We wspomnieniach byłego pilota Marynarki Wojennej (dziś kapitana rezerwy) polskie lotnictwo wojskowe jawi się jako połączenie skeczów grupy Monty Pythona z jakimś depresyjnym splotem zbrodniczej głupoty i złej woli. Oto piloci wysyłani na szkolenie do USA jadą tam z socjalistycznym sprzętem, który nie pasuje do natowskich maszyn (sprzęt dostosują im do nowych norm... Rosjanie). Oto dowództwo chce oszczędzić dolary, więc prosi Amerykanów, by skrócić półroczny kurs do trzech miesięcy. Oto generałowie obwieszczają, że symulatory lotu nie są potrzebne bo zastąpiono je „treningiem w kabinie". Długo można by wymieniać.

Zawada ciekawie opowiada, nie nudzi, nie zabija czytelnika technicznymi szczegółami, sypie pysznymi anegdotami z życia elitarnych jednostek. Ale śmiech prędzej czy później zamiera na ustach, gdy okazuje się, że kolejny żart odsłania tak naprawdę ponurą prawdę o polskiej armii. Lotnicy fałszują dokumentacje lotów, bo przełożeni chcą mieć „ładnie na grafiku". Godziny latania zaliczają nie ci, którzy powinni, ale ci, którym potrzebna jest stosowna ich liczba do dodatku pieniężnego albo do emerytury. Jak jest pogoda, nie ma paliwa, jak jest paliwo, nie ma komunikatów meteo, jak jest meteo, brak sprawnych maszyn, a jak są maszyny, to zamiast na nich latać, trzeba je umyć, bo przyjeżdża delegacja z ministerstwa.

Osobny blok to opisy dziwnych relacji armii z próbującymi ją reformować politykami. Zawada nie ma o tych ostatnich dobrego zdania (czy można mu się dziwić?). Nie piętnuje po nazwisku, tylko po zjawisku, żeby głupotę było widać bez barw partyjnych. Jeden „humanizował" wojsko i kompletnie rozwalił w nim dyscyplinę, drugi martwił się głównie rozliczaniem nadgodzin żołnierzy, trzeci kazał studiować kulturoznawstwo, a dla innego lotnictwo było prywatną firmą powietrznych taksówek.

„Dlaczego polskie samoloty spadają" – pyta w podtytule swej książki Robert Zawada. Odpowiedź jest smutna: bo oprócz talentu ludzi, który je pilotują, nie ma żadnego innego powodu, by mogły latać.

Robert Zawada „Związane skrzydła", Helion 2011, 196 str.