Znacie? To oglądajcie

Aktualizacja: 14.04.2012 12:19 Publikacja: 14.04.2012 01:01

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pi­szę ten tekst, zer­ka­jąc na trze­ci od­ci­nek fil­mu „Ter­ra No­va" stwo­rzo­ne­go pod ba­tu­tą Ste­ve­na Spiel­ber­ga. Po ekra­nie fru­wa­ją ohyd­ne ga­dy ata­ku­ją­ce lu­dzi, któ­rzy prze­ci­snę­li się przez szcze­li­nę w cza­sie, ucie­ka­jąc do pre­hi­sto­rii. A ja my­ślę o wpad­kach naj­wy­bit­niej­szych. Pierw­szy se­zon „Ter­ra No­vy" nie wzbu­dził en­tu­zja­zmu, nie bę­dzie na­stęp­nych. I fak­tycz­nie, po­sta­ci nie­wy­ra­zi­ste, efek­ty spe­cjal­ne prze­wi­dy­wal­ne.

Se­ria­le ame­ry­kań­skie... Mu­zycz­ka z „Bo­nan­zy" za­ga­nia­ła nas przed te­le­wi­zor w cza­sach przed­szkol­nych. W szko­le, gdy ktoś chciał ko­muś do­ku­czyć, na­zy­wał go Fal­co­net­tim. Do dziś pa­mię­tam te­go wred­ne­go ty­pa z „Po­go­dy dla bo­ga­czy" we­dług Irvi­na Sha­wa, po­ka­zy­wa­ne­go u nas u schył­ku lat 70.

W mo­jej gło­wie An­gli­cy by­li spe­cja­li­sta­mi od se­ria­li moc­no te­atral­nych, czę­sto hi­sto­rycz­nych. Ame­ry­ka­nie to fach­ma­ni od tem­pa, pro­sto­ty, emo­cji. Ale pierw­szy uko­cha­ny se­rial ame­ry­kań­ski po­ja­wił się dla mnie póź­no, wcze­śniej dy­stan­so­wa­ły go bry­tyj­skie i... pol­skie.

Wio­sna 1991 ro­ku to „Mia­stecz­ko Twin Pe­aks" wy­pro­du­ko­wa­ne w cie­niu Da­vi­da Lyn­cha. Na­sza pra­sa osza­la­ła, py­ta­nie: kto za­bił Lau­rę Pal­mer, zro­bi­ło fu­ro­rę. To przy­pa­dek, ale mnie ten se­rial ko­ja­rzy się z tamtymi cza­sa­mi. Zni­ka­ją tro­ski ko­mu­ni­zmu, po­ja­wia się skrom­ny he­do­nizm pro­du­ko­wa­ny przez rząd Bie­lec­kie­go, a my szuka­my dziw­nych roz­ryw­ek. „Twin Pe­aks" ogło­szo­no świet­nym kry­mi­na­łem z ga­le­rią ma­low­ni­czych po­sta­ci. Ukry­to przed na­mi, że to w isto­cie hor­ror, i  że na­wet od­kry­cie for­mal­ne­go za­bój­cy li­ce­alist­ki z pro­win­cji  nie po­wstrzy­ma pie­kiel­nych mo­cy. Kie­dy oglą­dam se­rial po la­tach, mój za­chwyt słab­nie – w pierw­szym, per­fek­cyj­nym ską­di­nąd od­cin­ku ra­zi mnie za­ba­wa ludz­kim cier­pie­niem, ty­po­wa dla Lyn­cha. Po­zo­sta­ła po­tęż­na daw­ka czar­ne­go hu­mo­ru. Ostat­nie od­cin­ki to już jed­nak świa­dec­two mno­że­nia coraz bardziej jałowych po­my­słów.

La­ta 90. to dla mnie czas „Ży­cia jak sen" („On the Dre­am"). To in­ny typ se­ria­lu – za­baw­na ko­me­dia, któ­rej każ­dy od­ci­nek jest od­dziel­ną hi­sto­rią, a ar­mia sce­na­rzy­stów two­rzy ich dzie­siąt­ki. Czy był ty­po­wo ame­ry­kań­ski? Chy­ba nie, jak nie by­ło nim „Twin Pe­aks" – ale w koń­cu cóż to zna­czy? Na pew­no był no­wo­jor­ski, ko­ja­rzą­cy się z Wo­odym Al­le­nem. Pra­cow­nik wy­daw­nic­twa Mar­tin Tup­per, o żydowskich korzeniach, nie jest prze­cięt­nym Ame­ry­ka­ni­nem. Jest za to za­nu­rzo­ny po uszy w po­pkul­tu­rze – na po­cząt­ku każ­de­go od­cin­ka wi­dzi­my dziec­ko za­pa­trzo­ne w te­le­wi­zor, to ma­ły Mar­tin, któ­ry na­uczył się ilu­stro­wać epi­zo­dy swe­go ży­cia cy­ta­ta­mi z od­po­wied­nie­go fil­mu.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Popatrzmy jak ktoś gra. Poznajmy nową generację celebrytów
Plus Minus
Chaos we Francji rozleje się na Europę
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polski Kościół włączył „całą wstecz”. A słowa papieża są jasne
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Po co wydano miliony na Polaka w kosmosie? Bareja znowu miał rację
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran - raj w szponach starców