Najmłodszy przywódca torysów w historii wystawił nerwy partyjnych działaczy na ciężką próbę. Przed majowymi wyborami przewaga konserwatystów nad rządzącą od 1997 roku Partią Pracy stopniała z kilkunastu do kilku procent. I to mimo fatalnych notowań premiera Gordona Browna.
– Cameronowi brakuje wizji. Jeszcze przegramy te wybory – zwierzał się tygodnikowi „Spectator” zdenerwowany prominentny polityk partii konserwatywnej.
Po wyborach torysi nie byli w nastroju do fetowania zwycięstwa. Partia zdobyła co prawda najwięcej miejsc w Izbie Gmin, ale nie dość, aby samodzielnie rządzić. Musiała utworzyć koalicję z Liberalnymi Demokratami, którym zdaniem większości analityków było bliżej do laburzystów niż do torysów. Wielu torysów uważało, że Cameron po prostu przegrał. Jednak po 100 dniach rządów w obozie konserwatystów nie słychać krytyki pod jego adresem.
[wyimek]Po 13 latach rządów Partii Pracy okazało się, że nawet gigantyczne wydatki publiczne nie gwarantują odpowiedniego poziomu usług zapewnianych przez państwo[/wyimek]
David Cameron błyskawicznie przystąpił do wcielania w życie radykalnych reform, zaskakując nawet swoich zwolenników. W ciągu trzech miesięcy przedstawił projekty 23 ustaw, które mają odchudzić państwo i stworzyć podwaliny pod wzrost gospodarczy. Nie chodzi mu jednak tylko o wymiar ekonomiczny. Jeśli zrealizuje swoją wizję reform, Wielką Brytanię czeka najgłębsza zmiana relacji między państwem a obywatelem od czasu rządów premier Margaret Thatcher. „Będę równie radykalnym reformatorem społeczeństwa, jak Thatcher była reformatorką gospodarki” – zapowiadał w 2008 roku w książce „Cameron on Cameron”. Komentatorzy, publicyści i analitycy puszczali wówczas te zapowiedzi mimo uszu.
Kiedy David Cameron stanął na czele partii konserwatywnej po klęsce wyborczej w 2005 roku, natychmiast zaczął zmieniać wizerunek partii. Na pierwszy ogień poszło logo. Utożsamianą z symbolem męskości i agresji pochodnię zastąpił zielony dąb. Torysi stali się zagorzałymi obrońcami środowiska, praw mniejszości etnicznych i seksualnych oraz sprawiedliwości społecznej. Partyjni działacze patrzyli na to ze zdumieniem, a część publicystów pisała, że przywódca torysów nie ma na siebie pomysłu i naśladuje laburzystowskiego premiera Tony’ego Blaira. Inni uważali, że Cameron to wilk w owczej skórze, który próbuje oszukać wyborców, zwłaszcza odkąd przyłapano go, jak jechał do pracy rowerem, a kilka metrów za nim podążał samochód wiozący jego teczkę.