Polski wiek XX w sadze rodu

W nowej powieści Bronisława Wildsteina przeszłość wraca w nieoczekiwanych momentach ich biografii. Nawet jeśli wybierają przyszłość, przeszłość wybierze ich

Publikacja: 14.05.2011 01:01

Polski wiek XX w sadze rodu

Foto: Fotorzepa, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Red

Jednym z najważniejszych tematów pisarstwa Bronisława Wildsteina jest historia XX wieku, a zwłaszcza doświadczenie komunizmu. Zarówno w swoich artykułach i esejach, jak i opowiadaniach oraz powieściach Wildstein stara się ukazać nie tylko genezę komunizmu, ale też jego społeczne, moralne, a zwłaszcza duchowe konsekwencje, które sprawiają, iż wciąż żyjemy w jego cieniu, często nie zdając sobie z tego nawet sprawy albo – co gorsza – nie chcąc sobie tego uświadomić. Na czym polegało zło komunizmu, dlaczego nie udało się zbudować Polski wolnej od jego dziedzictwa, jaką rolę odegrali w tym wszystkim intelektualiści – o tym pisał Wildstein chociażby w zbiorze opowiadań „Przyszłość z ograniczoną odpowiedzialnością", szkicach z tomu „Długi cień PRL-u" czy w powieści „Dolina nicości", a teraz w „Czasie niedokonanym".



Palimpsest wspomnień



Najnowsza powieść Wildsteina zdaje się być zresztą – nie tylko z racji swych rozmiarów – najambitniej pomyślanym jego dziełem literackim, a równocześnie w pewnej mierze jest kontynuacją jego wcześniejszej prozy. Kontynuacją chociażby dlatego, że na kartach „Czasu niedokonanego" migną znane czytelnikom tej twórczości postaci, na przykład redaktorzy Niecnota, Czułno czy Bogatyrowicz. Zuzanna Brok, jedna z głównych postaci „Czasu niedokonanego", wspomni też w pewnym momencie smutno zakończone perypetie dziennikarza Wilczyckiego, o którym czytaliśmy w „Dolinie nicości". Podobnie było z Moniką Gają, z którą wda się w burzliwy romans syn Zuzanny Adam...

Chcemy powrócić do paru prawd, zakłamanych i wygnanych przez twóców nowych wiar – mówi jedna z postaci powieści Wildsteina



Czy „Czas niedokonany" rysuje się więc trochę jako kolejny fragment powstającej na naszych oczach nowej „Komedii ludzkiej" portretującej współczesną Polskę? Być może, ale Polska roku 2008, a szerzej III RP, jest jednak tylko pewnym fragmentem znacznie szerzej zakreślonej w powieści Wildsteina panoramy dziejowej, stanowiąc pewien punkt dojścia historii bohaterów powieści, a zarazem Historii ostatnich 100 lat, która zresztą bardzo mocno splata się tutaj z teraźniejszością. Widzimy to już na samym początku: najpierw jesteśmy świadkami słynnego krachu na giełdzie nowojorskiej z roku 2008, by po chwili decyzją narratora stać się świadkami brutalnego mordu dokonanego mniej więcej 100 lat wcześniej na żydowskim pradziadku Adama Baruchu i jego żonie oraz dwójce dzieci. Potem narracja będzie oscylowała między dawnymi a nowymi laty, podporządkowana nieco kapryśnej, osobistej logice wspomnień bohaterów, których długie monologi o własnym życiu okazują się palimpsestowym splotem, a raczej stopem wspomnień własnych oraz cudzych.



„Wspomnienia splatają się – komentuje w pewnym momencie narrator powieści Wildsteina – wspomnienia Zuzanny i tych wszystkich, z którymi będzie rozmawiać o tamtych wydarzeniach, razem snuć przenikające się i łączące opowieści. Ich coraz bardziej wspólna pamięć nasączać się będzie tym, co czytają, słyszą i oglądają. Przeżycia i dyskusje, obraz i refleksje stapiają się w doświadczenie przekraczające osobistą perspektywę ludzkiego atomu, który przyciągany i odpychany nieznanymi siłami współtworzył historię tamtego czasu".



Z tym z kolei wiąże się zasadnicze chyba dla tej powieści przekonanie o współczesności historii, albowiem przeszłość nie jest dla jej bohaterów tak naprawdę zamknięta, dokończona. Przeszłość określa w sposób trwały tożsamość bohaterów oraz ich teraźniejszość. Przeszłość wraca w nieoczekiwanych momentach ich biografii, ucieczka od niej okazuje się niemożliwa. Nawet jeśli wybierają przyszłość, przeszłość wybierze ich. Gdy najmłodszy bohater powieści Adam Brok powróci do kraju po kilku latach, nagle zrozumie, że „powrócił do przeszłości, od której, wydawało mu się, uciekł już ostatecznie. Ta przeszłość czaiła się nawet tu, pod kształtami nowego lotniska...". Pod koniec powieści będzie miał wrażenie, że pamięta rzeczy, twarze i słowa nie obce, ale które mu się nie przydarzyły. A więc przeszłość, po Norwidowsku, to jest dziś, tylko cokolwiek dalej. A raczej głębiej, zakopane w naszej pamięci.

Coraz mniej rozumiemy

Przeszłość, czyli wiek XX, który w powieści Wildsteina zaczyna się na poleskiej wsi Kurów w cieniu wydarzeń rewolucji roku 1905, która wedle wielu badaczy miała być początkiem nowoczesności na ziemiach polskich. Zaczyna się ona mordem niewinnych, na „obcych" Żydach. Ginie Baruch Brok, cadyk cieszący się sławą cudotwórcy, reprezentant starego świata, wierzący w boski ład.

W tej zbrodni uderza nie tylko bezmyślne okrucieństwo jej sprawców, ale też irracjonalizm: wszak mordercy to sąsiedzi Broka, niektórzy z nich doświadczyli nawet odeń dobrodziejstw. Ale jest tu i jakiś demonizm, który słyszymy w słowach jednego z zabójców. Kopiąc martwe już ciało cadyka, szydzi on: „I co ci pomogło, żeś rozmawiał z Bogiem?". O tym, że owa zbrodnia jest jakimś znakiem złamania przez człowieka przymierza z Bogiem, jest przekonany cadyk biorący udział w pogrzebie Barucha: „Nadchodzi zły czas. Pan odwraca się od nas i coraz mniej rozumiemy". Brat zamordowanego widzi w tym czasie nad sobą martwy pułap nieba.

Świat wieku XX to świat odwróconego dekalogu – mawiał Gustaw Herling-Grudziński i myśl ta dobrze przystaje do tego, co wyłania się z kart „Czasu niedokonanego". Gdy dalej śledzimy losy potomków Barucha Broka, a więc jego trzech ocalałych z pogromu synów, a potem wnuka i prawnuka, widzimy, jak wygnani z rodzinnego gniazda próbują znaleźć swoje miejsce na ziemi i zrozumieć sens swego życia. Dla Jakuba drogę poszukiwań wyznaczy nauka Lenina, dla Józefa filozofia Heideggera, dla Adama psychoanaliza, dla Benedykta socjologia Webera. Próby te podejmowane są w kontekście kluczowych wydarzeń historii ostatnich 100 lat: rewolucji bolszewickiej, terroru pierwszych lat Związku Sowieckiego, narodzin nazizmu w latach 30., Zagłady Żydów, stalinizmu, kolejnych etapów walki z komunizmem w Polsce, od Października 1956 przez Marzec 1968 po doświadczenie „Solidarności". Wraz z bohaterami powieści wędrujemy z Kurowa do Szwajcarii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Rosji i Polski.

Czy można więc czytać „Czas niedokonany" jako ambitnie i szeroko skreśloną kronikę dziejów XX wieku, historyczny fresk? Do jakiegoś stopnia tak, co zresztą już samo w sobie stanowi o znaczeniu tej książki, której historyzm jest czymś oryginalnym na tle współczesnej literatury polskiej, odwróconej z reguły od przeszłości lub czyniącej z niej malowniczą dekorację dla rozmaitych ludycznych zabaw. Wildstein potrafi fascynująco pokazać poważną, tragiczną stronę historii. Przykładem chociażby wspomnienia Jakuba Broka o jego pracy w Czeka albo pełne napięcia obrazy Europy lat 30. i toczących się wtedy dysput intelektualnych czy wreszcie kronikarskie obrazy lat solidarnościowej rewolucji. Obrazy Europy sprzed II wojny światowej należą zresztą do najlepszych stron tej powieści.

W kronice historycznej na plan pierwszy wysuwa się historia rodziny Broków, na której losach wypali piętno doświadczenie całego stulecia. Rację więc mają krytycy określający powieść Wildsteina mianem sagi rodzinnej i zwracający uwagę – jak uczynił to Dariusz Karłowicz – że wybór takiej konwencji ma określoną wymowę filozoficzną. Podkreśla bowiem ciągłość ludzkich doświadczeń, akcentuje zakorzenienie człowieka nie tylko w doświadczeniu wspólnotowym, rodzinnym, ale i narodowym, a także dziejowość naszej egzystencji. Wyklucza zatem postrzeganie jednostki jako wolnego, swobodnego atomu, nieuwikłanego w żadne „przedustawne" zależności i związki.

(Budden)brookowie

Saga rodzinna przeżywała zresztą apogeum swej popularności w pierwszej połowie XX wieku, a więc wtedy, gdy toczy się znaczna część fabuły „Czasu niedokonanego". Dziełem poniekąd założycielskim i modelowym dla tego gatunku są „Buddenbrookowie" Tomasza Manna z 1901 roku, do których dyskretnie nawiązuje chyba sam Wildstein, bo tak chyba należy potraktować nazwisko bohaterów jego sagi.

To przywołanie ma w powieści Wildsteina sens jeśli nie sarkastyczny, to wyraźnie polemiczny. Owszem, i tu czytamy opowieść o dekompozycji rodziny, która zarazem jawić się może jako opowieść o dekompozycji pewnego społeczeństwa, a nawet kultury. W „Czasie niedokonanym" inny jest jednak punkt wyjścia owego procesu, inne jego przyczyny i charakter. Doświadczenie stabilizacji jest tu właściwie nieobecne, dominuje proces niszczenia rodziny, bohaterom obce jest właściwie doświadczenie jakiegoś ładu i stabilności. Dalej, przyczyną dekompozycji jest przede wszystkim przemożne ciśnienie polityki i historii, które uniemożliwia jakikolwiek porządek i które wkracza nawet w najbardziej prywatne sfery życia bohaterów powieści. W ten sposób zniszczony zostaje lub rozpada się każdy związek opisany w powieści Wildsteina. Syn Barucha Adam poślubi Sarę, która zginie zamordowana w czasie Zagłady, ojciec Zuzanny tuż po ślubie zostanie uwięziony przez komunistów i umrze wkrótce po uwolnieniu, rozpadnie się małżeństwo Zuzanny i Benedykta Broka, katastrofą okaże się romans Adama z Moniką...

Kryzys rodziny zdaje się więc być u Wildsteina soczewką, w której obserwujemy nie tylko rozpad pewnego świata, ale i szaleństwo, okrucieństwo, chaos XX-wiecznej historii.

Przeciw strachowi

Fabuła „Czasu niedokonanego" koncentruje się na dwu kluczowych, tragicznych w gruncie rzeczy postaciach: Zuzannie i Benedykcie Broku.

Ona jest córką więzionego przez komunistów oficera AK, siostrą zamordowanego przez SB młodziutkiego działacza opozycji, wyrzuconą z uniwersytetu w Marcu 1968 studentką historii sztuki. Działaczka opozycji antykomunistycznej imponuje dzielnością i zdrowym rozsądkiem, który w oczach jej przeciwników bywa nazywany „fanatyzmem", a ona sama jawi się im jako Robespierre w spódnicy. Nawet syn widzi w Zuzannie Gorgonę i Bojarynię Morozową. Czy jest postacią bez skazy? Raczej nie, potrafi być irytująca w swej bezkompromisowości, poza tym jej nonkonformizm przynosi jej sporo cierpień, rozczarowań i porażek, z których największą będzie rozpad jej małżeństwa.

Ale Zuzanna jest niczym Antygona wierna swoim zmarłym. Choć nie jest typem intelektualistki, wiedzie zasadnicze spory z „salonem warszawskim" lat 70., w którym rej wodzi „baumanonoidalny" piewca „płynnej rzeczywistości" Klein. W dyskusjach z nim i jego akolitami Zuzanna polemizuje z ich ideologią strachu, ich racjonalizacjami oportunizmu. Obca jest jej fascynacja prometejskimi „nowymi wiarami", tak bliskimi wielu bohaterom „Czasu niedokonanego". Mówi: „Chcemy powrócić do tego, co sprawdzone. Do paru prawd, zakłamanych i wygnanych właśnie przez twórców nowych wiar".

Z kolei Benedykt Brok jest utalentowanym socjologiem, znawcą Webera, przekonanym, iż polityka jest sferą demonizmu. Ma za sobą traumę ukrywania się w szafie w czasie II wojny, potem doświadczenia Marca, uwięzienia i późniejszej kilkuletniej współpracy z SB. W latach 70. podejmuje współpracę z komunistycznym tygodnikiem „Republika" i stopniowo staje się częścią komunistycznego salonu, a nawet wstępuje do partii. Jest sceptykiem i ironistą – jak całe zresztą jego środowisko. Z ironią patrzy też na zaangażowanie żony, a przecież kilkakrotnie pomoże jej wyjść z tarapatów. Całe jego życie upłynie w cieniu strachu przed zaangażowaniem wbrew władzy, który to strach racjonalizuje jako dobrego doradcę słabych lub przejaw instynktu samozachowawczego. Dopiero w ostatnich chwilach życia Brok uświadomi sobie, że to właśnie strach był przyczyną jego, jak to nazwie, upadku. Powie, że „strach jest zły, pęta, niewoli, chociaż umożliwia przetrwanie", ale też stanie w obronie tego, co nazwie lękiem metafizycznym.

O strachu zresztą wiele się mówi w „Czasie niedokonanym". Klein chce nawet napisać o nim książkę, w której mowa będzie o „infantylnym" strachu przed ludzką, śmiertelną kondycją i strachu „dojrzałym" przed tymi, którzy odrzucając ludzką przygodność, wierzą w istnienie „twardych tożsamości" i „spójnych idei". Ową teorię dwu strachów podważy sam Klein w ostatnich chwilach swego życia. Okaże się – jak powie jeden z bohaterów powieści – że „[...] indywidualnie nie potrafimy przeciwstawić się śmierci" i że „musimy odwołać się do pojęć, doświadczeń, które nas przekraczają".

Przeciw strachowi buntuje się też Zuzanna, stąd też bierze się jej rosnący dystans wobec męża, któremu w pewnym momencie zarzuci, iż nie można żyć ciągle zamkniętym w szafie. Po chwili zrozumie jednak, jak bolesny to w świetle doświadczeń Benedykta zarzut. A przecież jej małżeństwo ostatecznie się rozpadnie, poczucie wzajemnej obcości stanie się zbyt mocne, choć nigdy nie przerodzi się ono w nienawiść. Sam Brok zresztą, już na łożu śmierci, odda sprawiedliwość dzielności swej żony.

Jak dalece ten skomplikowany związek, zrodzony z miłości i wzajemnego zaufania, rozdzielony przez poczucie obcości i niezrozumienia, jest metaforą stosunków polsko-żydowskich? Popycha nas w stronę takich myśli sam autor, ciekawie kreśląc historię rodziny Broków, podkreślając jej żydowskie korzenie. Wildstein odchodzi tu od dominujących dzisiaj w literaturze schematycznych ujęć tematu żydowskiego, podkreślając na przykład paralelność losów Polaków i Żydów, jednocześnie ukazując rozmaitość dróg, jakimi toczyły się w XX wieku losy Żydów, i skomplikowane przyczyny, które powodowały, że niektórzy z nich zachowywali się tak jak Jakub czy potem Benedykt.

Warto zwrócić uwagę na ukazany w tej powieści obraz Marca 1968, jak pokazana jest tutaj postawa Zuzanny odprowadzającej swoich żydowskich kolegów na Dworzec Gdański. Szczególne wrażenie w tym kontekście robi decyzja Adama Broka i jego syna postanawiających pozostać w kraju. Arcyciekawa jest też przedśmiertna „spowiedź" Adama, który opowiada Zuzannie o życiu własnym i swojej rodziny. Zapamiętujemy z tego monologu słowa jego wuja Abrama mówiącego, że „dom to tylko nieruchomy namiot" i że „pozostaniesz Żydem, choćbyś się przechrzcił i wyrzekł swoich przodków", bo „inni zawsze będę go w tobie widzieć", a „jedyne, co możesz, to zapanować nad nimi, spowodować, aby się ciebie bali".

Szczególna jest też reakcja Broków na wybór Karola Wojtyły na papieża – entuzjazm Zuzanny zderza się ze słowami Benedykta: „Cieszą się Polacy". Mówi on je ze „specyficznym uśmiechem", a gdy oburzona Zuzanna zwróci mężowi uwagę, że on sam jest Polakiem, ten „bez przekonania" odpowie: „No tak. Oczywiście, masz rację". Ale też to Benedykt powie o swoim środowisku, że jego tożsamość budowana jest na lęku przed Polakami, że „to dzieci Żydów, którzy wyrzekli się żydostwa – mówi Brok – komunistów, którym wydało się, że przekroczą narodowe tożsamości", a dzisiaj łączą się „wyłącznie w lęku przed Polakami".

W podobnym duchu będzie też Brok czytał wspomnienia Jakuba, bolszewika i czekisty, potem wroga komunizmu i ostatecznie – już w czasie II wojny – jego ofiary. Po lekturze tego pamiętnika Benedykt zobaczy w nim przypowieść o próbie odrzucenia tożsamości i o wypowiedzeniu wojny Bogu i jego porządkowi, próbie, która kończy się tym, iż „wpadamy w szpony szatana". Słowa te opisują w gruncie rzeczy biografie wielu bohaterów powieści Wildsteina, nie tylko przecież żydowskich, także tragikomicznych piewców „płynnego świata" i niemądrych piewców Gombrowicza, których Adam zobaczy w Warszawie roku 2008.

Nowe przymierze

Jak w takim razie rozumieć zakończenie powieści? Oto Adam Brok, prawnuk Barucha, chwilowy, zdawałoby się, gość w Polsce, decyduje się jednak w niej pozostać. „Chcę tu żyć i nawet coś robić", mówi swej matce. A przecież uciekał od rodziny, kraju i przeszłości. Miał poczucie, że przeszłość to rodzaj trucizny. „Wspomnienia oplątywały go jesienną aurą, osiadały na skórze, wsączały się w krew. (...) Powinien się uwolnić od nich, oczyścić. Wtedy będzie zdolny do wielkich rzeczy. Stworzy siebie na nowo".

Prawda, Brok zrobił karierę w Stanach Zjednoczonych, ale był świadkiem 11 września w Nowym Jorku, potem zobaczył Rosję i ruinę, jaką z niej uczynił komunizm. Gdy usłyszy wyznania umierającego ojca, przeczyta wspomnienia stryja Jakuba, dowie się, kim naprawdę jest, i chyba zrozumie też, że od historii nie można uciec, że kładzie ona na nas szczególną odpowiedzialność. Dopadnie go zresztą sama historia, gdy robiąc interesy w Polsce, spotka szefa wielkiego koncernu telewizyjnego, a wcześniej esbeka prześladującego jego rodzinę.

A więc Brok zostanie w kraju i – trochę jak Wilczycki w „Dolinie nicości" – wyjedzie na prowincję, do swoich bliskich. Tam przyśni mu się leżący w śniegu człowiek. Potem on sam wykona podobny gest, rzuci się w śnieg i zobaczy kruka. Obrazek ten będzie w gruncie rzeczy powtórką sceny z udziałem Barucha Broka, który „tarzał się w śniegu jak zwierz", potem z uśmiechem wpatrywał w niebo w towarzystwie stojącego obok kruka.

Historia zatoczyła więc koło? By się powtórzyć czy może raczej – by zacząć od nowa? A może jest ów gest także rodzajem powrotu do korzeni, znakiem jakiegoś przymierza z ojczystą ziemią i własną przeszłością?

Ciekaw jestem, jak potoczą się dalsze losy Adama Broka.

Bronisław Wildstein, Czas niedokonany, Zysk i s-ka, Poznań 2011

Autor jest krytykiem i historykiem literatury, pracuje na UJ, jest zastępcą redaktora naczelnego dwumiesięcznika „Arcana"

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy