Wyobraźmy sobie przez chwilę tę scenę: piękny sierpniowy zachód słońca, łagodny wiaterek, a wokół dymy płonącego miasta. Smród palonych ciał. Pędzeni na miejsce egzekucji ludzie. Wśród nich student medycyny Jan Napiórkowski. „Jeden z egzekutorów daje znak ręką, byśmy postąpili naprzód. I nagle wybucha we mnie bunt. Nie posłucham się – krzyczy we mnie wszystko – nie pójdę tam. Zabijcie mnie w biegu, w czasie ucieczki. Przecież i tak nic innego mnie nie spotka...". Odważna decyzja, by wyrwać się z biernie idącego na śmierć tłumu, w jednej chwili przesunęła go z grupy kilkudziesięciu tysięcy zgładzonych do grupki kilkunastu zaledwie ocalałych z rzezi Woli w sierpniu 1944 r. Napiórkowskiego strach nie sparaliżował. Był jednak wyjątkiem.
Historycy, socjologowie i psychologowie wiele razy zastanawiali się nad tym, dlaczego ludzie w obliczu terroru tak łatwo dają się zastraszyć. Jak to możliwe, że kilkuset mniej lub bardziej zorganizowanych ludzi potrafi sprawić, że drżeć będą dziesiątki, a nawet setki tysięcy? W obozach zagłady ofiary poddawały się woli oprawców. Wiedząc, że idą na pewną śmierć, buntowały się rzadko. Życie w ciągłym lęku odbierało im zdolność realnej oceny sytuacji. Napędzało złudzenie, że ocalić życie uda się tylko, będąc posłusznym oprawcom. Przyjmując narzucone warunki gry.
Bezwolne tryby
Strach wydobywa z ludzi pokłady zła, o których w normalnych warunkach nigdy by się nie dowiedzieli. Doktor Hans Wolfgang Romberg, lekarz sztabowy w Niemieckim Instytucie Doświadczalnym Lotnictwa, w czasach pokoju sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Kiedy wybuchła wojna, równie sumiennie brał udział w nieludzkich eksperymentach medycznych. „Nie tylko byłem obecny, ale wykonywałem je osobiście" – precyzował swoją rolę podczas procesu w Norymberdze.
Nie był człowiekiem pozbawionym pewnych zasad. Interweniował na przykład, gdy jeden z kolegów skierował do eksperymentów krawca bez orzeczonej kary śmierci, który podpadł mu tylko z tego powodu, że odmówił mu uszycia ubrania.
Ale już tych z wyrokami Romberg bez skrupułów umieszczał w komorze, w której panowały ciśnienia takie jak na dużych wysokościach. Wielu w trakcie tych prób umierało, inni doznawali nieodwracalnych urazów. Na pytanie sędziów, czy w tym czasie istniała w Niemczech jakakolwiek możliwość sprzeciwu, lekarz odpowiadał: „Były tylko trzy możliwości sprzeciwu. Pierwsza i najważniejsza to emigracja osób, które były do tego zdolne; druga to otwarty sprzeciw oznaczający zesłanie do obozu koncentracyjnego lub karę śmierci i z tego, co wiem, taki sprzeciw nigdy nie zakończył się powodzeniem; trzecia, bierny opór, pozorne ustępstwa, udawanie i zwlekanie z wykonaniem rozkazów, krytykowanie w gronie przyjaciół, krótko mówiąc to, co dzisiaj określa się wewnętrzną emigracją". Trybunał Norymberski w 1947 r. Romberga uniewinnił.
Strach jako instrument zniewolenia i podporządkowania sobie obywatela do perfekcji wykorzystywały reżimy totalitarne. Pod presją permanentnego lęku ludzie zapominali o etyce i wrażliwości. Stawali się bezwolnymi trybami maszyny.
Chaim Rumkowski przed wojną był przedsiębiorcą, działaczem syjonistycznym. Gdyby nie wybuch wojny, na tym jednym zdaniu jego biografia zapewne by się kończyła. Jednak w październiku 1939 r. w okupowanej Łodzi Niemcy uczynili go przewodniczącym łódzkiego Judenratu. Wiedział, że należy do narodu przeznaczonego do eksterminacji. Że stanowi tylko narzędzie służące do łatwiejszego podporządkowania własnego narodu. Jednak wykorzystując swój niewątpliwy talent organizacyjny, zorganizował na wydzielonym terenie wzorcowy obóz pracy na potrzeby III Rzeszy. „To nie getto, to miasto pracy" – twierdził.
Wmówił sobie, że można skutecznie współpracować z Niemcami. I nie zawahał się, gdy ci sami Niemcy przyszli do niego w 1942 r. z żądaniem, by wytypował nieprzydatnych do pracy mieszkańców. „Udało mi się uratować te dzieci, które mają lat dziesięć lub więcej. Niech to będzie pociechą w waszym nieszczęściu. Żądanie było na dwadzieścia cztery tysiące ofiar, ale udało mi się stargować tę cyfrę do dwudziestu tysięcy. Może i mniej, ale pod warunkiem, że pójdą wszystkie dzieci do lat dziesięciu". I dzieci poszły.
Z żadnego innego getta nie uratowało się tak wielu Żydów. Żadne nie było zlikwidowane tak późno, dopiero w końcu sierpnia 1944 r. Ale za jaką cenę? Gdzie istnieje granica walki o przetrwanie? Strach przesuwa ją w nieskończoność. Rumkowski po likwidacji getta został wysłany ostatnim transportem do Auschwitz i tam zginął.
Historyk Marcin Zaremba przeanalizował polskie strachy tuż po II wojnie i spisał je w książce „Wielka trwoga". W wywiadzie mówił: „To był okres rozprzężenia i dużej fali bandytyzmu. Największą trwogę wywoływały jednak represje. Odbywały się publiczne egzekucje. Ludzie bali się wywózek na Wschód, pacyfikacji i procesów pokazowych.