Miasta, eksperymenty ludzkości

Szaleństwa konstruktywizmu. Niewątpliwie za ojca i matkę mają Platona, który jako pierwszy podjął się próby naszkicowania oderwanego od realiów epoki społecznego ideału. Jego przedstawiona w dialogu „Państwo" utopia miała być lekarstwem na słabości politycznej organizacji greckich polis, jego dostrojeniem do ludzkiej natury, wizją hierarchii doskonałej.

Aktualizacja: 26.06.2020 23:30 Publikacja: 26.06.2020 00:01

Miasta, eksperymenty ludzkości

Foto: AdobeStock

A zatem Platon jako patron i nauczyciel całej generacji następców. Kogoż tu nie ma. Jest i św. Tomasz More, i młodszy od niego o niemal sto lat włoski dominikanin i heretyk Tomasz Campanella. Jest i autor „Nowej Atlantydy" Franciszek Bacon. Są Saint-Simon, H.G. Wells, Anatol France, a bliżej naszych czasów Aldous Huxley, Zamiatin czy Orwell. Wszyscy byli twórcami doskonałych systemów społecznych. Doskonałych, czyli dających gwarancję wiecznego trwania, i nie jest wcale ważne, czy te wizje były motywowane zamierzonym przez autora uszczęśliwieniem ludzkości, czy miały przerażać. W naturze utopii są bowiem – czego nie rozumieli poprzednicy, a świetnie wyczuwali Zamiatin, Huxley czy Orwell – rozwiązania totalne, niedające przestrzeni na indywidualny sprzeciw czy bunt. Jednostka wobec utopii, nieważne platońskiej czy orwellowskiej, jest tylko trybikiem i kiedy buntuje się przeciw systemowi bądź jest mu niepotrzebna, automatycznie musi z systemu wypaść. Dowiódł tego świetnie XX wiek w kilku przynajmniej wydaniach z komunizmem, nazizmem czy reżimem Czerwonych Khmerów na czele. A więc strzeż nas Boże przed utopiami, nie tylko społecznymi.



Utopie nie były wyłącznie domeną speców od organizacji społeczeństw. Wraz z rozwojem sztuk technicznych zaczęły kusić ekonomistów, inżynierów czy architektów. Tak właśnie w ślad za poszukującymi kamienia filozoficznego alchemikami rodziła się tęsknota za perpetuum mobile czy opanowaniem przez człowieka zdolności latania albo żeglugi pod powierzchniami oceanów. Siłą napędową były rzecz jasna marzenia. Podstawą logiczną przekonanie, że człowiek to byt doskonały. Instrumentem zaś wizjonerska technika.

Takie korzenie ma konstruktywizm. Śledzenie jego ścieżki przez ostatnie stulecia to może jedno z najbardziej fascynujących zadań poznawczych, bowiem prócz szlaku wielkich zwycięstw nad materią jest także katalogiem wiedzy o porażkach wybujałych ambicji i oszalałej wyobraźni. A swoistym aneksem do tej pracy byłaby encyklopedia strat, jakie poniosła ludzkość wskutek błędów konstruktywistów.

Efektem motywowanych nowoczesnymi zamysłami urbanistycznymi projektów modernistów padały całe historyczne kwartały miast wraz z ich tkanką kulturową. Nowoczesność przeganiała z pola walki nie tylko ruiny w powojennych Niemczech, ale też tradycyjną zabudowę, jak w zniszczonym przez Ceausescu Bukareszcie czy w miastach Związku Sowieckiego. Tam było oczywiście łatwiej ze względu na moc totalitarnej władzy, ale ile strat poniósłby Paryż czy inne miasta Zachodu, gdyby zdecydowały się realizować projekty Le Corbusiera, z zaprojektowaną przez niego podstawową jednostką mieszkalną: „unité d'habitation"? Znamy ją z Marsylii; to masywny mrówkowiec dla zunifikowanego Europejczyka przyszłości z mieszkaniami jak kabiny kąpielowe.

Powojenna Polska także była rajem dla konstruktywistów. Zniszczona przez bombardowania, wypalona do cna, za to z milionami spragnionych mieszkań ludzi. I władzą oszalałą na punkcie postępu i nowoczesności. Nie wiem i do końca się nie dowiem, jakim cudem przynajmniej częściowo odbudowano historyczną Warszawę, Gdańsk czy Wrocław. Dużo łatwiej było pójść szlakiem wizji Le Corbusiera i jego następców, jak choć Oskar Hansen, uczeń Fernanda Légera i wyznawca idei LSC (Linearnego Systemu Ciągłego), który nie tylko projektował nowoczesne osiedla na zasadzie ciągłości zabudowy bloków mieszkalnych, ale też próbował przenieść tę ideę w obszar planistyki całej Polski.

Oryginalną wizją Hansena była budowa czterech ciągów urbanistycznych z północy na południe, które zastąpiłyby dotychczasowy układ centryczny polskich miast. Nieprzerwane ciągi miejskie o szerokości kilku kilometrów unifikowałyby i integrowały system mieszkalny, komunikacyjny i przemysłowy, a tereny między nimi – o szerokości stu do stu kilkudziesięciu kilometrów – byłyby zielonymi terenami rekreacyjno-rolniczymi.

Jedno wielkie miasto od Gdańska po Zakopane? Od Braniewa po Ustrzyki Dolne? Od Szczecina po Wrocław? Interesująca wizja, ale co z tymi, których miejsce zamieszkania nie mieści się w koncepcji? Przymusowa relokacja? Tym architekt Hansen głowy sobie nie zawracał. Praktyczna strona realizacji była zresztą zawsze podstawową słabością takich wizji. Im bardziej przy tym oszalałe, wyzwolone, futurystyczne, jak choćby: „żyrnie" (strażnice życia), „morule" (klimatrony i heliotopy), czyli budynki-słoneczniki zasilane energią solarną, i inne megabudowle Jana Głuszaka – Dagaramy – tym bardziej oderwane od realiów.

Nie żyją już i Hansen, i Dagarama. Minęła też moda na modernizm i konstruktywizm w urbanistyce. Nasze miasta idą śladem amerykańskich. Biura w centrum, a przedmieścia dla ludzi. Proste to w swoim założeniu i naturalne w rozbudowie. A jednak koniec wielkich wizji nie zabił nowoczesności. Ale idzie ona inną ścieżką. Społeczną... Miasta są i pozostaną centrum postępu. Nośnikiem nowoczesności. Technologii, globalizacji, wielkiej przemiany. Widzimy to w polityce. Zobaczymy i tym razem. 

A zatem Platon jako patron i nauczyciel całej generacji następców. Kogoż tu nie ma. Jest i św. Tomasz More, i młodszy od niego o niemal sto lat włoski dominikanin i heretyk Tomasz Campanella. Jest i autor „Nowej Atlantydy" Franciszek Bacon. Są Saint-Simon, H.G. Wells, Anatol France, a bliżej naszych czasów Aldous Huxley, Zamiatin czy Orwell. Wszyscy byli twórcami doskonałych systemów społecznych. Doskonałych, czyli dających gwarancję wiecznego trwania, i nie jest wcale ważne, czy te wizje były motywowane zamierzonym przez autora uszczęśliwieniem ludzkości, czy miały przerażać. W naturze utopii są bowiem – czego nie rozumieli poprzednicy, a świetnie wyczuwali Zamiatin, Huxley czy Orwell – rozwiązania totalne, niedające przestrzeni na indywidualny sprzeciw czy bunt. Jednostka wobec utopii, nieważne platońskiej czy orwellowskiej, jest tylko trybikiem i kiedy buntuje się przeciw systemowi bądź jest mu niepotrzebna, automatycznie musi z systemu wypaść. Dowiódł tego świetnie XX wiek w kilku przynajmniej wydaniach z komunizmem, nazizmem czy reżimem Czerwonych Khmerów na czele. A więc strzeż nas Boże przed utopiami, nie tylko społecznymi.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?