Andrzej Łapicki o filmie „Bitwa Warszawska”

Déj? vu. Już państwu opowiadałem, że w latach 30. w kinie Majestic na Nowym Świecie wkładałem okulary i oglądałem film w 3D.

Publikacja: 15.10.2011 01:01

Co prawda był to krótki metraż, ale lokomotywa wjeżdżała na widownię, a piłką od baseballa można było dostać w głowę.

Wynalazek się nie przyjął. Bracia Warner, co jak co, ale na pieniądzach się znali. Także samo ani Goldwyn, ani Mayer nie zainwestowali w to dolara. Dopiero myśmy wynaleźli „po polsku", po raz drugi, nową lampę naftową w 2011 roku. Okazją do demonstracji stał się film o jedynej radosnej, bo wygranej, Bitwie Warszawskiej. Ponieważ oglądając go, czułem się jak w latach 30., czekałem, że na ekranie pojawią się Maria Bogda i Adam Brodzisz – królewska para ekranu. Nie pojawili się. Szkoda. Zagraliby lepiej, ale także pasowaliby do przedwojennej estetyki, w której jest ten film zrobiony. Nie ma co prawda scenariusza, ale i tak wiadomo, że wygraliśmy, bo więcej statystów biegnie z lewej strony ekranu na prawą niż odwrotnie.

Wszystko już było. Weźmy sceny batalistyczne. Już w 1936 widziałem szarżę kosynierów na ruskie armaty w „Kościuszce pod Racławicami", nie wspominając o wspaniałej „Szarży lekkiej brygady" – Brytyjczyków – pod Bałakławą.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Reklama
Plus Minus
Polska jest na celowniku Rosji. Jaka polityka wobec Ukrainy byłaby najlepsza?
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama