Neguje pan, że pragnienie zemsty i odwetu jest powszechnym odczuciem ludzi? Skąd w takim razie bierze się sukces krwawych filmów, które oglądamy, całkowicie się solidaryzując z bohaterem urządzającym w finale masakrę łajdaków?
Takie filmy są świetnie skonstruowane. Nasza nienawiść do wroga nigdy nie wygasa. A to dlatego, że jest on stale czynny i niebezpieczny. Cały czas jesteśmy konfrontowani z jego niegodziwością w stosunku do ludzi niewinnych.
I gdyby bin Laden został zabity dwa lata po tragedii w World Trade Center, to nasza reakcja emocjonalna byłaby bardzo silna. Dominowałoby pragnienie zemsty i odwetu, bo nasze rany i blizny były świeże. Poczucie, że byliśmy potraktowani monstrualnie niegodziwie, było olbrzymie.
Ale minęło dziesięć lat od World Trade Center.
I dlatego po dziesięciu latach nadszedł czas na działanie bardziej beznamiętne, kierowanie się potrzebą sprawiedliwości, a nie odwetu. I wierzę, że tak właśnie się stało. A gdyby bin Ladenowi udawało się ukrywać dalsze 20, 30 lat, to trudno byłoby usprawiedliwić akcję komandosów i zabicie go na miejscu. Oczekiwalibyśmy raczej postawienia go przed sądem i zachowania wszelkich procedur, których teraz zaniechano.
Uważa pan, że zabicie bin Ladena odstraszy jego ewentualnych następców?
Pokaże im, że nie będziemy tolerować islamskiego terroryzmu. Wojowniczy islam cechuje myślenie magiczne i okrutne. Chce narzucić światu dominację sprawowaną przez mężczyzn, obskuranckich wyznawców jednej religii i tradycji. Pozbawionych szacunku dla innych i kultywujących dość prymitywny styl życia. Szkoły muzułmańskie są na niskim poziomie, ze statystyk wynika, że dzieci niespecjalnie radzą sobie z umiejętnościami pisania i czytania. Nie takie wartości są tam ważne. Siłą napędową jest nienawiść do cywilizacji zachodniej, pragnienie zniszczenia naszego świata, opartego od 200 lat na osiągnięciach nauki i techniki.
W tej walce cywilizacji wyeliminowanie bin Ladena jest przynajmniej chwilowym przechyleniem szali na naszą korzyść.