Tak prezes PiS komentował decyzję sądu, który w ramach zabezpieczenia powództwa Zbigniewa Bońka wydał całej redakcji „Gazety Polskiej" zakaz publikowania artykułów wskazujących np. na niegospodarne zarządzanie przez niego majątkiem PZPN. Pooburzałabym się razem z prezesem, gdybym nie pamiętała, że kilka lat wcześniej sam domagał się podobnego zabezpieczenia w procesie przeciwko Januszowi Kaczmarkowi, któremu chciał sądownie zakazać „udzielania osobom trzecim, przede wszystkim prasie, informacji na temat jego wiedzy o zdrowiu psychicznym", a także komentowania „w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób". Tamten wniosek został odrzucony, ale gdyby się prezesowi udało w sądzie zakneblować Kaczmarka, tłumaczyłby to zapewne koniecznością obrony swojego dobrego imienia. Czyli tak, jak dzisiaj wywalczony przez siebie sądowy zakaz tłumaczy Boniek, i tak jak zawsze tłumaczą podobne zakazy ich beneficjenci.

„Gazeta Polska" nie jest ani pierwszą, ani zapewne ostatnią ofiarą sądowej cenzury prewencyjnej. Gdy cztery lata temu „Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł o Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, państwowa firma kierowana przez partyjnego nominata PiS próbowała sądownie zakazać Agorze „wszelkich publikacji w zarządzanych przez nią mediach" na okres jednego roku. Po sądową cenzurę prewencyjną sięgają wszystkie strony politycznej sceny.

Jarosław Kaczyński całkiem wprost zapowiada personalne czystki wśród sędziów wydających wyroki, co prawda zgodne z prawem i dotychczasowym orzecznictwem, ale niezgodne z bieżącym interesem władzy. I jest to niestety charakterystyczne dla „reformy" sądownictwa w wykonaniu obecnego rządu – zamiast systemowej zmiany prawa doraźna wymiana jego egzekutorów. Bo przecież gdyby naprawdę chodziło o załatwienie czegoś więcej niż tej jednej sprawy prorządowej gazety, już dawno powstałby projekt zmiany prawa cywilnego tak, aby w ramach zabezpieczenia powództwa nie można było zasądzać prewencyjnego zakazu publikacji artykułów, które dopiero miałyby powstać. Ale akurat takie rozwiązanie nikomu w partii rządzącej nie przyjdzie do głowy, bo każda władza lubi mieć pod ręką prawne narzędzia dyscyplinowania niewygodnej prasy. Zmiany prawa zatem nie będzie, będzie wymiana prawników.