Tak jak z kłębka rozsnuwały się opowieści. To było tworzywo. Czułem ciężar. Materiał do rzeźbienia. Składałem z ułamków całość. Lepiłem. Byłem twórcą sekretnej budowli na piasku. Tylko mnie dostępnej. Opowieści bywały kapryśne, biegły meandrycznie, urywały się niedokończone, ustępowały innym. Z nagła zamajaczył nauczyciel Grudziński. Wysoki, dystyngowany, w ciemnym garniturze i złotych binoklach. Był to kierownik szkoły powszechnej z Kobrynia, który uciekając przed Sowietami, przywędrował do Warszawy. Spał u nas kilka nocy. Rozstawialiśmy polowe łóżko w stołowym pokoju. Pan Grudziński przed snem stawiał pasjansa.
– Nie wychodzi – martwił się. – Źle to wróży. Coś napomknął o swoim spotkaniu z inżynierem Ossowieckim, słynnym przed wojną jasnowidzem. Inżynier Ossowiecki przepowiedział cały ten kataklizm. Sodomę i Gomorę. Nocą zbudził nas straszny, głuchy głos. Wycie, skarga. Zerwaliśmy się z łóżek. W stołowym majaczył biały duch w ciemności.
Matka wpadła do pokoju pierwsza. – Łaskawa pani wybaczy – przepraszał pan Grudziński – koszmarne sny mnie męczą. Stał w długiej, białej koszuli. Widziadło. Nocna scena zanika: zjawa nauczyciela Grudzińskiego odpływa w nicość. Potem (może zaraz, może następnego dnia, może za tydzień) pokazywać się zaczęła uporczywie pani Maternicka, właścicielka domu, w którym zajmowaliśmy parter. Apodyktyczna staruszka, wieloletnia sekretarka oficyny wydawniczej Gebethnera i Wolffa.
Nie znosiła ona majora Cienia, dowódcy batalionu ochrony sztabu Roli-Żymierskiego. W pierwszym tygodniu po odwrocie Niemców przyszli Sowieci i kościuszkowcy, polscy żołnierze przy ich boku. Major Cień wybrał na kwaterę willę pani Maternickiej. Traktowała go jako parweniusza i barbarzyńcę. Wytyka niszczenie ubłoconymi, podkutymi buciorami pięknej podłogi z dębowych klepek. Cień, cham, zabijaka, komunistyczny watażka z Armii Ludowej, wściekał się, zaskoczony jej odwagą i pogardą. Raz tupnął nogą w wyglansowanym, oficerskim bucie i pogroził jej wskazującym palcem. – Oj babko, babko! – ryknął. – Cichajcie, bo na stare lata pójdziecie za kratki!
Zatarg z Cieniem był szeroko komentowany. Ojciec radził pani Maternickiej powściągliwość. – Wie pani, jacy oni są...
To wszystko wysypywało się jak z rogu obfitości. Rzeczywistość i fantazja mieszały się bez żadnych ograniczeń. Cóż za podniosły stan ducha. Czułem się jak czarnoksiężnik. Następca inżyniera Ossowieckiego, wspomnianego przez pana Grudzińskiego.