Te proste dane powinny być kubłem zimnej wody na głowy tych, którzy narzekają, że rząd nie walczy o nasze interesy. Również – samego rządu pyszniącego się rzekomymi przewagami na unijnym forum. W porównaniu z najważniejszymi państwami UE jesteśmy karłem. Gramy w Unii mocno na wyrost i musimy uważać, by nie powiedziano nam: sprawdzam.
Kryzys osłabił instytucje europejskie, zmienił mechanizm podejmowania decyzji, odesłał do lamusa zasadę wspólnotowości. Dominuje realpolitik i ważenie, czyj skarbiec zasobniejszy. W dawnej UE mieliśmy zadatki na regionalną potęgę: 38 milionów obywateli, 300 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni państwa, strategiczne położenie na osi Wschód – Zachód, najbardziej entuzjastyczną dla projektu europejskiego populację na kontynencie, a na dokładkę kompleks winy u Niemców za drugą wojnę światową, który wykorzystaliśmy politycznie. Atuty te jednak bardzo osłabły. Naszą pozycję w Europie trzeba przedefiniować, chyba że wolimy udawać, iż wszystko zostało po staremu, Polska potęgą i basta. No, ale wtedy ograć nas będzie dziecinnie prosto. Fakty są ważniejsze od wyobrażeń, ignorowanie ich zawsze jest obarczone dużym ryzykiem.
1
Naszą przygodę w UE zaczynaliśmy z PKB na mieszkańca na poziomie połowy unijnej średniej, teraz to już 70 proc.
W 2000 r. nasz PKB wynosił 744 mld zł, dziś prawie dwa razy więcej. Od 2008 r., kiedy zaczął się kryzys, polska gospodarka urosła o 15,5 procent. W 2010 r. byliśmy jedynym krajem UE, w którym PKB wzrósł, zieloną wyspą wzrostu na czerwonym morzu spadków. Nawet w 2012 r. będziemy jednym z najszybciej rozwijających się państw w Unii: 2,2 – 3,8 proc. rocznego wzrostu na tle państw starej UE ze wzrostem na poziomie od 0 do 0,9 proc. to naprawdę nieźle. Podobnie, gdy weźmie się pod uwagę prognozę długu publicznego na 2012 r. U nas ma on wynieść ok. 57 proc. PKB. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii i we Francji – 89 proc., we Włoszech – 120 proc., w Niemczech – 81 proc.
Skoro jest tak dobrze, dlaczego agencje ratingowe dają nam ocenę ryzyka kredytowego ledwie na poziomie A, podobnie jak Hiszpanii, Słowenii i Słowacji? Dlaczego nikt nie przejął się groźbą odrzucenia przez Polskę paktu fiskalnego, jeśli nie zostaniemy dopuszczeni do stołu decyzyjnego? Dlaczego wreszcie nie słychać już o wielkiej szóstce (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania, Polska) rozgrywającej europejską politykę? Pomysł był przedni, mile łechcący narodowe ego.