Piotr Zychowicz recenzuje powieść Pawlikowskiego

„Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego” Michała K. Pawlikowskiego to jedna z najważniejszych książek napisanych na emigracji. Aż trudno uwierzyć, że w Polsce wydano ją dopiero teraz, 21 lat po odzyskaniu niepodległości

Aktualizacja: 04.09.2010 01:01 Publikacja: 03.09.2010 19:52

Michał K. Pawlikowski

Michał K. Pawlikowski

Foto: Rzeczpospolita

Był sobie kiedyś kraj, który nazywał się Wielkie Księstwo Litewskie. Zamieszkiwali go ludzie różnych narodowości, którzy modlili się w różnych świątyniach i mówili różnymi językami. Panowie po pańsku, chłopi po chłopsku, a kupcy żargonem. Kraj ten przez kilkaset lat złączony z Koroną tworzył Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Po jej upadku wszedł w skład Cesarstwa Rosyjskiego.

To jednak nie zaborca, nie wróg zewnętrzny, miał przynieść Księstwu zagładę. Spowodowali ją sami jego mieszkańcy. Gdy pod koniec XIX wieku w Europie Wschodniej zaczęły się rodzić nacjonalizmy, dotychczasowi Litwini – w zależności od tego, jakim językiem mówili lub z którą kulturą czuli się najbliżej związani – podzielili się na Polaków, Litwinów etnicznych i Białorusinów.

O dalszym wspólnym życiu nie było mowy. Drogi Litwinów się rozeszły. Po wielkiej wojnie ziemie Wielkiego Księstwa znalazły się w granicach Polski, Litwy kowieńskiej i sowieckiej Białorusi. Ojczyzna Adama Mickiewicza przestała istnieć. Ten dramatyczny, schyłkowy okres Litwy historycznej ma swojego, niemal zupełnie dziś zapomnianego, kronikarza. To Michał Kryspin Pawlikowski z majątku Pućków w Mińszczyźnie.

Wydawnictwo LTW wydało właśnie jego przepiękną powieść „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego”. Aż trudno uwierzyć, że stało się to dopiero teraz, po 21 latach od odzyskania niepodległości. Książka należy bowiem do najważniejszych rzeczy, jakie zostały napisane na emigracji (ukazała się w 1959 roku w Londynie). To, że Pawlikowskiego nie drukowano w PRL, jest oczywiste. To, że nie drukowano go w III RP, to wstyd.

W książce autor w taki sposób przedstawił swoje kredo: „Wyrazy »Kresy« (czego? jak odległe?) oraz urzędowe »Ziemie Wschodnie« po prostu mnie mierżą. Do roku – z grubsza 1914 – mówiliśmy Polska albo Rzeczpospolita Obojga Narodów, albo Korona i Litwa. I oto nagle po roku 1918 ograniczyliśmy pojęcie Litwy do małego obszaru samej guberni kowieńskiej, a pojęcie »litewski« do jakiegoś miliona ludzi posługujących się wyłącznie językiem litewskim. Dla mnie istnieją: Korona i sfederowane z nią Wielkie Księstwo Litewskie. (...) Ziemia ta jest to nasza ziemia. Mamy ją w nozdrzach, oczach i uszach. Czujemy ją w każdym uderzeniu serca, soki jej bowiem tętnią w naszych żyłach. (...) Bo ona jest w nas”.

[srodtytul]Bez retuszu[/srodtytul]

Dzieciństwo i młodość... ” jest książką urzekającą. Bije z niej miłość do ojczyzny, do jej architektury, przyrody, ale przede wszystkim do ludzi. To, co jest w niej najważniejsze, to szczerość. Powieść, która tak naprawdę jest zbeletryzowanym pamiętnikiem – wiele osób miało Pawlikowskiemu za złe, że przyjął taką konwencję – opisuje bowiem rzeczywistość Wielkiego Księstwa bez retuszu, bez żadnej maniery.

To w literaturze polskiej, która na ogół pisana jest pod patriotyczną sztampę, rzadkie. Nie ma tu rozwodzenia się nad „nieludzkim uciskiem caratu”. Bo i co to był za ucisk w porównaniu z tym, co miało nadejść ze Wschodu wraz z rewolucją. Wprost przeciwnie, Pawlikowski ukazuje starą, dobrą carską Rosję jako kraj względnie liberalny, w którym Polacy, szczególnie po rewolucji 1905 roku, mogli swobodnie kultywować swoje tradycje i obyczaje.

Nie ma tu także irytującej dydaktyki społecznej. Weźmy choćby opowieść o Jance Magazynniku, stróżu z Baćkowa, jak w powieści Pawlikowski nazwał swój Pućków. „ [Janka] nieraz wprawiał w zdumienie postępowych korepetytorów baćkowskich, gdy na pytanie, kiedy było chłopu lepiej: za pańszczyzny czy teraz – odpowiadał, że za pańszczyzny, bo wtedy »panowie« opiekowali się chłopem i nie pozwalali go skrzywdzić, a teraz zdany jest na łaskę naczelnika ziemskiego, uriadnika i popa”.

Opis spędzonej przez Tadeusza w Mińsku młodości do dziś może zaś wywoływać rumieniec u czytelniczek. Tadeusz jako młody uczeń wstąpił bowiem do podziemnej polskiej organizacji młodzieżowej. Tak, wiem czego się państwo spodziewacie. Kolportaż nielegalnych wydawnictw niepodległościowych, akcja patriotycznego uświadamiania mas, niezłomna walka z bezlitosnym zaborcą i tym podobne komunały.

Nic z tego. Młoda polska kompania szerzyła w Mińsku zgorszenie, żłopiąc wódkę w nielegalnej knajpie U Żydcia (zdrobnienie od Żydek), rżnąc w karty na pieniądze i przede wszystkim, odwiedzając przybytek o nazwie Wesoły Dragon. Ulgowa cena dla gimnazjalistów: 50 kopiejek. Tak, wbrew utartej konwencji, pokolenia naszych pradziadków i dziadków także składały się z ludzi z krwi i kości.

[srodtytul]Białorusini i Żydzi[/srodtytul]

Dzieciństwo i młodość... ” zaczyna się od wczesnego dzieciństwa Irteńskiego/Pawlikowskiego (obaj rocznik 1893), a kończy na wybuchu I wojny światowej. Karol Zbyszewski nazwał Pawlikowskiego Kitowiczem Mińszczyzny przełomu XIX i XX wieku. „Jak my, dziś, wciąż zaglądamy do Kitowicza, by się dowiedzieć, jak tam było w Polsce Sasów, tak za sto i dwieście lat będą czytali Pawlikowskiego, by mieć wyobrażenie, jak żyło polskie ziemiaństwo w Mińszczyźnie przed ostateczną zagładą” – pisał krytyk.

Zgoda, ale z jedną poprawką. „Dzieciństwo i młodość” to nie tylko kronika życia polskiego ziemiaństwa. Oczywiście zajmuje ono w powieści rolę kluczową, z tej właśnie kasty wywodził się Pawlikowski, ale kronikarz pisze o wszystkich mieszkańcach swej ojczyzny. Także o Żydach i Białorusinach. Jak układały się stosunki między tymi społecznościami? W epoce przed eksplozją nacjonalizmów – znakomicie.

O żadnej niechęci nie było mowy. „Dwór ani myślał wsi »polonizować«. Odwrotnie – zachęta i pielęgnowanie języka, folkloru i obyczaju białoruskiego były uważane za jedynie skuteczny (no i legalny) sposób walki z rusyfikacją. (...) Z parobkami i gospodarzami wiejskimi mówiło się tylko po białorusku. (...) Dwory, które próbowały »polonizacji«, były bardzo nieliczne. (...) Domorosłych polonizatorów uważano za najgorszego gatunku dziwaków lub – co jeszcze gorsze – za endeków”.

Również o Żydach Pawlikowski pisał tak jak już w Polsce dziś nikt o Żydach nie pisze. Po prostu jak o dobrych znajomych. Na przykład o rzeźniku Judce: „Podobny jak dwie krople wody do biblijnego Judasza, a zarazem najpoczciwsze Żydzisko pod słońcem sprzedające do dworu tyłki wołowe lub cielęce (przodki bowiem szły na użytek rytualnej kuchni żydowskiej)”.

Albo o karczmarzu: „Zelig przychodził do dworu często, a przesiadywał godzinami w czasie wizyt pana Irteńskiego, który delektował się rozmowami ze starym Żydem. Zelig przestrzegał przepisów Starego Zakonu: wyszedł bez pożegnania i czerwony z oburzenia, gdy zobaczył, jak zaproszony do stołu Żyd, lekarz z Sieliby nazwiskiem Rawicz, zajada szynkę. Ze śmiercią Zeliga znikł z okolicy ostatni Żyd, który nosił strój starozakonny. Odszedł z nim typ Żyda, którego cała ludność chrześcijańska – szlachecka i chłopska – otaczała szacunkiem i miłością”.

[srodtytul]Ludzie XIX wieku[/srodtytul]

A ziemiaństwo Wielkiego Księstwa? Pawlikowski opisuje świat dworów z nostalgią, pogodą i wielkim poczuciem humoru. Czuć jednak unoszący się nad nim duch nadchodzącej zagłady. Ziemianie ci byli bowiem ludźmi XIX-wiecznymi. A więc indywidualistami o rozmaitych poglądach, zwyczajach i stylu życia, którzy po prostu nie pasowali do nadchodzącego wieku XX. Wieku uniformizacji ludzkich zachowań i myśli.

Na kartach „Dzieciństwa i młodości...” Pawlikowski sypie dziesiątkami znakomitych, nieraz mocno pieprznych, anegdot z udziałem ziemiańskich oryginałów. Na przykład o śmierci powszechnie szacowanego stryja Emila Irteńskiego na jakąś tajemniczą chorobę: „Jednym z jej objawów było częściowe porażenie mowy. Na początku choroby przyjaciel lekarz spytał: »Czy nie chorowałeś w młodości na syfilisa?«. Emil pokiwał głową przecząco. Na kilka godzin przed śmiercią dostał ataku uremii. Lekarz znów powtórzył stare pytanie. »No dobrze, chorowałem. Zostawcie mnie w spokoju«. »Ale dlaczego wcześniej nam tego nie powiedziałeś?« »Bo nie było się czym chwalić«”.

Albo o młodej wiejskiej panience, która podczas rewolucji 1905 roku pojechała do Warszawy. A był to czas, gdy w ogólnym zamęcie na ulicach miasta mieli się pojawić budzący grozę, jak się to wówczas mówiło, nożowcy. Owa panienka po powrocie do domu opowiada, że jednego z nich widziała na własne oczy. Rozegrał się wówczas następujący dialog: „»Skąd wiesz, że to był nożowiec. Jak wyglądał?«, »O był bardzo wytworny: w narzutce frakowej i cylindrze«. »To nie był nożowiec!«, »Na pewno był to nożowiec, bo mrugnął na mnie i powiedział towarzyszowi: z przyjemnością bym zerżnął«”.

Albo o panu Edwardzie Koziełł-Poklewskim, który przeważnie milczał. „Przerywał milczenie tylko w wypadkach ostatecznej konieczności, na przykład gdy licytował w wincie. Znany był z tego, że stojąc, nigdy nie wyjmował rąk z kieszeni spodni. (...) Podobno czynił tak, gdyż nie uznawał ani szelek, ani paska i wyjęcie obu rąk spowodowałoby opadnięcie spodni. Pił dużo starki i też w milczeniu. (...) Zwykł był powtarzać maksymę: »Burdel to jedyne miejsce, gdzie jestem serdecznie przyjmowany«”.

„Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego” jest jedną z tych książek, po których przeczytaniu odczuwa się wielki żal, że to już koniec. Po dotarciu do ostatniej strony chce się wrócić do pierwszej i czytać od początku. Całe szczęście Pawlikowski spisał drugą część przygód Tadeusza „Wojnę i sezon”. Książka ta dwa lata temu ukazała się w Wilnie. Miejmy nadzieję, że LTW pójdzie za ciosem i szybko wyda ją w Polsce. Najwyższa pora, aby Pawlikowskiego poznali także koroniarze.

[i]Michał K. Pawlikowski, „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego”, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2010[/i]

Był sobie kiedyś kraj, który nazywał się Wielkie Księstwo Litewskie. Zamieszkiwali go ludzie różnych narodowości, którzy modlili się w różnych świątyniach i mówili różnymi językami. Panowie po pańsku, chłopi po chłopsku, a kupcy żargonem. Kraj ten przez kilkaset lat złączony z Koroną tworzył Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Po jej upadku wszedł w skład Cesarstwa Rosyjskiego.

To jednak nie zaborca, nie wróg zewnętrzny, miał przynieść Księstwu zagładę. Spowodowali ją sami jego mieszkańcy. Gdy pod koniec XIX wieku w Europie Wschodniej zaczęły się rodzić nacjonalizmy, dotychczasowi Litwini – w zależności od tego, jakim językiem mówili lub z którą kulturą czuli się najbliżej związani – podzielili się na Polaków, Litwinów etnicznych i Białorusinów.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej