Saga rodu Manteuffów

Decyzja rotmistrza Andrzeja, który podczas wojny ze Szwecją opowiedział się po stronie króla polskiego, zdeterminowała na wieki los przyszłych pokoleń. Rodzina Manteufflów-Szoege wrosła w dzieje Polski

Publikacja: 23.04.2011 01:01

Leon, Tadeusz i Ryszard Manteufflowie – ochotnicy w wojnie 1920 r. (fot. Archiwum rodzinne Anny Mant

Leon, Tadeusz i Ryszard Manteufflowie – ochotnicy w wojnie 1920 r. (fot. Archiwum rodzinne Anny Manteuffel-Szaroty/repr. robert gardziński)

Foto: Archiwum

Na hasło „Manteuffel" pojawiają się obok siebie w internetowej wyszukiwarce, pozbawieni kontekstu miejsca i czasu. Edwin Karl Rochus von Manteuffel, pruski feldmarszałek z zawadiacko zakręconym lokiem. Hasso von Manteuffel w mundurze niemieckiego generała z czasów II wojny światowej, dowódca Trzeciej Armii Pancernej, a po wojnie deputowany FDP do Bundestagu. Ryszard Manteuffel-Szoege, profesor SGGW – elegancki, z muszką, w rogowych okularach. Wybitny historyk Tadeusz Manteuffel na werandzie, z książką rozłożoną na kolanach. I wielu innych.

Córki Tadeusza Manteuffla – Anna Szarota, historyk, i Małgorzata Cymborowska, biochemik – na pytanie o Hasso von Manteuffla reagują zdumieniem. Nie znają generała. Mówią: Manteufflów można spotkać wszędzie!

Prof. Tomasz Szarota, zięć Tadeusza Manteuffla: – Profesor dostał kiedyś w języku niemieckim zawiadomienie o ślubie kogoś z tamtej rodziny. Podziękowania wysłał po francusku.

Z królem duńskim nad Bałtyk

Trzynaście gałęzi rodu uznaje się dziś za Niemców, Polaków, Szwedów lub Rosjan. Ci, którzy wywodzili się z terenu Niemiec, poprzestawali na jednym członie nazwiska. Ci z Inflantów, Kurlandii i Estonii dodawali do niego drugi człon: Szoege, Zoege, Soie, Sey. Tradycje tej części rodu sięgają XIII wieku, kiedy jako wasale króla duńskiego przenieśli się z Dolnej Saksonii nad Bałtyk.

Pierwszym udokumentowanym Manteufflem, który opowiedział się po stronie króla polskiego, był w czasie wojny ze Szwecją lat 1601 – 1620 rotmistrz Andrzej. Nie wyszedł na tym dobrze – stracił nabyte przez ojca dobra Enneberg, które pozostały po stronie szwedzkiej. Andrzejowi udało się jednak wyjść z opresji dzięki dobremu ożenkowi. Przejął dobra teścia w Kurlandii, a jego syn Jan Otomar, major wojsk polskich, stał się protoplastą polsko-inflanckiej linii Manteufflów-Szoege.

Przejście na katolicyzm zajęło rodzinie trzy wieki i znalazło symboliczny wyraz w dwóch kościołach, które Fryderyk Adam Mikołaj, szambelan króla Stanisława Augusta, ufundował w swoich dobrach w Berzygale. Położony na wzgórzu kościół ewangelicki jest dziś ruiną, katolicki służy nadal jako kościół parafialny.

Historia ubożenia rodziny wiąże się z nazwą „Ruhenthal" i imieniem „Karol", które potem należało przemilczeć w rodzinnych opowieściach. Ruhenthal to dobra położone w Kurlandii. Fryderyk Adam Mikołaj zapragnął je nabyć, inwestując pieniądze rodziny. Pech chciał, że właśnie ten majątek caryca Katarzyna upatrzyła sobie na siedzibę dla jednego z faworytów. Manteufflom zwrócono zaledwie niewielką część wpłaconych już pieniędzy. Karol Manteuffel, kuzyn Fryderyka Adama Mikołaja, procesował się o nie długo i nieskutecznie, a wiadomość o tym, że sprawę ostatecznie przegrał, doprowadziła do śmierci ukochaną żonę Fryderyka Adama Mikołaja, Marię z Kulniewów.

Sztuka koligacji

Przez wieki Manteufflowie mieli łatwość koligacenia się ze znaczącymi w Inflantach zamożnymi polskimi rodzinami. Dzięki temu w XII wieku całkowicie się już spolszczyli. Chociaż wnuk Fryderyka Adama Mikołaja, Gustaw Manteuffel – na zdjęciu z krzaczastymi siwymi brwiami, krótką brodą i sumiastym wąsem, ubrany w grube palto z kołnierzem z norek – jako jedyny z polskiej linii figuruje w Niemiecko-Bałtyckim Słowniku Biograficznym i jest uznawany przez Łotyszy za współtwórcę gramatyki języka łotewskiego. Po jego śmierci w 1916 r. wdzięczni Łotysze umieścili na grobie w rodzinnych Drycanach pamiątkową tablicę. Na tablicę z polskimi napisami musiał czekać do 2006 r.

Gustaw Manteuffel przyjaźnił się z Józefem Ignacym Kraszewskim, pisarz sportretował go zresztą w powieści „Stach z Konar", przenosząc jedynie akcję w czasy Kazimierza Sprawiedliwego.

Młodszy brat Gustawa, Józef, w armii carskiej dosłużył się stopnia generała lejtnanta. Dalej niestety awansować nie mógł, przeszkadzało w tym bowiem wyznanie katolickie. Będąc dowódcą dywizji kawalerii na Kaukazie, zakochał się bez pamięci w Rosjance. Wynikiem płomiennego romansu był syn, któremu Józef dał nazwisko, czego bracia – z wyjątkiem najstarszego Ryszarda – nie zaakceptowali. Starania o szlachectwo dla syna zakończyły się niepowodzeniem, Józef zaś zginął na Kaukazie z rąk bolszewików.

Ścinacz kęp Manteuffla

Dziedzicem Drycan został najmłodszy z wnuków Fryderyka Adama Mikołaja, Jan. Dzięki jego wynalazkowi – ścinaczowi kęp Manteuffla – rodzina przeszła do historii mechanizacji rolnictwa.

Ryszard, głowa rodziny, miał dwa majątki – Taunagi i Mizany. O tym, że poślubi Jadwigę z Benisławskich, zadecydował ojciec. Przyszła wybranka była córką jego serdecznego przyjaciela. – Było to małżeństwo zaaranżowane, ale bardzo się kochające – opowiada Anna Manteuffel-Szarota. Gdy Ryszard za udział w powstaniu styczniowym zostaje zesłany do Omska, żona jedzie tam za nim. Dziadkom Benisławskim zostaje powierzony na wychowanie pierworodny syn Stanisław. Drugi syn, Leon, urodził się w 1865 r., już w Omsku. Rodzina wraca z zesłania, ale do Rygi. Tam dostają nakaz zamieszkania, majątki ziemskie za udział w powstaniu zostają zasekwestrowane, potem zwrócone w ruinie.

Spośród sześciu synów Ryszarda i Jadwigi autor „Sag warszawskich" Olgierd Budrewicz mianem „rodowych kamieni milowych" określił Leona i Henryka. Leon, prawnik, radca kolei moskiewsko-windawskiej w Rzeżycy, powiatowym miasteczku, pnie się po szczeblach kariery. Przed samym wybuchem I wojny światowej zostaje burmistrzem. Henryk, absolwent politechniki ryskiej, jest naczelnikiem ziemskim w Bołowsku i Starym Zamku. Bardzo stara się nabyć majątek ziemski, skupuje tzw. resztówki, między innymi w Starym Zamku.

Wydarzeniem szczególnym staje się poślubienie przez braci Manteufflów dwóch sióstr Zielińskich z Gradowa pod Sochaczewem. Leon żeni się z Anielą, Henryk z Marią. Dzieci z tych małżeństw wychowują się praktycznie razem i traktują jak rodzeństwo. Leonowiczów jest trzech: Tadeusz, Leon i Edward. Henrykowicze to Jerzy, Jadwiga, Ryszard. Choć Rzeżyca jest oddalona od Starego Dworu ok. 50 km, Henryk wozi tam rodzinę popularną linijką, zaprzężoną do konia deską, na której pasażerowie siedzą okrakiem. Sielanka uwieczniona na zdjęciach: obiad w ogrodzie w Bonifacowie, popas na konnej wycieczce.

Henryk wychowuje dzieci nowocześnie. Przy pilniejszych pracach posyła je do pomocy okolicznym chłopom. Jerzy przejawia talent poetycki. „Hej! Orlęta wzlećcie z gniazda/ Niech wam zwycięstw świeci gwiazda" – pisze w „Pieśni inflanckiej młodzieży". Oduczy się pić, gdy po zakrapianym przyjęciu imieninowym prowadzony przez wieś wystraszy się wybiegającego z krzaków kundelka: „Czy to tygrys, czy lew!" – wrzaśnie i stanie się obiektem żartów.

Nowe, warszawskie życie

Wybuch I wojny światowej młodzi Manteufflowie przyjmują z entuzjazmem. Ryszard wspominał: „Co dzień wychodziliśmy z moim stryjecznym bratem Tadziem na dworzec kolejowy, gdzie przyglądaliśmy się żołnierzom, których wysyłano na front. Jechali na pewną śmierć, na niewygody i trud z wiarą i entuzjazmem. Przyjemnie było na nich patrzeć". Początek roku 1918 jest jednak dramatyczny. Henryk umiera niespodziewanie na tyfus, 14-letni Ryszard musi przejąć gospodarstwo.

Gdy po zakończeniu wojny wytyczone zostają granice II Rzeczypospolitej – a poza nimi pozostaje i Rzeżyca, i Stary Dwór – Manteufflowie podejmują decyzję, by przenieść się do Warszawy. Leon przekonał pozostałych. „Mam uczucie, że zadaniem mojego życia jest związanie moich synów oraz dzieci mojego brata, Henryka, w sposób jak najmocniejszy z Polską" – tłumaczył wujowi Edwardowi Zielińskiemu. Dobytek przewożą w dwóch towarowych wagonach. Meble z Inflantów przetrwają w warszawskim mieszkaniu na ulicy Flory do II wojny światowej, a część znajduje się nadal w Instytucie Historii PAN ofiarowana przez Ryszarda Manteuffla.

Na wojnę z bolszewikami w 1920 r. wyruszyło na ochotnika dwóch synów Leona: Tadeusz i Leon junior, a także syn Henryka – Ryszard. Jerzy służył w administracji wojskowej. Na zdjęciu zawieszonym w salonie u Anny i Tomasza Szarotów widać ubranych w mundury młodzieńców o dziecinnych buziach – zasilili 201. Pułk Artylerii Polowej.

Tadeusz wyszedł z tej wojny inwalidą – w walkach pod Jabłonną od pocisku stracił prawą rękę. Doświadczenie przyjął mężnie. Ćwiczył umiejętność radzenia sobie we wszystkich sprawach. Lewą ręką prowadził samochód, naprawiał w mieszkaniu korki, obcinał paznokcie, trzymając nożyczki między kolanami. W restauracji jadł kurczaka sztućcami. – Po latach, kiedy już był znanym historykiem, pytano, czy nie żałuje straconej ręki. Odpowiedział, że idąc na wojnę, liczył się ze stratą życia – opowiada córka Małgorzata Cymborowska. Na studia wybrał historię. Młodszy brat Leon maturę zrobił już po powrocie z wojny. Skończył medycynę. Pracę podjął w Zakładzie Anatomii Patologicznej UW. Wyspecjalizował się w nowotworach jamy brzusznej.

Promotorem naukowej kariery Tadeusza, a z czasem też przyjacielem, stał się profesor Marceli Handelsman. Pod jego wpływem Manteuffel zainteresował się francuskim średniowieczem. Doktoryzował się w 1924 r. Seminarium u Handelsmana wpłynęło też na życie prywatne Tadeusza. Poznaje Marię Heurich, która w 1932 r. zostaje jego żoną.

O Edwardzie Manteufflu, najmłodszym bracie Tadeusza i Leona, znawcy sztuki wypowiadają się z zachwytem. „Utalentowany, bystry, wszechstronnie wykształcony i o dużej tradycyjnej kulturze wewnętrznej młodzieniec" – pisał profesor Wojciech Jastrzębowski. Artysta grafik po ASP, specjalizował się w grafice użytkowej i do wybuchu wojny – jak na człowieka niespełna 31-letniego – dorobek ma imponujący. Z przyjaciółmi zawiązują spółkę autorską Mewa. Międzynarodowe nagrody i wyróżnienia Edward przyjmuje z lekkim skrępowaniem. Wystawy w Berlinie, dekoracje wnętrz transatlantyków „Batory" i „Piłsudski", tarcza zegara słonecznego na Zamku Królewskim i sceny olejne na ścianach salonu Wedla. Znajomi widzą w nim człowieka błyskotliwego, pełnego wdzięku, dowcipu i smaku. Tylko Leon, który znał go najlepiej, odnajduje w jego twórczości nuty smutku, pesymizmu.

Henrykowicze też radzą sobie znakomicie. Jerzy, absolwent filologii klasycznej, jest papirologiem. Bierze udział w polsko-francuskich wyprawach naukowych do Górnego Egiptu,. Ryszard wybiera Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego, później decyduje się na kolejne studia w Wyższej Szkole Handlowej. Jest uczniem i asystentem wybitnego ekonomisty rolnego prof. Stefana Moszczeńskiego. W 1926 r. opuszcza uczelnię, kończy szkołę podchorążych, zarządza majątkami, wyjeżdża na dalsze studia do Szwajcarii, Francji, Wielkiej Brytanii.

W sierpniu 1939 r. Leon, uznany już chirurg, wraca ze stypendium naukowego w Bazylei. Kiedy nadchodzi 1 września 1939 r., zgłasza się do sanitariatu dowództwa obrony Warszawy i zostaje skierowany do Szpitala Wolskiego. Edward – który ledwo w marcu wziął ślub z artystką Wandą Zawidzką – jako podporucznik rezerwy wojsk pancernych wyrusza na kampanię wrześniową. Ryszard jest kawalerzystą. Internują go na Litwie. Udaje mu się uciec do Wilna, poznaje Elżbietę z Minkiewiczów, dziennikarkę. „Z rozpaczy pobraliśmy się" – opowiadał później. Po udziale w wyzwoleniu Wilna jako oficer AK trafia do obozu w Riazaniu.

Rzeź Woli i lista charkowska

Tadeusz dostaje pracę w Archiwum Akt Nowych. To znakomite miejsce na konspirowanie. Jest sekretarzem organu AK „Wiadomości Polskich", kieruje studium historycznym tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. W czerwcu 1944 r. na oczach ciężarnej żony zostaje zastrzelony w swoim mieszkaniu Ludwik Widerszal, członek Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy KG AK, bliski współpracownik Manteuffla. Tadeusz redaguje jeszcze numer „Wiadomości" z artykułem o bratobójczych mordach. Potem na prośbę żony wyjeżdża z Warszawy.

Leon oficjalnie pracuje nad dynamiką procesu nowotworowego, a jako kapitan „Krab" z AK zszywa rannych konspiratorów. Pomaga organizować ucieczki. Inscenizuje operację nieboszczyka, umożliwiając wyniesienie zamiast niego ze szpitala rannego Stanisława Miedzy-Tomaszewskiego, żołnierza AK, pracownika Departamentu Informacji Delegatury Rządu. I odmawia wykonania tylko jednego zadania – zatrucia żywności przeznaczonej dla żołnierzy niemieckich.

Powstanie warszawskie zastaje „Kraba" w Szpitalu Wolskim. Cudem unika losu kilkudziesięciu tysięcy zamordowanych mieszkańców dzielnicy. Jako potrzebny Niemcom chirurg zostaje wyciągnięty z prowadzonej na śmierć grupy złożonej z personelu i pacjentów, trafia do szpitala św. Stanisława. Spotyka „półprzytomną staruszkę" Marię Rodziewiczównę i Zofię Kossak-Szczucką.

O Edwardzie rodzina nie ma żadnych wiadomości. Wojna niszczy większość jego prac. W 1960 r. żonie udaje się zorganizować w Kordegardzie wystawę tego, co zostało. Zostaje zdjęcie młodego chłopaka z rękami w kieszeniach i lekko ironicznym uśmiechem na tle słonecznego zegara na Wieży Grodzkiej. Dla Wandy czas się jednak zatrzymał. Nie wyszła ponownie za mąż. Zmarła w 1994 r. Dopiero kilka lat temu nazwisko Edwarda Manteuffla odnalezione zostało na liście zamordowanych w Charkowie.

Nowa rzeczywistość

Po wojnie Manteufflowie próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Leon w Szpitalu Wolskim będzie pracował do śmierci. W zakresie nowoczesnej chirurgii szkoli się w szpitalu w Sztokholmie. Od 1956 r. pracuje nad fizjologią krążenia i chorobami serca. Dokonuje prekursorskich operacji na otwartym sercu, szkoli młodych chirurgów. Ściągają do niego pacjenci, z Rabki trafia mała dziewczynka z poważną wadą serca – Maria Mackiewcz, która wiele lat później zostanie prezydentową Kaczyńską.

Ryszardowi udaje się wrócić do Polski dopiero w 1947 r. Od przyjaciela poznanego w Riazaniu odkupuje mieszkanie na Słupeckiej. Dzięki robionym w obozie zapiskom na temat kalkulacji w rolnictwie, które przewiózł zatopione w mydle, udaje mu się utrzymać w pracy naukowej. Podczas weryfikacji przypomni je sobie profesor z Biura Studiów KC PZPR i będą dla niego koronnym dowodem, że Manteuffel jest prawdziwym naukowcem. Może pracować w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Ryszard nadrabia czas wojny, pracując od rana do nocy. Do domu wraca na kolację, po niej znów zasiada do pracy. Studenci widzą, jak jadąc autobusem linii 104, poprawia ich prace. Przy czym potrafi skreślić jedną trzecią zawartości i wręczyć z komentarzem: – Panie, bądź pan rzeczowy! Ma opinię trzymającego się na dystans i kostycznego. Dla studentów jest autorytetem. Lubi powtarzać, że inteligent musi wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś. Antoni Dziurda, jego magistrant, wspomina: – Zwracał uwagę nie tylko na wiedzę, ale i formę wypowiedzi. Kiedy podczas seminarium nadużywałem zwrotu „po prostu", zażartował: „Kolego Antoni, gdyby to było takie proste, to nie siedzielibyśmy tutaj kilka godzin i nie dyskutowali". Profesor nie wyzbył się nigdy nawyków kawalerzysty. Urlopy spędzają z żoną w siodle.

Prof. Tadeusz Manteuffel w 1953 r. zostaje dyrektorem Instytutu Historii PAN. Dlaczego komuniści zdecydowali się powierzyć tak ważne stanowisko bezpartyjnemu historykowi z akowską przeszłością, pozostanie ich tajemnicą. Prof. Tomasz Szarota, student, a potem zięć profesora: – To był człowiek, którego wszyscy niesłychanie się bali, ponieważ narzucił sobie maskę. Był tak niesłychanie wrażliwym człowiekiem, że bał się, iż zostanie zraniony. Z jego łagodnością stykali się dopiero ludzie zaprzyjaźnieni.

Henryk Manteuffel, syn Ryszarda, oprócz ekonomii zaczął studiować historię. – Miałem wtedy taki lekko lekceważący stosunek do rzeczywistości i wszyscy uważali, że zachowuję się tak ze względu na stryja. Stryj wezwał mnie do siebie do domu i dał porządną reprymendę. Mówił, że czas spoważnieć, bardziej pracować nad sobą, uczyć się języków, na przykład włoskiego. Bo historyk, który nie zna włoskiego, nic nie jest wart – opowiada Henryk Manteuffel, dziś profesor ekonomii na SGGW.

W okresie czystek marcowych Tadeusz Manteuffel odmawia usuwania pracowników naukowych Instytutu Historii PAN. Traci pracę na Uniwersytecie Warszawskim. Z redaktorem paryskiej „Kultury" Jerzym Giedroyciem wymieniają się artykułami naukowymi. Giedroyc w niepublikowanych jeszcze listach do Czesława Miłosza pisał, że Manteuffel wiele dla niego znaczy. Po śmierci profesora w 1970 r. paryska „Kultura" wydaje jego in memoriam.

Kiedy w 1980 r. wybucha karnawał „Solidarności", Ryszard Manteuffel ma doradzać „Solidarności" Rolników Indywidualnych, bardzo szybko jednak się do tego środowiska zraża. W grudniu 1981 r. nieoczekiwanie dla studentów, znajomych i rodziny pisze do generała Jaruzelskiego list pochwalny za wprowadzenie stanu wojennego. Odczytuje go triumfalnie w telewizji spiker w wojskowym mundurze. Nazwisko profesora pojawia się na listach PRON. – Pokłóciłem się o to z ojcem na dobre na kilka lat – wspomina Henryk Manteuffel. Dziś decyzję ojca tłumaczy tym, że prof. Ryszard Manteuffel jako państwowiec chciał służyć ojczyźnie. Był już osobą w podeszłym wieku, a możliwość aktywnej działalności publicznej traktował jak zaszczyt. Jaruzelski zaś w jego oczach był polskim szlachcicem, a w dodatku oficerem zwiadu konnego.

Dla najmłodszego pokolenia rodu to już tylko historia. Dzieci Henryka Manteuffla: Elżbieta, historyk sztuki, oraz synowie Ryszard, Władysław i Piotr – wszyscy prawnicy – nie zamierzają kontynuować tradycji rodzinnych. – Żaden w nauce się nie zatrudni. Nie mają motywacji – mówi prof. Manteuffel. Syn Anny i Tomasza Szarotów jest profesorem, lecz nie historii, tylko psychologii.

Dzieci Małgorzaty i Bronisława Cymborowskich rozjechały się po świecie – córka mieszka we Francji, syn jest fizykiem na Uniwersytecie Wirginia. Wszak Manteufflowie są wszędzie.

Dziękuję panu profesorowi Markowi Kornatowi za udostępnienie niepublikowanej korespondencji między Jerzym Giedroyciem i Czesławem Miłoszem

Agnieszka Rybak, reportażystka, pracowała w „Tygodniku Solidarność", „Życiu", „Newsweeku", „Polityce", w „Rz" od 2007 r., współautorka książki „Ludwik Dorn, rozrachunki i wyzwania".

Na hasło „Manteuffel" pojawiają się obok siebie w internetowej wyszukiwarce, pozbawieni kontekstu miejsca i czasu. Edwin Karl Rochus von Manteuffel, pruski feldmarszałek z zawadiacko zakręconym lokiem. Hasso von Manteuffel w mundurze niemieckiego generała z czasów II wojny światowej, dowódca Trzeciej Armii Pancernej, a po wojnie deputowany FDP do Bundestagu. Ryszard Manteuffel-Szoege, profesor SGGW – elegancki, z muszką, w rogowych okularach. Wybitny historyk Tadeusz Manteuffel na werandzie, z książką rozłożoną na kolanach. I wielu innych.

Córki Tadeusza Manteuffla – Anna Szarota, historyk, i Małgorzata Cymborowska, biochemik – na pytanie o Hasso von Manteuffla reagują zdumieniem. Nie znają generała. Mówią: Manteufflów można spotkać wszędzie!

Prof. Tomasz Szarota, zięć Tadeusza Manteuffla: – Profesor dostał kiedyś w języku niemieckim zawiadomienie o ślubie kogoś z tamtej rodziny. Podziękowania wysłał po francusku.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kataryna: Piekło zerwanego kompromisu aborcyjnego
Plus Minus
Kryminalna „Krucjata” zawędrowała z TVP do Netflixa. Miasto popsutych synów
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach