Jakby się zachował, gdyby spotkał na ulicy zabójcę swojej córki? Idąc przez centrum Białegostoku Jerzy Krupowicz zadaje sobie niekiedy to pytanie.
– Podszedł do mnie znajomy i powiedział, że widział wczoraj Macieja T. w pubie na Rynku Kościuszki. Ludzie opowiadają mi czasem o podobnych sytuacjach z mieszaniną współczucia i oburzenia. Relacjonują, że Maciej T. oglądał przy piwie mecz z kolegami lub uśmiechnięty spacerował po mieście –mówi Krupowicz. – I co mam im odpowiedzieć?
Historia, która wydarzyła się w Białymstoku, jest dziwna z każdego punktu widzenia. To mroczna opowieść o zabójstwie młodej pięknej kobiety dokonanym przez człowieka, który z definicji powinien stać na straży prawa, a na sali sądowej znajdować się w zupełnie innym miejscu niż ława oskarżonych.
Adwokat zabił swoją aplikantkę – to brzmi szokująco. Ale ta mroczna opowieść ma jeszcze drugie dno – zabójca, który się przyznał, że udusił dziewczynę, odpowiada z wolnej stopy. – Kiedy usłyszałem, że sąd apelacyjny uznał, iż Maciej T. ma wyjść z aresztu, nie uwierzyłem. Jechałem wtedy autem, mój przełożony zadzwonił z tą informacją. Myślałem, że robi mi dowcip – mówi prokurator Józef Murawko. – Dojechałem do prokuratury, zobaczyłem faks z sądu. Zamurowało mnie.
Jest doświadczonym śledczym, oskarżał w wielu sprawach o zabójstwo, to dla niego zawodowa rutyna. Ta sprawa odbiega od schematu w sposób, który go niepokoi. – Zaprzeczono samej idei procesu karnego. To właśnie proces ma rozstrzygnąć o winie oskarżonego. Muszą przemówić biegli, trzeba zanalizować dowody. Tymczasem sąd apelacyjny zachował się jak sąd kapturowy: właściwie już zadecydował, co stało się w mieszkaniu Marty Krupowicz. Wypuszczając Macieja T. z aresztu, uwierzył oskarżonemu, że śmierć kobiety jest czymś w rodzaju nieszczęśliwego wypadku, tak wynika z uzasadnienia decyzji – mówi prokurator Murawko. – Dlaczego tak się stało? Wolałbym nie spekulować.
On uważa, że młoda kobieta nie zginęła przypadkowo i tej tezy będzie bronić. Nie chce komentować krążących pogłosek, że Marta zginęła podczas podczas sadystycznej zabawy seksualnej. Parafilia, jak określa się teraz zachowania nazywane dawniej dewiacją seksualną, to oczywiście jeden z możliwych powodów uduszenia przez 36-letniego adwokata swojej partnerki. Jednak nie można przecież wykluczyć, że Maciej T. świadomie chciał zabić Martę z innych powodów, a przynajmniej się na to godził.
Czy decyzja sądu apelacyjnego i zawarta w niej sugestia dotycząca interpretacji zachowania oskarżonego wpłynie na sąd, przed którym toczy się proces? – Nie chcę o tym nawet myśleć – mówi prokurator. –Ja muszę wierzyć, że sprawiedliwość jest jedna i ślepa. Taka sama dla człowieka w gumofilcach, który siekierą zarąbał sąsiada i zostaje skazany już na pierwszym posiedzeniu. I dla eleganckiego, elokwentnego i mającego koneksje mecenasa, który potrafi zrobić dobre wrażenie. Muszę w to wierzyć, bo inaczej zwątpiłbym w wymiar sprawiedliwości i powinienem rzucić zawód.
Zdjęcia z kostnicy
Pendrive Jerzego Krupowicza zawiera ostatnie zdjęcia córki. Przechowuje je także w szufladzie obok zbieranych przez lata laurek. Sfotografował ją w kostnicy. Posiniaczona, zmasakrowana twarz dziewczyny wygląda jak po walce bokserskiej wagi ciężkiej.
Kiedy właściciel zakładu pogrzebowego spytał go, czy zamknąć trumnę, czy też reszta rodziny ma zobaczyć Martę, Krupowicz zdecydował, że oszczędzi im tego widoku.
Po raz ostatni żywą Martę widział kilka godzin przed jej śmiercią. Przyszła do swych rodziców razem z Maciejem T., ta wizyta miała chyba przełamać pewien chłód, jaki czuli państwo Krupowiczowie wobec partnera córki. Maciej T. wydawał się partnerem idealnym dla ambitnej 31-letniej prawniczki z doktoratem – świetnie sytuowany adwokat ze znanej prawniczej rodziny. Skazą na tym wizerunku była jednak jego reputacja mężczyzny, który, mówiąc oględnie, nie jest stały w swych związkach.