Na szczęście dla nas Moskwa pręży muskuły głównie na potrzeby wyborcze. Tak naprawdę ani nie chce, ani nie może sobie pozwolić na eskalację napięcia w relacjach z Zachodem, w tym z Polską. Zbyt wiele kosztowałoby to Moskwę.
Mocna gra jest ulubioną rozgrywką Kremla. Ostatnio prowadził ją często. By wymienić tylko najgłośniejsze przypadki: groźba rozmieszczenia w obwodzie Królewca rakiet manewrujących Iskander, postraszenie Turkmenistanu, Kazachstanu i Azerbejdżanu interwencją zbrojną, gdyby włączyły się do projektu transportu gazu po dnie Morza Kaspijskiego do gazociągu Nabucco, wreszcie – zapowiedź dozbrojenia armii rosyjskiej w ciągu dekady kosztem pół biliona dolarów. Już te trzy przykłady powinny postawić polityków zachodnich do pionu. Nie postawiły, bo to tylko słowa.
1
Tym razem Putin zaatakował Stany Zjednoczone na łamach pisma „Moskowskije Nowosti". Czegóż tam nie znajdziemy? Jest ostrzeżenie przed zaatakowaniem Iranu, zbesztanie NATO za zaniechanie walki z opium w Afganistanie oraz oskarżenia Waszyngtonu o destabilizowanie światowego bezpieczeństwa (tarcza), hipokryzję i obsesyjne pragnienie uczynienia z USA kraju odpornego na wszelkie ataki.
Ostatni raz Ameryka (i szeroko pojęty Zachód) została tak poturbowana przez Putina podczas 43. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w lutym 2007 r., kiedy zarzucił Waszyngtonowi próbę budowy świata jednobiegunowego oraz narzucanie innym swojego modelu rozwoju. Polityka ta – jego zdaniem – nie tylko nie ograniczyła wojen na świecie, ale jeszcze zwiększyła liczbę ofiar.