Trust mózgów

Pięciopunktowy program wyborczy Mitta Romneya nie narodził się w głowach polityków. Programy lansowane przez sztab wyborczy mają swoje oparcie w ekspertyzach i badaniach publikowanych przez konserwatywne think tanki

Publikacja: 03.11.2012 00:01

To my was odpytamy: Heritage Foundation i American Enterprise Institute od lat organizują debaty rep

To my was odpytamy: Heritage Foundation i American Enterprise Institute od lat organizują debaty republikańskich kandydatów na prezydenta (spotkanie w Waszyngtonie, 22.11.2011 r.)

Foto: AFP

To właśnie think tanki, a nie amerykańskie uczelnie, stanowią zaplecze intelektualne prawej strony amerykańskiej sceny politycznej. W think tankach rodziła się koncepcja ograniczania rządu realizowana za czasów Ronalda Reagana, rewolucja republikańska Newta Gingricha z lat 90. czy budowy systemu obrony antyrakietowej. Nazwy prawicowych instytucji: Heritage Foundation, Hoover Institution, American Enterprise Institute, Cato Institute czy Manhattan Institute budzą dziś szacunek i respekt nawet u tych, którzy z publikowanymi ekspertyzami nie zgadzają się z powodów fundamentalnych.

Think tanki dostarczają w szybkim tempie informacji politykom na różne tematy, często dokonując ekspertyz w dziedzinach, którymi nie chcą się zajmować uniwersytety. Są też recenzentami polityki władz nie na poziomie politycznym, ale eksperckim. Trudno te opinie zignorować, nawet jeśli wyniki badań publikuje organizacja o konkretnym nastawieniu ideologicznym. „Politycy nie lubią badań, zresztą ich nie prowadzą – mówi „Rz" Andrew White z New School for Public Engagement w Nowym Jorku. – Do tego, aby uzasadnić podejmowane decyzje i przedstawić je w szerszym kontekście, często wykorzystuje się think tanki".

Działa to zresztą w dwie strony – nie tylko politycy posługują się ich badaniami, także think tanki próbują wpływać na polityków, zgodnie z ich statutową misją. Zarówno po lewej, jak i prawej stronie spektrum istnieje niepisana hierarchia ważności i wpływów wśród waszyngtońskiego establishmentu.

Tank tankowi nierówny

Istnieją i działają w USA od ponad 100 lat. Uważana za pierwszy think tank Russell Sage Foundation, zajmująca się badaniami socjologicznymi, powstała w 1907 roku. W 1919 roku utworzono Hoover Institution, uważany dziś za najstarszy ośrodek myśli konserwatywnej.

Choć często określa się je jako uniwersytety bez studentów, think tanki wciąż wymykają się jednoznacznej definicji. Generalnie są to instytucje, które zajmują się działalnością badawczą i jako takie powinny być zaangażowane w jakąś konkretną dziedzinę życia lub mieć zdefiniowany cel działania. Powinny być także organizacyjnie (choć  już niekoniecznie finansowo) oddzielone od instytucji rządowych czy akademickich. Kolejnym warunkiem odróżniającym think tanki od na przykład firm lobbingowych jest prowadzenie działalności nienastawionej na zysk.

Ta szeroka definicja sprawia, że w USA działa wiele rodzajów think tanków, a granice między klasycznymi ośrodkami badawczymi a organizacjami pozarządowymi są często dość płynne. Odpowiedź na pytanie, ile działa w Ameryce think tanków, nie należy więc do łatwych. Szacuje się, że jest około dwóch tysięcy instytucji, które można zaliczyć do tej kategorii, choć nazwy większości z nich niewiele mówią nie tylko większości Amerykanów, ale także ludziom zajmującym się polityką.

Największe z nich, o rocznym budżecie przekraczającym dziesiątki milionów dolarów, skupione są (z pewnymi wyjątkami) wokół Waszyngtonu, mniejsze często funkcjonują na szczeblu stanowym. „Na pewno nie stanowią bezpośredniej konkurencji dla college'ów i uniwersytetów – uważa Andrew White – są raczej ich uzupełnieniem". Research, jaki prowadzą think tanki, jest często bardzo ściśle ukierunkowany na konkretne zagadnienia, które odpowiadają ich celom ideologicznym czy politycznym.

Sekretarz, kongresmen, noblista...

Większość think tanków w USA ma status fundacji lub organizacji nienastawionych na zysk (not-for-profit), co daje im w amerykańskiej rzeczywistości niezwykle istotny atut – przywileje podatkowe, w tym również oferowaną potencjalnym darczyńcom możliwość odpisania donacji. To właśnie te zapisy prawne stanowią sekret potężnych wpływów konserwatywnych koncepcji w amerykańskim życiu politycznym.

Najczęściej think tanki są finansowane przez wielkie fundacje lub korporacje oraz bogatych indywidualnych darczyńców, choć formalnie mogą też żyć ze składek. Większość najbardziej znanych instytucji dysponuje też własnym kapitałem pozwalającym na finansowanie przynajmniej części bieżącej działalności.

Są jednak think tanki finansowane bezpośrednio przez rząd lub wykonujące prace  na użytek administracji czy sił zbrojnych. Przykładem może być RAND Corporation. Założona w 1948 roku pracuje nad technologią zbrojeń i analizą obrony strategicznej na użytek amerykańskiego rządu. W swojej historii think tank ten zatrudniał i zatrudnia ekspertów z najwyższej półki, którzy mogą się poszczycić 32 Nagrodami Nobla z takich dziedzin jak fizyka czy ekonomia. Rząd w Waszyngtonie finansuje co najmniej kilkanaście podobnych instytucji.

Ambicją think tanków o ideologicznym zabarwieniu, których ekspertyzy mogą mieć bezpośrednie przełożenie na politykę, jest z kolei nawiązanie współpracy z osobami związanymi z aparatem władzy – byłymi kongresmenami, ambasadorami, wyższymi urzędnikami administracji, a nawet byłymi członkami gabinetu. Symbioza ze światem polityki jest aż nadto widoczna – politycznie zaangażowane think tanki stanowią obiecującą alternatywę dla polityków i pracowników administracji, którzy tracą władzę lub kończą kariery polityczne. Dla wielu stanowią ciekawszą alternatywę dla pracy w  firmach zajmujących się czystym lobbingiem. Nieprzypadkowo napływ świeżej krwi do think tanków jest zsynchronizowany z cyklem wyborczym.

Początków dzisiejszej potęgi konserwatywnych think tanków trzeba szukać 40 lat temu. W 1971 roku Lewis F. Powell, przyszły członek Sądu Najwyższego z nominacji republikańskiego prezydenta Richarda Nixona, w memorandum „Attack on the American Free Enterprise System" wezwał konserwatywne środowiska w USA do ponownego przejęcia inicjatywy w debacie publicznej poprzez „finansowanie think tanków, zmiany w środkach masowego przekazu i zwiększenie wpływów [myśli konserwatywnej] na uniwersytetach i w aparacie sprawiedliwości".

Hasło wysunięte kilka lat po wielkim lewicowym buncie pokoleniowym padło na podatny grunt. W kolejnej dekadzie za prezydentów Ronalda Reagana i George'a Busha (ojca) to właśnie dzięki think tankom zaczęto dyskutować w USA o takich problemach, jak ograniczanie programów pomocy społecznej i roli państwa, deregulacji sektora bankowego, opóźnieniu wieku emerytalnego czy prywatyzacji systemu emerytur. Część tych pomysłów zrealizowano dopiero w połowie lat 90. pod sztandarami „republikańskiej rewolucji" Newta Gingricha. To wówczas zdominowany przez prawicę Kongres wypracowywał trudne kompromisy z administracją prezydenta demokraty Billa Clintona, radykalnie tnąc wydatki na opiekę społeczną i równoważąc budżet publiczny. To zasługa badań i nacisków takich instytucji, jak Instytut Hoovera (Hoover Institution), Heritage Foundation czy AmericanEnterpise Institute. Ale pewne pomysły konserwatystów nigdy nie doczekały się realizacji. Dyskusja na temat prywatyzacji państwowego systemu emerytalnego Social Security trwa do dziś, ale nie udało się przekonać Kongresu do wprowadzenia zmian.

Wielka Trójka

W USA funkcjonuje dziś dwa razy więcej wpływowych think tanków o orientacji prawicowej niż lewicowej. Te pierwsze z reguły dysponują też większymi funduszami. Konserwatywna „wielka trójka" z Waszyngtonu – Heritage Foundation, American Enterprise Institute oraz Cato Institute – ma dużo zasobniejsze budżety niż ich ideologiczni adwersarze mający biura w stolicy USA – Center for American Progress, Economic Policy Institute oraz Roosevelt Institute. Także w mediach mają większą siłę przebicia. Według badań grupy Fairness and Accuracy in Reporting, która badała liczbę cytowanych przez media wypowiedzi ekspertów 25 najpoważniejszych think tanków, aż 37 procent przytoczeń w mediach pochodziło ze źródeł konserwatywnych, 47 procent – centrowych, a tylko 16 procent – liberalno-lewicowych.

Prawicowi eksperci tłumaczą jednak, że ta dysproporcja jest koniecznością. Konserwatywne think tanki odgrywają ważną rolę, promując i prowadząc badania w takich dziedzinach, jak ekonomia czy socjologia, których nie podejmują amerykańskie uniwersytety. Oczywiście think tanki nie robią tego z czystej miłości do nauki – research prowadzony jest w kierunkach, które mogą przynieść wyniki zgodne z misją danej placówki. Ale oprócz fundowania prawicowych katedr na wyższych uczelniach, które w USA w większości uchodzą za bastiony liberalizmu, wspieranie think tanków jest dla wielu konserwatywnych donatorów jedną z form pośredniego wpływania na otaczającą rzeczywistość. I można zrobić to dyskretnie.

„Nowoczesne think tanki to instytucje nienastawione na zysk, z przywilejami podatkowymi, gdzie donacje ogranicza jedynie wysokość konta bankowego i które są rzadko upubliczniane – napisał nieżyjący już dziennikarz Tom Brazalitis, wieloletni waszyngtoński korespondent dziennika „Cleveland Plain Dealer". – To dlatego spółki technologiczne płacą, aby promować otwarty dostęp do Internetu, a firmy z Wall Street wspierają think tanki, aby te uzasadniały sens prywatnych inwestycji czy posiadania indywidualnych kont emerytalnych".

Za najbardziej wpływowy prawicowy think tank w USA uchodzi Heritage Foundation. Założona w 1973 roku przy ideologicznej inspiracji Lewisa Powella fundacja ma na celu promowanie konserwatywnej polityki społecznej opartej na „swobodzie działalności gospodarczej, ograniczonej roli rządu, indywidualnej wolności, tradycyjnych amerykańskich wartościach i wzmocnieniu zdolności obronnych USA".

Heritage Foundation może poszczycić się konkretnymi sukcesami. W latach 80. think tank opracował ponadtysiącstronicowy raport „Mandate for Leadership" zawierający około dwóch tysięcy wskazówek dotyczących zmian w rządzie. „Reagan rozesłał dokument do wszystkich swoich współpracowników – mówi „Rz" Landon Zinda z Heritage Foundation – do końca pierwszego roku jego kadencji wcielono w życie około 60 proc. z nich". Kilka lat później, na początku pierwszej kadencji Billa Clintona, Heritage Foundation skutecznie walczyła z projektem wprowadzenia powszechnego systemu opieki zdrowotnej. Miała też swój ideologiczny wkład w „Kontrakt dla Ameryki" – republikańskiego programu z 1994 roku, który zmienił układ sił w Waszyngtonie. „To w Heritage Foundation narodziła się koncepcja tarczy antyrakietowej" – podkreśla Zinda.

Heritage utrzymuje się ze składek ponad 700 tys. członków, prywatnych donacji i pieniędzy otrzymywanych z innych fundacji. Odzew jest duży, bo roczny budżet waszyngtońskiej instytucji to około 75 milionów dolarów.

W obecnej kampanii Heritage Foundation zorganizowała po raz pierwszy w historii wraz z innym konserwatywnym think tankiem American Enterprise Institute debatę republikańskich kandydatów na prezydenta poświęconą problematyce zagranicznej i polityce obronnej. Zwalcza zaciekle „Obamacare", czyli wchodzącą stopniowo w życie ustawę reformującą system ubezpieczeń medycznych, którą Mitt Romney chce w całości wycofać. Publikuje również coroczny raport budżetowy wykazujący, w jakich dziedzinach wzrastają wydatki rządu federalnego. Echa tych badań widać w jednym z punktów programu Romneya wzywających do redukcji deficytu budżetowego i natychmiastowego obniżenia wydatków rządu o 5 procent.

Oblężona wieża

Instytut Hoovera (przechowujący m.in. archiwa Radia Wolna Europa) uchodzi za klasyczny przykład konserwatywnego think tanku. Wieża instytutu wznosi się jednak w samym środku kampusu kalifornijskiego Uniwersytetu Stanforda, uchodzącego za bastion liberalizmu. O napięciach między dwiema instytucjami krążą legendy. Może z racji oddalenia geograficznego od Waszyngtonu Instytut Hoovera skupia się na długofalowych badaniach i ekspertyzach i mniej jest kojarzony z walką o doraźne cele polityczne, które stara się forsować Heritage Foundation. Ale to Hoover Institution ma wśród swoich fellows takie nazwiska jak George Schultz czy Condoleeza Rice – byłych sekretarzy stanu z czasów republikańskich administracji – czy Gary'ego S. Beckera i Thomasa Sargenta, laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, czy historyka Timothy'ego Asha. Ponieważ instytut zakładano tuż po doświadczeniu pierwszej wojny światowej, misja think tanku podkreśla wartości, jakie niesie pokój i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Poważnych ekspertyz można oczekiwać także po American Enterprise Institute, nieukrywającym swojego konserwatywnego charakteru. AEI z rocznym budżetem ponad 30 milionów dolarów przyciąga najlepszych prawicowych ekspertów publikujących ekspertyzy dotyczące najważniejszych zagadnień ekonomicznych i politycznych. W misję AEI wpisana jest m.in. obrona wolności i demokratycznego kapitalizmu – ograniczonego rządu, prywatnej przedsiębiorczości i wolności jednostki. Instytut też ma wiele do powiedzenia w sprawach polityki obronnej. To właśnie American Entreprise Institute służył jako zaplecze eksperckie prezydentury George'a W. Busha (podobnie jak wcześniej Rolanda Reagana) – w prace administracji zaangażowało się w pierwszej dekadzie XXI wieku ponad 20 osób związanych z tą waszyngtońską instytucją.

Plejada nazwisk, które mają dziś udział w tym truście mózgów, jest też imponująca – od byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów i kandydata na prezydenta Newta Gingricha czy Paula Wolfovitza, byłego sekretarza obrony i byłego ambasadora USA przy ONZ Johna Boltona, do obecnego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który był gościem AEI jako visiting fellow. Think tank specjalizuje się przede wszystkim w badaniach dotyczących bezpieczeństwa narodowego, polityki zagranicznej, gospodarki, polityki fiskalnej, wolnego rynku, ochrony zdrowia i polityki energetycznej. To eksperci AEI przewidzieli załamanie rynku nieruchomości i kryzys państwowych kolosów hipotecznych Fannie Mae i Freddie Mac. A w programie Romneya można znaleźć echa badań AEI dotyczących wybicia się Ameryki na energetyczną niezależność.

Nieco inaczej wygląda rodowód Cato Institute, zakładanego w latach 70. przez Charlesa Kocha w Oklahomie jako ośrodek myśli libertariańskiej. To tłumaczy pryncypia think tanku: ograniczony rząd, wolny rynek, wolność indywidualna i pokój. Dziś instytut mieści się w Waszyngtonie, a think tank flirtuje z klasycznym konserwatyzmem.

Trudno nie wspomnieć też o Manhattan Institute for Policy Research. Ten think tank służył jako ideologiczne zaplecze dla reform wprowadzanych w latach 90. przez republikańskiego burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, które radykalnie zmieniły wizerunek miasta. Jednym z ciekawszych kierunków badań przeprowadzonych przez Manhattan Institute była przeprowadzona w ubiegłym roku ekspertyza dotycząca zagrożeń związanych z wydobyciem gazu łupkowego. Konkluzją raportu było obliczenie, że eksploatacja gazu przy użyciu technologii szczelinowania wzbogaci gospodarkę stanu Nowy Jork o dziesiątki miliardów dolarów.

Mniej znane prawicowe think tanki mają różne misje. Często trudno je odróżnić od grup lobbingowych czy organizacji walczących o konkretne cele polityczne. Na przykład konserwatywne Media Research Center zajmuje się „przywracaniem równowagi" w środkach masowego przekazu. Organizacja ma za zadanie eksponować liberalne nastawienie mediów i oferować alternatywę przy rozumieniu i interpretacji najważniejszych problemów kraju. A Citizens Against Government Waste zajmuje się studiami nad marnotrawstwem rządowych pieniędzy.

Prawa strona silniejsza

Roli prawicowych think tanków w życiu Stanów Zjednoczonych nie sposób przecenić. To one dostarczają podstawowych informacji dotyczących problemów politycznych i ich możliwych rozwiązań. Między 1970 a 2005 rokiem liczba think tanków w USA zwiększyła się czterokrotnie, a do wzrostu przyczyniły się głównie donacje zwolenników orientacji prawicowej.

Dziś instytucje te dostarczają w stosunkowo szybkim tempie informacji politykom na różne tematy. Są też recenzentami polityki władz nie na poziomie politycznym, ale eksperckim. Trudno te opinie zignorować, nawet jeśli wyniki badań publikuje organizacja o konkretnym nastawieniu ideologicznym. „Politycy nie lubią badań, zresztą ich nie prowadzą – mówi „Rz" Andrew White. Do tego, aby uzasadnić podejmowane decyzje i przedstawić je w szerszym kontekście, często wykorzystuje się think tanki".

Działa to zresztą w dwie strony – nie tylko politycy posługują się ich badaniami, także think tanki próbują wpływać na polityków, zgodnie z ich statutową misją.

Sekretem powodzenia think tanków są badania i zdolność komunikacji. To dlatego eksperci z think tanków, mimo że nie wykładają przed studentami, muszą posiadać umiejętności komunikatywnego przekazywania swojej wiedzy. Szybko też oddzwaniają na telefony dziennikarzy, nawet z krajów tak odległych z punktu widzenia dzisiejszej amerykańskiej polityki jak Polska, a wyniki swoich badań starają się jak najszybciej podać do publicznej wiadomości. Fellows i scholars, czyli eksperci z think tanków, często uczestniczą w szkoleniach nowych członków Kongresu albo doradzają kandydatom na prezydenta. Można ich zobaczyć zeznających na posiedzeniach różnych kongresowych komisji na Kapitolu, w telewizji w roli politycznych komentatorów, a ich artykuły przeczytać w codziennych gazetach w działach opinii. W przypadku zwycięstwa Mitta Romneya w wyborach 6 listopada część ekspertów konserwatywnych think tanków z pewnością będzie doradzać nowej administracji.

Tomasz Deptuła z Nowego Jorku

To właśnie think tanki, a nie amerykańskie uczelnie, stanowią zaplecze intelektualne prawej strony amerykańskiej sceny politycznej. W think tankach rodziła się koncepcja ograniczania rządu realizowana za czasów Ronalda Reagana, rewolucja republikańska Newta Gingricha z lat 90. czy budowy systemu obrony antyrakietowej. Nazwy prawicowych instytucji: Heritage Foundation, Hoover Institution, American Enterprise Institute, Cato Institute czy Manhattan Institute budzą dziś szacunek i respekt nawet u tych, którzy z publikowanymi ekspertyzami nie zgadzają się z powodów fundamentalnych.

Think tanki dostarczają w szybkim tempie informacji politykom na różne tematy, często dokonując ekspertyz w dziedzinach, którymi nie chcą się zajmować uniwersytety. Są też recenzentami polityki władz nie na poziomie politycznym, ale eksperckim. Trudno te opinie zignorować, nawet jeśli wyniki badań publikuje organizacja o konkretnym nastawieniu ideologicznym. „Politycy nie lubią badań, zresztą ich nie prowadzą – mówi „Rz" Andrew White z New School for Public Engagement w Nowym Jorku. – Do tego, aby uzasadnić podejmowane decyzje i przedstawić je w szerszym kontekście, często wykorzystuje się think tanki".

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą