Od czasów Kaina i Abla młodsi bracia mają gorzej. Zwłaszcza jeśli są zdolniejsi i cieszą się większym uznaniem otoczenia, np. Pana Boga. Wtedy starsi bracia toną w goryczy, czasem też zatracają się w swojej porywczości, jak Kain właśnie. Ale młodsi też bywają okrutni. Fredo Corleone nie umiał wybaczyć młodszemu Michaelowi, że to jego ojciec wybrał na głowę rodu. W proteście zdradził. Michael stanął wobec tragicznego wyboru między miłością braterską a szerzej pojętą troską o przyszłość rodziny. Po heroicznej walce wewnętrznej podjął decyzję: Fredo ląduje na dnie jeziora z kulką w głowie.
To są dramatyczne wybory, które w idealnym świecie miały zostać oszczędzone braciom Edowi i Davidowi Milibandom. W idealnym świecie David powinien był wygrać w ubiegłą sobotę wybory nowego lidera Partii Pracy, a pokonany Ed miał oddać hołd starszemu bratu i negocjować dla siebie miejsce w nowym gabinecie cieni. Jednak świat nie jest idealny: wybory różnicą 1 proc. głosów wygrał młodszy brat i mleko się rozlało. „Co ja mu takiego zrobiłem?” – miał pytać w kuluarach konferencji Partii Pracy w Manchesterze nowy lider laburzystów.
Ale to jest pytanie retoryczne. 40-letni Ed Miliband wykoleił najlepiej zapowiadającą się karierę polityczną ostatnich lat w Wielkiej Brytanii. To przecież jego starszy o pięć lat brat David był cudownym dzieckiem nowej Labour, pupilkiem Tony’ego Blaira, szefem brytyjskiej dyplomacji w gabinecie Gordona Browna. To on typowany był powszechnie na przyszłego premiera zaraz po tym, gdy wypali się obecna koalicja konserwatywno-liberalna. Młody, ale już doświadczony, energiczny, pomysłowy, powszechnie lubiany, nieskażony nawet cieniem podejrzenia o posiadanie jakichkolwiek trwałych poglądów w jakiejkowiek sprawie, słowem – wymarzony polityk ponowoczesnej lewicy europejskiej, która w odpowiednich okolicznościach może się stać prawicą albo centrum (gdyby np. prawica albo centrum stały się za bardzo lewicowe).
Taki był David Miliband. A Ed? Sam o sobie mówił nawet: „Ja jestem ten drugi Miliband”. Dziś ten drugi jest pierwszym, a brytyjscy komentatorzy poniewczasie odkrywają w nim „morderczy instynkt” i „polityczną przebiegłość”.
[srodtytul]W różnych stajniach[/srodtytul]
Po ogłoszeniu wyników głosowania David przytulił brata, a potem w towarzystwie swojej zapłakanej żony opuścił konferencję. Przez kilka dni przekonywał media, że bardzo cieszy się ze zwycięstwa brata w konkursie o stanowisko, o którym on, David marzył od lat. Potem nastąpiło to, co nastąpić musiało: David ogłosił, że nie wejdzie w skład Gabinetu Cieni, a zatem przez najbliższe lata, byc może do końca kadencji brata u steru partii wycofuje się z proscenium brytyjskiej polityki. Taka decyzja była do przewidzenia. Jeśli David wszedłby do Gabinetu Cieni kierowanego przez młodszego brata brytyjskie media śledziłyby każdy ich ruch dopatrując się konfliktu braci we wszystkim.