liberała – 44-letniego ekonomistę Rene Courtina, byłego członka ruchu oporu, który stracił stanowisko na Uniwersytecie w Montpellier, bo odmówił złożenia przysięgi na wierność reżimowi Vichy. Rolę gaullisty pełnić miał 50-letni prawnik Christian Funck-Brentano.
Był to wybór dość osobliwy, gdyż Beuve-Mery, zanim dołączył do ruchu oporu, wykładał w szkole kadrowej stworzonej przez reżim Vichy. W 1941 roku pisał entuzjastycznie w miesięczniku „Esprit”: „Rewolucji trzeba przywódcy, kadr, żołnierzy, wiary lub mitu. Rewolucja narodowa ma swojego szefa, i dzięki niemu, doktrynę. Ale wciąż szuka swych kadr”.
Beuve-Mery nie był wcale zwolennikiem de Gaulle’a i jego wizji Francji. Już w 1946 roku odwrócił się przeciwko niemu, popierając projekt konstytucji gwarantujący kontynuację systemu politycznego III Republiki, czemu generał się stanowczo sprzeciwiał. W autobiografii „Jedenaście lat panowania” Beuve’a-Mery’ego opowiada o dziwnych relacjach z de Gaulle’em. W jednej z rozmów prezydent Francji wyraził swój zachwyt gazetą, równocześnie wypominając jej dyrektorowi brak lojalności. – Wtedy w sprawie konstytucji wiedziałem, że nie jesteście po mojej stronie. Może nigdy nie byliście. – Rzeczywiście, mój generale. Jednak, gdyby kiedyś „Le Monde” przestał pana bawić, gdyby pan uznał, że stał się on przeszkodą dla polityki, którą pan prowadzi dla dobra państwa, wystarczy mi o tym powiedzieć. Wyciągnę z tego konsekwencje – odparł Beuve-Mery. De Gaulle się zaśmiał. – Mówicie tak, bo wiecie, że jestem zwolennikiem niezależnej prasy.