Gromkie „Ura!” Rosji to pustosłowie

Przed niedzielnymi wyborami w Rosji Władimir Putin postraszył Ameryką. Znów zagrał twardziela, który broni ojczyzny przed obcą ingerencją.

Aktualizacja: 02.03.2012 19:07 Publikacja: 02.03.2012 19:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Na szczęście dla nas Moskwa pręży muskuły głównie na potrzeby wyborcze. Tak naprawdę ani nie chce, ani nie może sobie pozwolić na eskalację napięcia w relacjach z Zachodem, w tym z Polską. Zbyt wiele kosztowałoby to Moskwę.

Mocna gra jest ulubioną rozgrywką Kremla. Ostatnio prowadził ją często. By wymienić tylko najgłośniejsze przypadki: groźba rozmieszczenia w obwodzie Królewca rakiet manewrujących Iskander, postraszenie Turkmenistanu, Kazachstanu i Azerbejdżanu interwencją zbrojną, gdyby włączyły się do projektu transportu gazu po dnie Morza Kaspijskiego do gazociągu Nabucco, wreszcie – zapowiedź dozbrojenia armii rosyjskiej w ciągu dekady kosztem pół biliona dolarów. Już te trzy przykłady powinny postawić polityków zachodnich do pionu. Nie postawiły, bo to tylko słowa.

1

Tym razem Putin zaatakował Stany Zjednoczone na łamach pisma „Moskowskije Nowosti". Czegóż tam nie znajdziemy? Jest ostrzeżenie przed zaatakowaniem Iranu, zbesztanie NATO za zaniechanie walki z opium w Afganistanie oraz oskarżenia Waszyngtonu o destabilizowanie światowego bezpieczeństwa (tarcza), hipokryzję i obsesyjne pragnienie uczynienia z USA kraju odpornego na wszelkie ataki.

Ostatni raz Ameryka (i szeroko pojęty Zachód) została tak poturbowana przez Putina podczas 43. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w lutym 2007 r., kiedy zarzucił Waszyngtonowi próbę budowy świata jednobiegunowego oraz narzucanie innym swojego modelu rozwoju. Polityka ta – jego zdaniem – nie tylko nie ograniczyła wojen na świecie, ale jeszcze zwiększyła liczbę ofiar.

Po takim werbalnym szturmie należałoby się spodziewać politycznej ofensywy Moskwy, budowy antyamerykańskiego sojuszu, choćby z Chinami czy Iranem, wzmożonej aktywności na forum ONZ. Przez cztery lata, które minęły od Monachium, nic takiego się jednak nie wydarzyło.

2

Za najsilniejsze tupnięcie można by uznać zawieszenie  przez Moskwę udziału w traktacie o konwencjonalnych siłach w Europie (CFE) już pięć miesięcy po konferencji, ale był to humbug. Nie ma bowiem znaczenia, czy Moskwa uznaje traktat, czy nie: i tak go przestrzega, czyli nie zwiększa liczby żołnierzy i sprzętu powyżej wyznaczonych limitów, najpewniej z powodów finansowych.

Nie inaczej miały się sprawy z wojną z Gruzją w 2008 r., więcej niż peryferyjną  z punktu widzenia interesów rosyjsko-europejskich i rosyjsko-amerykańskich. Nie był to wcale krok antyzachodni. Według niektórych opinii gruzińska armia pierwsza zaatakowała rosyjski batalion rozjemczy w stolicy Osetii Południowej Cchinwali. Kiedy w odwecie oddziały Federacji Rosyjskiej weszły do Gruzji właściwej, Unia Europejska głosem Francji powiedziała dość i czołgi stanęły, choć mogły bez trudu obalić prezydenta Saakaszwilego. Gruzja nie była dla Rosji warta konfliktu dyplomatycznego, a może i ekonomicznego z Zachodem.

3

Tak samo będzie i tym razem. Twarda retoryka pozostanie tym, czym jest w istocie – pustosłowiem. Przywódcy Rosji stali się mistrzami w maskowaniu rzeczywistości słowotokiem. W przeciwieństwie do liderów Chin, którzy unikają mówienia czegokolwiek, zmieniają natomiast świat czynami. Miedwiediew obiecywał modernizację i liberalizację, nie ma ani jednego, ani drugiego, ponieważ państwo rosyjskie nie dorobiło się struktur i sił politycznych, które mogłyby je przeprowadzić. Putin zapowiada konfrontacyjny kurs z USA: to również zakończy się niczym, gdyż Rosji brakuje pieniędzy i nowoczesnych fabryk zbrojeniowych, by stawić czoła Ameryce. W dodatku kraj potrzebuje transferu zachodnich technologii.

Po wyborach Moskwa nie rzuci wyzwania ani Waszyngtonowi, ani Brukseli, ani nawet Warszawie. Nie ma w tym żadnego interesu, a Putin świetnie rozumie język interesów, w  przeciwieństwie do tych, którzy traktują jego słowa zbyt poważnie.

Na szczęście dla nas Moskwa pręży muskuły głównie na potrzeby wyborcze. Tak naprawdę ani nie chce, ani nie może sobie pozwolić na eskalację napięcia w relacjach z Zachodem, w tym z Polską. Zbyt wiele kosztowałoby to Moskwę.

Mocna gra jest ulubioną rozgrywką Kremla. Ostatnio prowadził ją często. By wymienić tylko najgłośniejsze przypadki: groźba rozmieszczenia w obwodzie Królewca rakiet manewrujących Iskander, postraszenie Turkmenistanu, Kazachstanu i Azerbejdżanu interwencją zbrojną, gdyby włączyły się do projektu transportu gazu po dnie Morza Kaspijskiego do gazociągu Nabucco, wreszcie – zapowiedź dozbrojenia armii rosyjskiej w ciągu dekady kosztem pół biliona dolarów. Już te trzy przykłady powinny postawić polityków zachodnich do pionu. Nie postawiły, bo to tylko słowa.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą