Wojna o głód

Mimo iż upłynęło już 80 lat, dziennikarze, historycy, dyplomaci i politycy ciągle się spierają, co sprawiło, że w latach 1932–1933, bez wojny, w straszliwych męczarniach zmarło w ZSRR z głodu kilka milionów ludzi.

Publikacja: 22.11.2013 23:12

Pomnik Hołodomoru stoi w sercu Kijowa. Ale Moskwa nadal nie uznaje, że doszło do ludobójstwa

Pomnik Hołodomoru stoi w sercu Kijowa. Ale Moskwa nadal nie uznaje, że doszło do ludobójstwa

Foto: AFP

Potworna klęska zdziesiątkowała rolników rosyjskiego Kubania, Powołża i południowego Uralu, północnego Kazachstanu, ale przede wszystkim zmiażdżyła ukraińskie chłopstwo. Najbardziej dotknięte zostały bowiem Ukraina i graniczący z nią, leżący w granicach Rosji Kubań. Ponad połowa ofiar głodu to mieszkańcy Ukrainy, ale na początku lat 30. na Kubaniu również dominował ukraiński etnos. Po 1933 tamtejsze stosunki narodowościowe zmieniły się.

Odpowiedź na pytanie, kto i dlaczego stał się ofiarą tamtego głodu, ma istotne znaczenie dzisiaj – i wcale nie chodzi o spory historyków. Ukraińskie świętowanie rocznic kataklizmu wywoływało i wywołuje gwałtowne i niechętne reakcje rosyjskie. „Nie ma historycznego dowodu na to, że głód został wywołany według kryteriów etnicznych" – stwierdził w 2008 roku... rosyjski parlament, który uznał za stosowne włączyć się w dyskusję o historii. Moskwie chodzi wszak o to, że pamięć o tamtej tragedii nie powinna dzielić, lecz łączyć. Według tej wykładni wszystkie narody dawnego ZSRR w jednakowej mierze były jej ofiarami i nie ma mowy o żadnych wyjątkach. Socjalizm bowiem był taki sam dla wszystkich.

Jednak Ukraińcy nie zgadzają się z taką tezą, skala katastrofy bowiem, jaka dotknęła właśnie ich naród, każe im to po prostu wykluczyć. W ciągu czterech lat II wojny światowej Ukraina straciła ok. 8 mln mieszkańców, natomiast w ciągu jednego tylko roku głodu – ok. 3,4–4,8 mln.

Rzeczywiście jednak nie istnieje żaden bezpośredni dowód historyczny, by wielki głód rozpętano właśnie dla zmiażdżenia drugiego co do wielkości narodu w ZSRR. W przypadku Ukrainy nie było czegoś takiego jak „konferencja w Wannsee" (która, przypomnijmy, zapoczątkowała Holokaust). Istnieje ciąg bardzo wyraźnych poszlak wskazujących, iż sama katastrofa była co prawda efektem szalonego eksperymentu społecznego prowadzonego przez uzbrojonych fanatyków. Jej skutki natomiast dotknęły Ukrainy na tak gigantyczną skalę z powodu fobii, resentymentów czy zwykłego ograniczenia umysłowego wykonawców. Krótko mówiąc: to, co zaczęło się jako „walka o socjalizm na wsi" w całym ZSRR, przerodziło się w antyukraiński pogrom i to nie tylko na wsi, ale i w miastach, gdzie władze zmiażdżyły ukraińską elitę kulturalną i naukową.

Nawet jednak taka konstatacja jest nie do przyjęcia z punktu widzenia dzisiejszej, oficjalnej Moskwy, która budując swoją tożsamość narodową, próbuje zracjonalizować cały nonsens okresu stalinowskiego. Krew, pot i łzy okresu błędów i wypaczeń powinny mieć sens: budowę wielkiego państwa, które przetrwało wojnę i rzuciło wyzwanie Ameryce. W takiej konstrukcji nie ma miejsca na irracjonalne zachowania czy zwykłą głupotę ludzi sprawujących władzę, a tym bardziej samego Stalina, który został już we współczesnej Rosji nazwany „efektywnym menedżerem". A tymczasem to głównie jego ograniczone horyzonty umysłowe (ładny eufemizm, prawda?) doprowadziły do ukraińskiej katastrofy.

Pod koniec lat 20. pod naciskiem Stalina zapada decyzja o „kolektywizacji wsi", czyli zapędzeniu chłopów do kołchozów. Wszelkie sprzeciwy, zwracanie uwagi na tworzenie sobie samemu niepotrzebnych trudności gospodarczych zostaje zakwalifikowane jako działalność rozłamowa (w rządzącej partii), spisek, a w konsekwencji „działalność agenturalna" (jak w przypadku Nikołaja Bucharina, który zamiast tworzenia kołchozów doradzał podniesienie cen skupu zbóż). Według oficjalnej wykładni skołchozowana wieś miała dać więcej zboża, a to było potrzebne na eksport. W zamian kupowano wszystko, co było potrzebne do industrializacji kraju. Ogromna machina bolszewickiej władzy i tłumy spragnionych jakiegokolwiek działania aktywistów ruszyły na wieś nieść postęp i zwalczać ciemnotę.

Wandea na Kubaniu

Wieś jednak stawiła opór. Wiosną 1930 roku zaczęły wybuchać regularne powstania chłopskie, tłumione przez wojsko. Najgorzej było na Ukrainie oraz na Kubaniu, czyli w rejonach, które dziesięć lat wcześniej stawiały długo zorganizowany opór władzy bolszewików. Kreml cofał się, zmniejszał nacisk na kolektywizację, ale nie słabły represje przeciw ujawnionym przeciwnikom. Do 1932 roku na samej Ukrainie skazano około 100 tysięcy osób (głównie klasyfikowanych jako „kułacy"). Po kolejnej fali represji następowała kolejna fala kolektywizacji, natrafiająca znów na opór – ale coraz słabszy. Swoje robiły wyroki sądów i zsyłki na północ. Ale też rosnąca z roku na rok wielkość konfiskat ziarna, która po prostu fizycznie osłabiała mieszkańców wsi. Tym bardziej że w ZSRR wprowadzono zaopatrzenie na kartki i wieś prawie nic nie dostawała.

Jednocześnie Kreml żądał zboża, żywiąc najwyraźniej głębokie przekonanie, że jego zasoby naprawdę istnieją na wsi, tylko chłopi je schowali. Zwiększano więc co roku kwoty ziarna, które wieś miała dostarczyć. Na przednówku w 1931 i 1932 karne ekspedycje (liczące setki tysięcy aktywistów, milicjantów, żołnierzy) przemierzały rolnicze rejony kraju, wydzierając ziarno. Ukraina była spichlerzem carskiej Rosji – tyle władcy Kremla zapamiętali z wykładów marksistowskiej ekonomii – tam też srożył się największy terror. Już wiosną 1932 roku zmarło na Ukrainie z głodu ponad 200 tysięcy osób.

Nie pomogły tłumaczenia nielicznych odważnych wśród komunistów, że wieś w całym ZSRR znalazła się na skraju katastrofy. W 1932 roku Stalin kazał zwiększyć ilość dostarczanego zboża w przyszłym roku, a latem po kraju rozesłał swych współpracowników, by nadzorowali akcję. Sam siedząc na wakacjach w Soczi, dyktował rozporządzenia, które na sąsiednim Kubaniu wprowadzał w życie Łazar Kaganowicz. W Kijowie kopiował je szybko Wiaczesław Mołotow, przy okazji zaostrzając kary dla opornych, zapewne po to, by nie zostać posądzonym o niegodną bolszewika łagodność. Tam gdzie Stalin apelował, by „nie bać się orzekać kary śmierci, jeśli to konieczne", Mołotow pisał wprost: „karać śmiercią". Oddając mu sprawiedliwość, należy zauważyć, że latem 1932 na partyjnym spotkaniu w Moskwie przestrzegał, że „naprawdę stoimy przed widmem głodu, i to w rejonach najbogatszych w zboże". Ale po usłyszeniu „partyjnej krytyki" zgodził się, że zboże należy zebrać „za wszelką cenę".

Kaganowiczowi do grudnia udało się wydusić z Kubania żądaną ilość zboża. Efekty z przerażeniem oglądał pisarz Michaił Szołochow, który próbował protestować i wysłał do Stalina list, prosząc o przysłanie... pomocy żywnościowej. Stalin odpisał mu: „Szanowni rolnicy prowadzili sabotaż i wcale nie byliby od tego, by zostawić Armię Czerwoną bez chleba. Ten fakt, że sabotaż był cichy i niewinny (bez krwi) – nie zmienia tego, że szanowni rolnicy w rzeczy samej prowadzili »cichą wojnę« z władzą radziecką. Wojnę na wyniszczenie, drogi towarzyszu Szołochow".

Szołochow pisał o ludziach puchnących z głodu. Ale rzeczywistość gdzieś zniknęła wraz z głodującymi i pustoszejącymi wsiami, tłumami ludzi uciekającymi do miast i żebrzącymi na ulicach, wyrzynanym bydłem. W odpowiedzi usłyszał, że to był wróg, który chciał zagłodzić Armię Czerwoną... Byłoby to pewnie śmieszne, gdyby nie miliony ludzi, które zapłaciły życiem za brak elementarnej wiedzy ekonomicznej i sekciarską zajadłość jednego człowieka.

Stalin pisał do Szołochowa o Kubaniu. W oficjalnych radzieckich dokumentach stamtąd z jesieni 1932 roku ten podstępny wróg określany jest jeszcze jako „wróg klasowy", „kułak", „agenci kułactwa". Ale już po dwóch miesiącach następuje zmiana i oficjalne dokumenty radzieckie z Ukrainy będą klasyfikować wroga inaczej: „agenci kontrrewolucji" lub „sabotażyści". W partyjnej nowomowie to już ogłoszenie wojny. „Agentów kułactwa" można zsyłać na północ, dla „sabotażystów" nie ma litości, a „kontrrewolucję" dławi się siłą, czego właśnie doświadczyła Ukraina.

Zacofane kułactwo

Dlaczego to na Ukrainę skierowana została cała wściekłość radzieckiej elity? Bo najdłużej nie można było z niej wydrzeć zaplanowanych ilości zboża. Bo od początku kolektywizacji stawiała największy opór, będąc centrum chłopskich wystąpień i powstań jeszcze w 1930 roku. Bo Kreml był przekonany, że to ona, jak żadna inna część składowa ZSRR, jest bastionem „zacofanego kułactwa". Z jednej strony chłopi tam rzeczywiście byli najsilniejsi liczebnie, najbogatsi, a też najlepiej zorganizowani i z długą tradycją oporu wobec wszelkiej władzy (poczynając od polskiej). Z drugiej – ówczesna ukraińska kultura wywodziła się ze wsi i była z tego dumna. Kolektywizacja i cały bolszewicki atak na wieś były ciosem w samo jądro ukraińskości. Pewnie dlatego na Ukrainie odnotowano największy odsetek przedstawicieli władzy (przewodniczących kołchozów i przewodniczących rad wiejskich) represjonowanych za odmowę wykonania planów zbioru zbóż.

Walce z wsią towarzyszyło też niszczenie miejskiej ukraińskiej inteligencji. Od początku kolektywizacji aż po styczeń 1933 OGPU (wcześniejsza nazwa NKWD-KGB) co roku wykrywało spiski na Ukrainie. Fala aresztowań objęła kilka tysięcy osób, w tym 2 tysiące duchownych zniszczonej w 1930 roku Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, 250 członków Ukraińskiej Akademii Nauk czy 153 pisarzy. Apogeum represji nastało w 1933 roku, tak jak i na wsi.

Dlaczego zatem na przełomie 1932 i 1933 roku na Ukrainie nie wybuchły powstania, jak działo się na początku kolektywizacji? Dlaczego opór zbrojny prawie nie istniał? Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w trwających już trzy lata represjach wobec wsi: aresztowaniu, zesłaniu dziesiątków tysięcy kułaków i śmierci prawie 200 tys. chłopów na przednówku 1932 r. Wyniszczoną, pozbawioną przywódców i osłabioną fizycznie wieś stać było już tylko na bierny opór.

Jeszcze w październiku radziecki rząd zakazał dostarczania jakichkolwiek towarów do wiejskich  rejonów republiki. A Politbiuro wydało dekret o „likwidacji kontrrewolucyjnych gniazd i rozbiciu kułackich grup". To było słownictwo z czasu wojny domowej przyjęte już przez komunistów za przykładem Stalina.

Ponieważ jednak do grudnia 1932 r. Mołotow nadal nie dał sobie rady na Ukrainie, Stalin kazał  Kaganowiczowi wesprzeć go. Od tej chwili to, co się dzieje nad Dnieprem, można nazwać już tylko eksterminacją.

Wroga na wojnie należało zdusić za wszelką cenę. Na początku grudnia zakazano na Ukrainie... handlu ziemniakami. Cios był tym silniejszy, że zbożem już od dawna nie wolno było handlować. Zaczął się głodowy exodus chłopów do centralnej Rosji i na Powołże, też dotknięte głodem, ale z perspektywy Ukraińców będące cichą przystanią. W odpowiedzi Kreml wprowadził blokadę wewnętrznych granic Ukrainy z Rosją i Białorusią, zakazano również indywidualnym podróżnym wwożenia żywności na Ukrainę. Zakaz migracji chłopów wyjaśniono następująco: „Komitet Centralny i rada komisarzy ludowych uważa, że wyjazdy (...) są organizowane przez wrogów władzy radzieckiej, eserów i agentów Polski (sic!), by w północnych rejonach agitować przeciw kołchozom i w ogóle przeciw władzy radzieckiej".

Takich represji nie doświadczył żaden rejon ówczesnego ZSRR. „Powstało gigantyczne głodowe ghetto" – napisał o Ukrainie jeden z zachodnich historyków, po którym krążyły „brygady zbożowe", szukały ziarna i zabijały chłopów.

Rusyfikacja ocalonych

Apogeum miało nadejść wiosną, ale już od grudnia głód i epidemie (głównie tyfusu) zbierały swoje żniwo. Na ulicach ówczesnej ukraińskiej stolicy, Charkowa, znajdowano dziennie ok. 200 ciał zmarłych z głodu. Szef partii komunistycznej w mieście Tieriechow pojechał do Moskwy prosić Stalina o złagodzenie polityki, próbował też opowiedzieć mu o masowym głodzie. „Nam mówili, że wy, towarzyszu Tieriechow, jesteście świetnym mówcą – usłyszał od Stalina – a teraz okazuje się, że jesteście też dobry bajarz – stworzyć taką bajkę o głodzie, myśleliście, że nas przestraszycie, no – nie uda się! Nie lepiej by było wam zostawić partyjną robotę i pójść do Związku Pisarzy? Będziecie bajki pisać, a głupki będą czytać".

Skutki tej zajadłości stały się w pełni widoczne  wiosną 1933 roku, gdy zmarło kilka milionów osób. Takie sformułowanie jest jak najbardziej właściwe, nikt bowiem nie wie ile. Obecnie uczeni stosują skomplikowane techniki statystyczne, by wyliczyć liczbę ofiar. Ich szacunki wahają się od 3,4 mln do 4,8 mln.

Eksterminacja wsi z jej tradycyjną kulturą w połączeniu z likwidacją miejskiej inteligencji stworzyła świetne warunki do rusyfikacji kraju. Aż dziw bierze, że to się nie udało przy takiej hekatombie (a po niecałych 10 latach nastąpiła przecież kolejna – wojna). Ale faktem jest, że jeszcze na początku lat 90. w Kijowie niełatwo było porozumieć się po ukraińsku.

Trudno się dziwić, że obecnie Ukraina uważa wielki głód za ludobójstwo skierowane przeciw narodowi ukraińskiemu i domaga się tego od innych. Trudniej zrozumieć obecną postawę Kremla, który wszelkimi sposobami usiłuje zdezawuować Kijów. Być może alergicznie reaguje na sam termin „ludobójstwo", czego przykładem był spór wokół zdefiniowania mordu katyńskiego. Tam jednak w grę wchodziły interesy finansowe: rosyjscy politycy straszyli się nawzajem pozwami polskich rodzin ofiar o odszkodowania. Chyba jednak nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, by rodziny ofiar głodu pozywały Kreml do Strasburga.

A być może chodzi o wartości bardziej niematerialne jak prestiż. Rosja, która uznała się za spadkobiercę ZSRR, nie chce dostać w tym wianie również wstydu i hańby. Niełatwo jednak tego uniknąć, gdy samemu próbuje się wstawić Stalina do panteonu nowej Rosji jako „zwycięskiego głównodowodzącego" z czasów wojny czy „efektywnego menedżera" czasów kolektywizacji i industrializacji.

A jeśli się powiedziało „a", to trudno uniknąć „b". Trzy lata temu WikiLeaks twierdził, że ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew szantażował Azerbejdżan, grożąc, że jeśli ten również oficjalnie uzna ludobójstwo, to „może zapomnieć o Górskim Karabachu". Brytyjscy dyplomaci informowali o podobnym szantażu również w stosunku do Kirgistanu. Kłótnia historyków i debaty na temat historycznej tożsamości przybierają zaiste zdumiewające formy.

Mimo to już 25 państw (w tym i Polska) uznało wielki głód na Ukrainie za ludobójstwo.

Autor jest historykiem i dziennikarzem, wieloletnim korespondentem w Moskwie. Do niedawna był członkiem zespołu redakcyjnego „Uważam Rze Historia"

Potworna klęska zdziesiątkowała rolników rosyjskiego Kubania, Powołża i południowego Uralu, północnego Kazachstanu, ale przede wszystkim zmiażdżyła ukraińskie chłopstwo. Najbardziej dotknięte zostały bowiem Ukraina i graniczący z nią, leżący w granicach Rosji Kubań. Ponad połowa ofiar głodu to mieszkańcy Ukrainy, ale na początku lat 30. na Kubaniu również dominował ukraiński etnos. Po 1933 tamtejsze stosunki narodowościowe zmieniły się.

Odpowiedź na pytanie, kto i dlaczego stał się ofiarą tamtego głodu, ma istotne znaczenie dzisiaj – i wcale nie chodzi o spory historyków. Ukraińskie świętowanie rocznic kataklizmu wywoływało i wywołuje gwałtowne i niechętne reakcje rosyjskie. „Nie ma historycznego dowodu na to, że głód został wywołany według kryteriów etnicznych" – stwierdził w 2008 roku... rosyjski parlament, który uznał za stosowne włączyć się w dyskusję o historii. Moskwie chodzi wszak o to, że pamięć o tamtej tragedii nie powinna dzielić, lecz łączyć. Według tej wykładni wszystkie narody dawnego ZSRR w jednakowej mierze były jej ofiarami i nie ma mowy o żadnych wyjątkach. Socjalizm bowiem był taki sam dla wszystkich.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą